Rozdział 4 | Zszywacz

35 6 11
                                    

Na samym początku informuje, że ze względu na długość rozdziału 4 (niecałe 410 słów) połączyłam go z następnym rozdziałem.
Drugą sprawą jest to, że od tego rozdziału zmieniam nieco prowadzenie alcji itp. Mniej dialogów, uczucia, uczucia i jeszcze raz odczucia i emocje! No i jeszcze akcja. Tak, wkońcu teraz się coś dzieje.
Brawa dla mnie.
Oczywiście zapraszam jak zwykle do komentowania i czytania dalszych rodziałów.

Miłego czytania!

- Ekhemn, przepraszam, że przeszkadzam. - położyłam ręke na ramieniu mężczyzny w podeszłym wieku.

- Emmm, coś się stało? - odpowiedział poruszając żywo swoim gęstym wąsem, przypruszonym siwizną.
Dopiero teraz go zauważyłam, aha.

- Otóż, ja jestem Ankyo Sayuki. Miło mi pana poznać. - wyciągnęłam dłoń w stronę nieznajomego.

- Oh, Yano Nuruney. - potrząsnął nię uśmiechnięty, niczym Wujcio Dobra Rada. - A to moja córka Sumire.

Po tych słowach wskazał ręką na skuloną pod ścianą dziewczyne w ciemnych włosach i mundurku szkolnym. Otrzepałam się z kurzu i wstałam z podłogi na holu, po czym pomogłam wstać panu Nuruney. Wydawał się naprawde sympatycznym mężczyzną, ale nieco niepokoił mnie fakt, że gdzieś już go widziałam.
Problem w tym, że nie wiem gdzie...

- Proszę Pana, zna Pan obecnych z nami innych ludzi? To dziwne pytanie... wiem, ale.. - zaczęłam się "potykać" tworząc kolejne zdanie.

- Nie. - ton przyjemnego mężczyzny nagle nabrał powagi. - Ale chętnie poznam.

Zza ramienia ujrzałam, jak Sumire również niepewnie wstaje i masuje nadgarstek. Były na nim rany cięte.

- Oh, Sumire! - odwrócił się do niej pan Nuruney i objął ją, przyciągając lekko do przodu.

- Ankyo, miło mi. - wyciągnęłam dłoń do nastolatki.

Ta jednak popatrzyła pełnym odrazy wzrokiem na moją dłoń i skuliła się w objęciu swojego ojca, co troche mnie poruszyło. Eh, to trudne być miłym bez odwzajemnienia.

- Nie wiem czy wy do kurwy zauważyliście, ALE NIE MA TEJ RUDOWŁOSEJ DZIEWCZYNY! - wykrzyknął znajomy mi głos. To Karen.

Odwróciłam się nerwowo.

- NO WŁAŚNIE, NO.. DEBILE! - zawtórował mu Yuri.

Zauważyłam, że wyglądają zza progu drzwi do laboratorium w którym przebywaliśmy. Zgromiłam ich wzrokiem i ruszyłam szybkim krokiem w ich stronę, gdy stawiałam swoje ciężkie kroki czułam jak szeleści pod koimi stopami materiał poszarpanych paneli. Kiedy podeszłam bliżej moich towarzyszy, Karen uśmiechnął się, przymykając jedno oko, aby podkreślić to jaki jest zajebisty. Jak to on..

- Tak zauważyłam! - opdowiedziałam, tupając nogą. - JAK CHCESZ SIE ZABAWIĆ W SHERLOCKA TO SOBIE KURWA JEJ POSZUKAJ.

- Albo poszukajmy jej raaaazeem!~ - uciął mi albinos.

- No, albo poszukajmy razem. - wzięłam głęboki wdech i się uspokoiłam. - Przecież bardzo rzucała się w oczy.

- No właśnie, to ja to zauważyłem, że jej nie ma. Pf. - ofuknął mnie mój szarowłosy przyjaciel i wskazał dłonią na siebie co podkreśliło jego "skromną" wypowiedź.

- Zatem.. róbcie co chcecie, ja ide się rozejrzeć. - odchodząc dodałam - Znowu..

××××××××××××××××××××××××××××

× Nie wiem ×Where stories live. Discover now