Siedem

12 3 0
                                    

Z radością oglądasz swój nowy wizerunek w każdej mijanej witrynie. Zauważasz, że wszystkie sklepy i lokale usługowe usytuowane są w dwóch rzędach naokoło murów, a w środku majaczą jakieś dziwne kształty - zapewne siedziby mieszkalne.

Saffirea ciągnie cię do innej kolorystycznie sekcji usługowej. Po chwili wkraczacie do przepięknego, choć na twój gust zbyt różowego pomieszczenia. Wita was elfka o pastelowych różowych włosach, prowadząc do osobnego pokoju. 

 - Witam, jestem Fyrgha i będę zdejmować z ciebie miarę, więc, no, musisz się rozebrać. Saf, wyjdź proszę. - przemówiła elfka.

Saffirea zrobiła, co jej kazano, a Fyrgha, machnąwszy na jakieś przyrządy, które zaczęły ciebie mierzyć, podeszła do stolika i powpisywała wymiary.

 - No, no, widzę, że woda wysmukla. Wiele elfek może ci pozazdrościć kształtów. Z tej racji dam ci coś, co ową figurę podkreśli, a jednocześnie nie będzie ani zbyt prostackie, ani zbyt królewskie, takie w sam raz na Ceremonię. 

 - Ceremonię? - pytasz.

 - Tak, Ceremonię Wyboru. Niestety nie wolno mi ujawniać informacji, ale mogę powiedzieć, że nic nie boli, a nawet sprawia przyjemność. - odpowiada Fyrgha.

W tym samym czasie obserwujesz jej śmigające pomiędzy materiałem palce, tworzące kreację dla ciebie. Poi chwili widzisz przepiękną suknię z lśniącej, lejącej się tkaniny koloru twoich włosów. 

 - Łooo... - tylko tyle możesz wyrzec.

Fyrgha nakłada na ciebie te przecudowne odzienie, które pasuje jak ulał. Sprawdzasz w lustrze: sukienka jest lekko rozkloszowana w talii i opada do połowy łydek, posiada także długie rękawy sprawiające wrażenie bycia niepołączonym z resztą. Elfka wyciąga skądś pasujące buty, również perfekcyjne: sandały sznurowane wstążkami na lekkim obcasie. 

 - I gotowe! Naprawdę jesteś idealną figurą. Mam nadzieję, że nie zniszczysz jej, dobrze? - z tymi słowy zdjęła kreację z ciebie i wsadziła w materiałową torbę, wręczając ci ją.

 - Ach, prawie bym zapomniała! Jeszcze to! - ubrała mnie z powrotem w starą sukienkę.

- Żegnam! Mam nadzieję na zobaczenie się jeszcze kiedyś! - z tymi słowy wychodzisz do Saffirei z torbą w ręce.

~*~

Czujesz się nieswojo paradując po pokoju wyglądajaca tak. Ta okropna żółtowłosa Dlaiine zdjęła z ciebie wszelkie okrycie i - nie mrugnąwszy nawet okiem na widok twojego poharatanego ciała - wykonała zaklęcie trwałej iluzji. Teraz twoja druga połowa wygląda nieskazitelnie i dokładnie jak ta pierwsza. Tylko włosy zostawiła bez ingerencji - połowę czarną jak węgiel, którym umalowała jej powieki, a połowę przezroczysto-białawą. W gruncie rzeczy zaplecione w te fantazyjne upięcie wyglądały całkiem jak brzoza.

W drugim kącie pomieszczenia siedzi fioletowowłosa elfka i szyje dla ciebie kreację, w jakiej wystąpisz na Ceremonii. Podoba ci się nastawiene Shaer - równie niegadatliwej jak ty - produkuje rzeczy mające zadowolić klientów, ale wykonalne.

Po paru chwilach odwraca się i nakłada ci suknię, taką, o jaką prosiłaś. Zakrywa ona praktycznie cały tułów. Czarne pasy materiału powiewają za tobą, a równie czarna kreacja zwisa do kostek, przepasana białym pasem. Dodatkowo dostajesz białe kozaki na obcasie, białą bransoletkę i naszyjnik oraz takąż różę do wpięcia w czarną część włosów. 

Zadowolona dziękujesz Shaer i wychodzisz z nowo pozyskanym zestawem w płóciennej torbie.

Na zewnątrz czeka już Dahllea, gotowa zaprowadzić ciebie do pałacu Królowej Rayllen, do której nieszczególnie jesteś przekonana. Dla ciebie to dość aroganckie - niszczyć ustalony porządek i wywoływać chaos. Z drugiej jednak strony rozumiesz elfki. W końcu po pierwsze władają magią, a po drugie Owoc Drzewa Władzy, lub, jak kto woli, Rhiannon, Królowa Sahirre, jest jedynie niemagiczną mieszanką najady i driady. To trochę bardzo niesprawiedliwe.

Dochodzisz z Dahlleą do pałacu. Szczerze mówiąc, nie zwracałaś uwagi na otoczenie i dopiero na szturchnięcie elfki podnosisz wzrok.

~*~

Dahllea i Arista w końcu doszły do ciebie i Marissy. Teraz możecie wchodzić. Odprawiasz Żółtą z powrotem, a sama zamieniasz swój podróżny strój na adekwatną Kurierce złotą sukienkę w antycznym stylu.

Jedno spojrzenie na towarzyszące ci dziewczyny uświadomiło ci, że powinny także się przebrać. Transmutujesz ich stroje na proste białe suknie, a na twarze i włosy nakładasz im iluzję, jakoby były nieumalowane i z rozpuszczonymi kosmykami.

 - Zachowujcie się. Nie chcecie chyba, aby szlachta pomyślała " jakie te driady czy najady prostackie" ? - uprzedzasz i stukasz w jeden z korzeni ogromnego drzewa, będącego pałacem. 

Niemal natychmiast zostajesz przeniesiona do wnętrza. Wraz z tym widokiem powraca twoje dystyngowanie. Prowadzisz Marissę i Aristę do głównego pomieszczenia - sali tronowej. 

Ku twojemu zaskoczeniu zmieniła się ona całkowicie. Zupełnie inna aura okalała już drzwi. Z wahaniem pukasz.

 - Wejść. - rozlega się lodowaty głos z pomieszczenia.

Po otwarciu masywnych wrót zamierasz ze zdziwienia. Cały dość długi pasaż do tronu obsadzony został żerdziami... na których siedziały ptaki. Mnóstwo ptaków. Od najmniejszych kolibrów po przepotężne wojowniki wspaniałe. 

 - Pani? Na'esthe, eswinn Rayllen. Esw jyrrhe Saffirea. Lae'rr twaihe et meingh. Qoi mena ufreenh? (Pozdrowienia, o pani Rayllen. Saffirea me imię. Przyprowadzam najadę i driadę. Czy zezwalasz?) - pytasz.

 - Na'esthe. Naasw ufreenh, Saffirea. Saiijo'neha, freh ghai. (Pozdrowienia. Zezwalam, Saffireo. Podejdź, niech zobaczę.)

Z wahaniem popędzasz Marissę i Aristę do tronu. Masz niejasne uczucie, że coś się wydarzyło. 







Jejku, z dziesięć razy smakowałam ten język na języku! Jest prze-cu-do-wny! No i alfabet pisany także stworzyłam.

Może kiedyś dodam audiobook tutaj? Może? 

Anyway, jeżeli wam też się podoba, przedstawcie się w komentarzu, a wisienką na torcie niech będzie wasza gwiazdka! 

Na'esthe, esweinnen fierjennde.  (Pozdrowienia, czcigodni czytelnicy.)

Vesdei, Loivissa (Wasza, Loivissa)

Śmiertelna GraOù les histoires vivent. Découvrez maintenant