Rozdział 25: Imię w sercu.

5.5K 688 63
                                    

Arylise przewracała się z boku na bok, nie mogąc zasnąć tej nocy. Myśl o Levidzie spędzała sen z powiek uzdrowicielki, wyciągając jej duszę w rejony czystego strachu. Strachu o przyszłość, o nieuniknione, które nadejdzie.

Jakże życie może się prędko zmieniać. Jeszcze kilka tygodni marzyła jedynie o powrocie do matki i brata, do pozostawienia dusznego Ashbanu za plecami, rozdrapując z goryczą uczucie niesprawiedliwości z powodu niesłusznej kary.

Teraz to wszystko nie miało już znaczenia. Tej nocy, kiedy wypłakała wszystkie łzy, wiele by dała, aby móc bodaj zanurzyć się w ciepłych ramionach ciotki Shili i wysłuchać pompatycznego kazania na temat jej paskudnego temperamentu, którego nie sposób ujarzmić.

Z chęcią pomagałaby nawet w herbaciarni i wdawała się w pogawędki z klientelą, a także chodziła na nadbrzeże, by odbierać dla ciotki zamówione zioła.

Tak wiele dałaby za to, co jeszcze do niedawna uważała za karę. Teraz poprzysięgła sobie, że już nigdy nie przestanie kochać i doceniać zwykłych chwil w Ashbanie, spędzonych w herbaciarni ciotki u boku kuzynki Margret.

O ile nie było już za późno. Gdy tylko wstanie świt... wody niespokojnego losu mogą całkowicie zmyć stabilność jej życia.

Levida... Arylise mogłaby przysiąc, że już czuje baczne spojrzenie wiedźmy na swym obliczu. Spojrzenie łakome i rządne wyzwolenia Pieśnią Ognia.

W pewnym momencie uzdrowicielka poczuła, że nie jest w pomieszczeniu sama i przelękła się, że jakimś cudem Czarownica z Puszczy Wschodniej zmaterializowała się gdzieś w pobliżu, by dokonać na dziewczynie swoich niecnych planów.

Arylise poderwała się do pozycji siedzącej, omiatając gęsty mrok w komnacie, z którego po chwili wyłoniła się niebotycznie wysoka sylwetka lwiego anioła.

— Aragdar... — Z ust dziewczyny uleciał mimowolny szept niedowierzania. Zaraz potem poczuła paniczny lęk na widok spojrzenia, jakim obdarzył ją tępiciel huikali, ale gdy zbliżył się do jej łoża, odniosła wrażenie, że nie przyszedł jej zabić.

Zastygła w bezruchu, wstrzymując oddech, gdy dłoń Aragdara sięgnęła ku jej głowie, opuszkiem palca dotykając środka czoła. Wraz z tym gestem przyszło uczucie senności, nie mogła się mu oprzeć i chociaż wiedziała, że nie powinna zasypiać, zamknęła oczy, opadając głową na poduszkę.


***

Wszędzie płonęły ognie. Pod sklepieniem gwieździstego nieba, przestrzeń nasycona była dźwiękiem pieśni. Ludzkie oko nigdy nie widziało tak potężnego ogniska i tylu zebranych wokół niego osób. Mężczyźni i kobiety, starzy i młodzi... wszyscy zebrali się przy świetle, aby oddać cześć swemu bogu.

Wrzucali w ogień dary: wiązanki ziół i kwiatów, naręcza owoców i własnoręcznie wykonane, drewniane figurki. Pieśń nie przestawała płynąć z ich ust. Śpiewali doniośle, z dumą i powagą, a zarazem głęboką ufnością z pomyślność nadchodzących lat.

Starszy plemienia, z koroną z ptasich piór prowadził wielką ceremonię, śpiewał najgłośniej, a jego głos zdawał się mieć łączność z samymi niebiosami, skąd spoglądał na nich ich umiłowany bóg.

Niektórzy koło niego oddali się tańcu, harmonizującemu się z melodią pieśni. Całą nasycona była magią i mistycyzmem, które Arylise poczuła na własnej skórze, mimo iż dla nich wszystkich pozostała niezauważona.

Wiedziała, że śni, a zarazem miała świadomość, że patrzy w karty odległej przeszłości. Przeszłości swoich przodków, Itreidów, praojców uzdrowicieli. To właśnie oni byli najpotężniejszym narodem świata, oni przełamywali wszelkie klątwy w imię boga, któremu wyśpiewywali teraz chwalebną pieśń.

𝐈𝐓𝐑𝐄𝐉𝐀 - Pieśń OgniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz