1.Jak to wszystko się zaczęło.

636 20 4
                                    



01.09.2013

Moje poranki były monotonne jak reszta mojego życia.Wstawałam w pół do siódmej,rozczesywałam włosy,malowałam się,ubierałam i wychodziłam do szkoły.A i jeszcze brałam ze sobą jabłko.Ale dzisiaj miał być bardziej interesujący.Rozpoczęcie roku szkolnego.

-Więc byłaś w te wakacje w Paryżu?-Shy spytała mnie gdy tylko przekroczyłam próg szkoły.Z Shy przyjaźnie się od dwóch lat,ale ufam jej w pełni.Jest niską blondynką.Zazdroszczę jej figury,powiedzmy szczerze,ma takie kształty jakie powinna mieć prawdziwa kobieta.A ja?Duże nogi,brzuch też trochę mi wystaje,znaczy się,mam taką oponkę.Nie jestem otyła.Mam po prostu nadwagę.Taką paru kilogramową.Ale wiele razy słyszę jaka to jestem gruba.To tylko i wyłącznie moja wina.

-Byłam.

-Co mi przywiozłaś?-zamrugała kilkakrotnie oczami ponieważ skleiły się jej rzęsy.Tusze to zło.

-Tusz do rzęs i perfumy.Taką jakąś bluzkę.Nie znam się-przypomniałam sobie moje zakupy.

-Musze kiedyś nauczyć cię być dziewczyną-powiedziała wyciągając błyszczyk.

-Możliwe,że ci się nie uda.-Prychnęłam.

-A tam.-Nim spostrzegłam pomalowała mi usta błyszczykiem.

-No teraz lepiej!-podskoczyła.Ja dawno bym już leżała na ziemi.Shy ma dzisiaj na sobie koturny.

-Cześć Shy!Cześć zakonnico!-Tyler podszedł do nas.Tyler to typowy mięśniak.Mózg mały ale mięśnie duże.Nie obrażając sportowców.

-Witaj.-Shy rzuciła się mu na szyje.Byli parą,to oczywiste.Czemu wciąż się zastanawiam dlaczego?Są ze sobą z rok.Na razie mają się swietnie.Jak mówię na razie.

-Ja już pójdę?-Bardziej spytałam niż stwierdziłam.Oczywiście zbyli mnie machnięciem ręki.I jak tu czuć się chociaż trochę ważną?

-Hej,gdzie tak uciekasz?-zaczepił mnie Malcolm.Jest dobry uczniem jeśli chodzi o oceny.Ale w towarzystwie jest kompletnym chamem.Jest moim rywalem,w nauce oczywiście,zawsze chce być lepszy.Nie lubimy się już od przedszkola.

-Z dala od ciebie-odwróciłam się w jego stronę.

-Ahahah.Zabawne Blue.

-Wiem,jestem przekomiczna.-Zarechotałam.Rechocze tylko wtedy gdy czuję się nieswojo.

-Zostaw ją,Park.-Za naszych pleców wyłonił się brunet,Shawn Mendes.

-A co Mendes,bronisz swoją marną dziewczynę?

-Chyba po to jestem jej "marnym chłopakiem",Park.-Stanął przede mną,odgradzając mnie od Malcolma.

-Ale sensacja!Stary dobry kumpel Shawn i Victoria są ze sobą!-Zaczął krzyczeć na cała szkołe.

-Zamknij się.-Syknęłam.

-Nie wiedziałem że tak nisko upadłeś Shawn.Kiedyś byliśmy kumplami,żartowaliśmy sobie z niej,wyrwałeś lepsze,a teraz zabierasz się za takie...-Nie dokończył zdania bo rzuciłam się na niego i skończyło się tak że obiłam mu twarz.Shawn i Shy musieli mnie ściągać z Malcolma.

-Jakaś dzikuska.-Malcolm wytarł krew z ust.I splunął na podłogę.

-A ty jesteś palantem.-Shy obroniła mnie.

-Dzięki Shy ale sama sobie poradzę.-Wytarłam zakrwawione knykcie w koszule.Czuje że w domu czeka mnie rozmowa.

-Dobrze,tylko się martwię Vic.

-Dzięki.-Zwróciłam się do Shawna.

-Nie ma za co.

-Tak,tak,ale jeszcze raz dziękuje.













Teenage star || S.MendesWhere stories live. Discover now