Rozdział 8 | Powinnam zdechnąć

9 4 3
                                    

Na samym początku chciałabym przeprosić wszystkich czytelników, za dość sporą nieobecność. Skupiłam się na nauce, przez co nieco zapomniałam o moim "małym świecie" jakim jest wattpad. No cóż, nie przedłużając - zapraszam na nowy rozdział!

××××××××××××××××××××××××××××

- Ankyo, do jasnej cholery! - krzyknął Karen, pochylający się nad moim ledwo co przytomnym ciałem. - Żyjesz?

- Ankyo.. - usłyszałam piskliwy lecz troskliwy głos Yuriego.

Wydałam z siebie cichy pomruk i odwróciłam się na bok. Powoli otworzyłam oczy i ujrzałam pana Nuruney. Uśmiechał się choć w jego oczach widziałam smutek. Z niedowierzeniem podniosłam się z podłogi i
rozejrzałam się zaniepokojona.

Tutaj, na tym korytarzu spotkałam Sumire.

Tutaj, zabiłam Yano.

Tutaj, sama zaczęłam odchodzić.

- Czemu...czemu? - wydusiłam z siebie, podwijając kolana.

- Coś nie tak, drogie dziecko? - powiedział szeptem wpatrujący się we mnie mężczyzna.

- Co ja tu robię? - zapytałam krótko.

- Szukaliśmy cię i zastaliśmy drzemającą wygodnie na podłodze. - odpowiedział jakby nigdy nic Karen. - O i znaleźliśmy te martwe ciała.

- Czy... Czy to był... - zaczęłam cicho łkać - To był sen?

- O co ci kurwa chodzi? - Karen pomógł mi wstać.

- Ekhemn.. - Yano zmierzył zimnym wzrokiem szarowłosego. - Może nam opowiedz co ci się śniło?

- Dobrze.. - wyszeptałam ostatkiem sił.

Pan Nuruney objął mnie ramieniem, a ja delikatnie dreptałam. Wszystkie moja siły odeszły. Kto mi je odebrał?

Yuri otworzył drzwi do jednej z sal i przepuścił kuśtykającą mnie i mój orszak. Sala była nieskazitelnie biała i znajdywały się w niej ogromne, wypełniające dwie śviany gabloty. Przyglądając się im bliżej zauważyłam statywy do probówek, palniki gazowe oraz inme sprzęty labolatoryjne. Całe pomieszczenie przypominało mi mały magazyn.
Na środku znajdywało się białe i lśniące nowością biurko z pięcioma krzesłami. Wszystko zachowane było w nienagannym porządku oraz czystości. Pomimo iż wnętrze wydawało się przyjemne i ciepłe, poczułam się bieco niepewnie. Czy to kolejna pułapka? Wątpie.
Pan Nuruney delikatnie usiadł na krześle, za to zarumieniony i wyszczerzony Yuri czaił się zarumieniony za plecami szarowłsego.

Siadając, niepewnie rozglądałam się na boki. Poczułam nagły i ostry ból brzucha, jakbym miała coś z siebie wyrzucić. Zakaszlałam kilka razy, na co pan Yano poklepał mnie po plecach. Moje oczy były szklane od łez. Nie wiedziałam co się dzieje. Wstałam, gwałtownie odsuwając od siebie krzesło, które upadło na ziemię. Wybiegłam na korytarz, a za mną ruszył dziwnie podekscytowany Karen i Yurii. Schylając się do pasa, zwymiotowałam. Oparłam się rękoma o ścianę, czując iż za chwilę upadnę. Wyrzuciłam z siebie całą energię. Zaczęłam tracić równowagę. Dostałam torsji po raz drugi i podniosłam głowę, chcąc spojrzeć na moich towarzyszy. Karen odwrócony był do mnie tyłem, za to albinos ustawił się przodem, stykając się ze sobą plecami.

Poczułam obrzydzenie i wstręt do samej siebie. Co mi jest?

- JAPIERDOLE CO CI?! - warknął Karen, podskakując w natychmiastowym tempie, aby spojrzeć mi w oczy.

Chcąc ominąć kałuży wymiocin stanął na czubku swoich kozaków i spojrzał na mnie z obrzydzeniem. Nie pomagał mi. Wkurwiał mnie tylko, miałam go już dosyć, lecz powstrzymywałam się od powiedzenia mu to prosto w twarz. Traktowałam go jako przyjaciela, lecz zamiast mnie wspierać, unikał coraz bardziej ze mną kontaktów. Dupek.

- AAAA KOCIAKU! - Yuri natychmiastowo chwycił szarowłosego pod pachy i pociągnął do tyłu. - Nie możesz zniszczyć swoich kozaczków, kochanie!~

- Dzięki... - zarumnienił się chłopak. - Ale..  I tak spierdalaj! - wrócił do swojego normalnego, wywyższonego tonu.

Zachciało mi się płakać. Może zaczynam myśleć coraz bardziej o swojej osobie, ale błagam. Umieram z nagłego skurczu, jestem bliska omdlenia, a oni się roczulają.

Egoistci.
A może ja jestem egoistką?

Skoro tak, nie ma miejsca dla mnie wśród nich. Przez moją głowę zaczęły kłębić się złe myśli. Nie jestem tutaj potrzebna, przeszkadzam im, mają mnie gdzieś. Jestem rozpieszczoną suką.

Zabij się Ankyo. Będzie lepiej dla nich wszystkich.

Oni na to czekają. Oni wszyscy.

Dostrzegam w ich oczach pogardę. Jest ona skierowana do mnie, jakiegoś nieudacznika. Może to oni zabijają innych zamkniętych w tym chorym koszmarze, aby niepewność i strach mnie wykończyły psychicznie?

Teraz zabijają i mnie. Fizycznie.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 22, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

× Nie wiem ×Where stories live. Discover now