Dziewięć

7 1 0
                                    

Z namaszczeniem przebierasz się w swoją przepiękną suknię. Asfelda, ruda elfka, kazała ci się nie spieszyć, a sama gdzieś wyszła.

Kiedy masz już suknię na sobie, rozglądasz się po pomieszczeniu. Utrzymane jest w tonacji kolorów ognia i obficie udekorowane. Ściany okrywają draperie, a na wszelkiego rodzaju komodach i innych meblach wala się mnóstwo bibelotów.

Najbardziej jednak zaintrygowała cię figurka lisa wielkości tych prawdziwych. Zaciekawiona podchodzisz i bierzesz ją w ręce.

- Witam ssszanowną najadę... - słyszysz syczący niczym płomienie głos.

Z cichym okrzykiem odskakujesz od figury. Ten ktoś - lub coś - nie odzywa się po raz kolejny.

Zaintrygowana, ponownie bierzesz rzeźbę do ręki.

- Boisssz sssię mnie? - głos był rozbawiony.

- Ty jesteś tą figurką? - patrzysz z ciekawością.

- Owssszem, a czego się ssspodziewałaśśś?

- No, nie wiem, z pewnością figurki syczącej tu w pokoju u nieznajomej elfki, wiesz? - odparowałaś sarkastycznie, odzyskując rezon.

- Jak sssobie chcesssz. Co tu w ogóle robisssz? Nie wydaje mi sssię, żeby Verdewasssssse było sssiedzibą najad.

- A, taka jedna, Saffirea, mnie i moją koleżankę przyprowadziła.

Głos figurki przez chwilę nie był słyszalny. Po chwili jednak znów się odzywa, a ty masz wrażenie, że bardzo się przejęła podaną przez ciebie informacją.

- Ona jessst królewssską wysssłanniczką, kurierką, persssonalną marionetką! Nie możesssz sssię z nią zadawać! - wręcz wykrzyknęła figurka.

- A... ale czemu? To bardzo ciekawa osóbka, no i w sumie nic nam nie zrobiła... - odrzekłaś zdezorientowana.

- Nic nie rozumiesssz. Ona... - głos urwał.

Po chwili zrozumiałaś dlaczego. Otóż do pokoju weszła jego właścicielka.

Asfelda zbladła i podbiegła do ciebie, jednak gdy stanęła przy tobie twarz miała opanowaną.

- Widzę, że spodobała ci się figurka? - rzekła do ciebie.

- Ano. Wygląda jak żywa!

- Jest... interesująca, to fakt. - zrobiła pauzę - Widzę, że jesteś już gotowa? Super, ja też. Chcesz się przejść, czy coś?

- Jasne, chętnie! Chcesz mnie oprowadzić po Verdewasse? - odpowiadasz.

~ * ~

Wszystko wokół ciebie zlewa się ze sobą. Dźwięki dochodzą jak zza ciężkiej kurtyny.

Nagle błyslawicznie wracają ci wszystkie zmysły.

- ' Co... Co się stało? Gdzie jestem?! ' - rzucasz w przestrzeń jaźniową.

Twarz pochylająca się nad tobą zmienia swój wyraz z zaniepokojonego na uradowany.

- Żyjesz! Jak dobrze. No więc, umm, zostałaś zaatakowana przez ptaka z trucizną w szponach, i, na szczęście, zawołano nas. Leżysz w infirmarium. - poinformowała ciebie.

Gwałtownie wstajesz, a wtedy powracają do ciebie wszystkie szczegóły. Rozglądasz się i na posłaniu obok widzisz Rayllen, nie wiesz, czy śpiącą, czy nieprzytomną.

Uświadamiasz sobie, że dopóki ona nie wstanie na nogi, masz wolną rękę, co bardzo cię uradowuje. Z pomocą magii materializuje się na tobie twój dawny płaszcz. Wstajesz i wychodzisz, po drodze rzucając "Dziękuję za wyleczenie!" będącym tam elfkom.

Wychodzisz na zewnątrz pałacu, zaskoczona niedostrzeżoną wcześniej gęstą mgłą. Idziesz ścieżką w prawo.

Po chwili twoim oczom ukazuje się ogromne drzewo o fioletowych liściach. Zaintrygowana, podchodzisz bliżej, by zobaczyć coś więcej.

Ni stąd, ni zowąd, wpadłaś na kogoś. Tym kimś okazała się być jakaś fioletowowłosa elfka niosąca podłużny pakunek. Jako że jesteś od niej wyższa, ona zadziera głowę i patrzy na ciebie wyzywająco, jakby mówiła "No dalej, powiedz coś, co tak stoisz?".

Próbujesz ją wyminąć, ale zastępuje ci drogę.

  - Nie. Tylko Fioletowe mogą. A ty, zdaje się, masz być w pałacu. - rzekła krótko.

Odwracasz się i przechodzisz parę kroków, ale nie masz żadnego pojęcia, gdzie jesteś. Oglądasz się za siebie i, ku twojej uldze, widzisz elfkę za sobą.

  - 'Umm, tak jakby się zgubiłam. Chcesz mi pomóc?' - pytasz.

Ona w odpowiedzi przewraca oczami i robi wymowną minę.

  - Masz szczęście, że akurat tam szłam. - po czym rusza  truchtem w kierunku, który, jak zgadywałaś, prowadzi do pałacu.

~ * ~

Już dawno byłaś na nogach. Teraz zaangażowałaś się w przygotowywanie specjalnie do tego przystosowanego pomieszczenia do Ceremonii. Zostało tylko półtora stadia, a wy macie do wykonania tyle rzeczy! Niestety, aby Ceremonia odbyła się bez zakłóceń, do owych przygotowań nie można było użyć magii.

Podczas tych czynności roztrząsujesz widzianą wcześniej scenę. Definitywnie coś było nie tak. Od twojego wybycia musiało się dużo zmienić.

Nie wątpisz w to, że Mrocznej nic nie będzie. Akurat z taką trucizną już się spotkałaś i wiesz, że podano jej antidotum na czas. Jedynymi osobami, o które się martwisz, są Srebrne z infirmarium - od czasu twojego przybycia miały aż za dużo roboty.

Masz mieszane odczucia co do zastosowania Ceremonii na nie-elfkach. Nigdy wcześniej nie było to robione, a poza tym nie potrafisz się domyślić intencji Rayllen.

Wysłała ciebie na misję pokojową, by sprowadzić przedstawicielki innych ras (oprócz aeriad, je znacie bardzo dobrze), by dowiedzieć się więcej o nich i o ich zwyczajach.

Ale w połowie drogi do pałacu królowej Sahirre Rayllen wysłała posłanniczkę, która, jak podejrzewasz,  odurzyła cię czymś i przekazała nowe rozkazy władczyni: wziąć pierwsze lepsze osobniczki i wracać.

Otumanienie minęło dopiero gdy doszłaś nad jezioro i przespałaś się, ale rozkazy to rozkazy. I tak oto skończyłaś tu, z takimi, a nie innymi driadą i najadą.

Jakieś pół stadia przed Ceremonią przygotowywanie sali skończyło się, a ty z niepokojem w sercu udajesz się do pokoju przebrać się - a bardziej właściwie zdjąć iluzję, by odkryć przepiękną kreację z wcześniej.

Po chwili jednak z powrotem kamuflujesz strój i wychodzisz na dwór. Przed drzwiami czeka na ciebie Shoen, Fioletowa, z twoimi odnowionymi sztyletami.

Z westchnieniem ulgi przejmujesz od niej pakunek. Niby to paranoja, ale mimo wszystko po tym, co zdarzyło się z Rayllen, wolisz zachować ostrożność.

Śmiertelna Graحيث تعيش القصص. اكتشف الآن