— Nie uwierzysz, Elizabeth w końcu wychodzi za mąż! – wykrzyknął nagle rozentuzjazmowany Andrew.

Zaskoczona wynurzyła się z szafy, w której szukała odpowiedniego żakietu. Do tej pory nie zauważyła kartki papieru, którą Drew dzierżył dłoni, wymachując nią niczym flagą.

— Za tego kretyna, który puszcza ją non stop kantem? – zapytała z niesmakiem przypominając sobie osobnika, z którym ostatnio widziała siostrę.

— Daj spokój, Dilly! To ona będzie z nim żyła, nie ty.

— Aha. Ale z płaczem przybiegnie do mnie.

— Ona przynajmniej ma perspektywę ustabilizowanego życia i braku chorób wenerycznych – odparł z krzywym uśmieszkiem na twarzy.

— Kolejny przytyk? Spadaj, Drew. Teraz zaczyna się najlepsza część mojego życia i nic mi tego nie popsuje. Nawet ty – zaznaczyła, patrząc na brata przymrużonymi oczami. Po chwili dodała: – a David nie miał żadnej choroby wenerycznej!

— No tak, zapomniałem, że ostatnio twoje łóżkowe podboje mają kij w dupie – zaśmiał się głośno, odchylając głowę do tyłu, ukazując Cordelii tym samym, kolejny już tatuaż zdobiący jego wysportowane ciało. Wolała nawet sobie nie wyobrażać reakcji rodziców, gdy to zobaczą. Na szczęście, ostatnio oboje mieli bardzo luźne kontakty z Peterem i Judith Weston, zatem pewnie nieprędko nastąpi ta niebotycznie interesująca chwila. Powróciła jednak do obecnej sytuacji i rozstania, które nie należało do najprzyjemniejszych.

— Już nie — mruknęła niechętnie, odnosząc się do wypowiedzi brata, westchnąwszy ciężko.

— Słucham? Czyżbym usłyszał właśnie, że wyrzuciłaś w końcu ze swojego łóżka tego durnia bez jaj?

Zaskoczony Andrew odwrócił się w stronę siostry, która spoglądała na niego z niepewnością. Miał nadzieję, że w końcu Cordelia przestanie myśleć waginą, a zacznie używać swojego niewątpliwie, nieprzeciętnie bystrego umysłu. Nie sądził jednak, że doczeka się aż takiej zmiany! Ostatnio wszystkie ich kłótnie zaczynały się i kończyły na Davidzie Collinsie, dwulicowej szui, która udawała faceta. Cordelia niczym ćma lecąca do światła, za każdym razem wpuszczała go do swojego życia i sypialni, gdy ten miał na to ochotę. Oczywiście równie szybko z jej świata wyskakiwał. Dilly twierdziła, że jest on tym właściwym facetem, który ją rozumie i szanuje, a przede wszystkim nie oczekuje czegoś więcej, cokolwiek miała na myśli.

David był prokuratorem w Bostonie, więc jej marzenia powinny być dla niego oczywiste. A ich rodzice powtarzają, że to on, Andrew, nie wie czego naprawdę chce w życiu. Ich córka była jeszcze gorsza. Dobrze wiedziała co pragnie osiągnąć, jednak nie bardzo jej szło w znajdowaniu sojuszników w dążeniu do tego celu. Choć Drew nie był może romantykiem widzącym w każdej napotkanej dziewczynie drugą połówkę, to nie był także całkowitym durniem. Wiedział, że można znaleźć kogoś, z kim będzie miło dzielić takie chwile, jak otrzymanie stażu w wymarzonej kancelarii. Drew nie musiał pytać Cordelii, czy jej były przyjaciel do łóżka ucieszył się na wieść o osiągnięciu przez nią sukcesu. Wiedział bowiem, że odpowiedź byłaby przecząca. Za dobrze znał ten typ facetów, zadufanych w sobie wypierdków, którzy traktowali kobity wyłącznie jako dodatek, ozdobę do swojego idealnego życia.. Na co dzień miał z takimi do czynienia na studiach, na które wysłał go ojciec.

Cordelia spojrzała w duże lustro wiszące na drzwiach garderoby. Wiedziała, głównie dzięki swojej przyjaciółce zajmującej się organizacją profesjonalnych pokazów mody, jak wiele znaczy właściwie dobrane ubranie. Pierwsze wrażenie jest najważniejsze i miała tego świadomość. W końcu postawiła na granatowy garnitur i jasnoniebieską bluzkę. Nie mogło zabraknąć ulubionych butów w postaci czarnych szpilek. Nie mogła nic poradzić na to, że kochała szpilki, choć wiele mogłoby zostać uznanych za niebezpieczne dla zdrowia, a nawet życia, przez ich wysokość. Cordelia uważała jednak, że dodają jej odwagi i pewności siebie, a także swoistej elegancji.

Prawnicy - tom 1 - WYDANA :) (Premiera 08.02.2019 r.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz