Chapter 8

868 122 18
                                    

Następnego dnia jak zwykle poszedłem do pracy. Posępna aura nadal mnie nie opuszczała, po tym jak Mark mnie wystawił.

Naprawdę cieszyłem się ze spotkania z nim. Tak szczerze! Nie zawsze mi się to zdarza, bo w wolnym czasie wole sobie urządzać prywatne spotkania z książką i ciepłym łóżkiem u mnie w domu.

Siedziałem za ladą wspierając się o nią łokciem, i podpierając dłonią policzek. Przy okazji bazgrałem notesie, tak jak zwykle.

I znowu to przeklęte słowo wraca do użytku..

-Jackson, przetrzesz stoliki?- usłyszałem Hoseoka. Dzisiaj on ma ze mną zmianę.
Mi obojętne jest od której do której pracuje, i tak nie mam nic do roboty, a kilka dodatkowych groszy się przyda.

-Jasne- odparłem.

Podniosłem się ze swojego miejsca i wyjąłem spod lady specjalny spryskiwacz i rolkę papierowych ręczników. Urwałem kilka listków i razem z butelką środka do czyszczenia poszedłem przecierać stoliki.
Dzisiaj dzień nie jest jakoś inny od tych poprzednich. Pogoda dalej nie sprzyja, mróz jest coraz bardziej odczuwalny. Zima zbliża się wielkimi krokami.

Podniosłem wzrok znad brązowego blatu stolika i wlepiłem wzrok w okno, patrząc na spływające po szybie kropelki deszczu.

I wtedy go zobaczyłem. W moim sercu rozlało się rozczarowanie, ale na widok jego smutnej miny, zwieszonej głowy i czerwonych prawdopodobnie od płaczu oczu, zastąpiło je zmartwienie.

Pobiegłem do biura szefowej i bez pukania, chaotycznie wbiegłem do pomieszczenia. Skłoniłem się nisko i poprosiłem panią Kim by puściła mnie szybciej do domu.

Z racji tego, że nigdy mi się to nie zdarzało, pozwoliła mi skończyć na dziś. Szybko podziękowałem, chwyciłem kurtkę i wybiegłem na dwór.
Biegłem w kierunku w którym szedł Anioł. Nigdzie go jednak nie widziałem. Szlag!

Gdzie on mógł pójść? Nie znałem  go zbyt dobrze, więc nie mam bladego pojęcia. Chociaż moment...

Ruszyłem biegiem w stronę parku. Omijałem ludzi, podążając do tego jedynego miejsca. I gdy byłem już w odpowiedniej alejce, zwolniłem na widok chłopaka siedzącego na "jego" ławce.
Szedłem w jego kierunku i juz po chwili usiadłem obok. Miał twarz schowaną w dłoniach, był zgarbiony, opierając łokcie o kolana.

Dotknąłem delikatnie jego ramienia, które odziane było w granatową kurtkę. Chłopak drgnął lekko i odsłonił twarz, spoglądając na mnie.

-Coś się stało?- zapytałem. Nie mówiłem zbyt głośno, bojąc się go spłoszyć. W jego oczach malowała się jakiegoś rodzaju dzikość, smutek i rozpacz.

-Tak.. T..To znaczy nie.- jąkał się i pociągnął nosem.

-Na pewno? Nie wyglądasz najlepiej.- zmarszczyłem zmartwiony brwi.

-Nie przyszedłem wczoraj nawet na nasze spotkanie, a ty się martwisz- prychnął. Nie spodziewałem się tego po tak delikatnie wyglądającej istocie.

-Na pewno miałeś coś ważnego do zrobienia- wzruszyłem ramionami.

-W pewnym sensie masz rację- mruknął i znowu wbił wzrok w ziemię.

Nie wiedziałem jak mam go pocieszyć, nie jestem w tym dobry. Ale bardzo tego pragnąłem, co było dziwne.

-To co się stało, że jesteś taki smutny?- zapytałem.

-Pokłóciłem się z mamą, zostałem okłamany przez nią i uciekłem z domu- powiedział na pozór beznamiętnie, ale na końcu zdania jego głos  leciutko prawie niesłyszalnie się załamał.

-Może chcesz zatrzymać się na jakiś czas u mnie? Mieszkam sam a mam wolny pokój.- zaproponowałem po chwili ciszy.

Chłopak spojrzał a mnie z iskierką nadziei w brązowych tęczówkach. Jednak ta mała iskierka szybko wygasła, a brunet znowu zwrócił swój wzrok na chodnik pod naszymi stopami.

-Nawet się nie znamy dobrze.- mruknął. Kosmyki jego blond włosów były mokre i opadały mu na twarz.

-Znamy swoje imiona, tyle chyba wystarczy, prawda?- stwierdziłem.

Blondyn znów uniósł na mnie swoje smutne oblicze, a kąciki jego pełnych ust delikatnie drgnęły ku górze.

-Prawda.

W końcu hehehe

Ale nie będzie dzikich seksów, nawet o tym nie myślcie ;-;
Jak macie ochotę to możecie zostawić po sobie jakieś komcie, motywują ^^

Do następnego!

Angel ✅/ MarksonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz