Bal

10K 616 313
                                    


Nadszedł dzień, oczekiwany przez prawie każdego ucznia Hogwartu od piątej klasy wzwyż, a także licznych absolwentów. Prawie, ponieważ Hermiona wcale nie podzielała radości innych uczestników balu bożonarodzeniowego.

Siedziała przed biurkiem, na którym stało lusterko. Z tafli wyglądało jej oblicze ukryte pod warstwą makijażu. Chociaż ten raz postarała się wyglądać jak należy, czyli w miarę znośnie. Użyła nawet eyelinera, a także pomalowała usta szminką w odcieniu brudnego różu. Zastanawiała się jedynie, po co?

Nie miała ochoty nigdzie iść. Na samą myśl o całym wieczorze w towarzystwie Rona, ściskało ją w żołądku i robiło jej się niedobrze. Cały wieczór kłamstw - właśnie to ją czekało.

Poprawiła kosmyk, niedający się żadnym sposobem spacyfikować. Ciągle wypadał z misternego upięcia.

- O Godryku... Co ja robię...

Odsunęła się od biurka i przeszła po pokoju, za nią zaś wydęła się sukienka w kolorze czereśni. Sukienkę oczywiście wybierała Ginny. Zakupy w jej towarzystwie były koszmarem. Kiedy tylko ruda stanęła przed wieszakiem z odzieniem wieczorowym, Hermiona wiedziała, że ten dzień będzie dniem straconym. Na przymierzaniu spędziły cztery godziny. Cztery, które Gryfonka mogła spożytkować rozsądniej i korzystniej.

Obszarpana kulka, nazywana potocznie kotem, lawirowała między jeszcze bosymi, stopami właścicielki, domagając się uwagi i jedzenia. Nie koniecznie w tej właśnie kolejności.

- Dopiero skończyłeś swojego tuńczyka! - zaprotestowała dziewczyna.

Odpędziła kota, po czym oparła się na parapecie i wyglądnęła przez okno.

Błonia zostały udekorowane, oświetlone i zaaranżowane do spotkań towarzyskich. Specjalnie sprowadzono ławy, a także rzucono zaklęcia topiące śnieg, także błonia odcinały się zielenią od reszty krajobrazu. Przy bramie tłoczyło się coraz więcej gości; sprawdzeni przez aurorów, podążali w stronę głównego wejścia do Hogwartu.

- Hermiono? - usłyszała wołanie zza drzwi.

Ron. Już przybył.

Serce rozpoczęło nierównomierny galop. Dzięki magii makijażu nie sposób dostrzec, jak zbladła.

- Otwórz... - wyszeptała, ledwo otwierając usta. Nagle zaschło jej w gardle.

Narzeczony wszedł do pokoju, za nim zaś dostał się chłód grudniowej nocy i zapach świeżego powietrza. Uśmiechnął się na przywitanie i sprężystym krokiem podszedł do dziewczyny, ujął bladą, smukłą dłoń i ucałował jej grzbiet. Usta miał zimne tak jak ręce. Hermiona wzdrygnęła się, a Ron optymistycznie wziął zmieszanie za spełnioną radość z zakończonego oczekiwania.

- Jesteś piękna - wymruczał nad dłonią.

Wyprostował się. Wyglądał imponująco i bardzo przystojnie w czarnej szacie wyjściowej. Długie rude włosy związał nad karkiem, co dodało mu szlachetności.

- Ty też wyglądasz świetnie - Omiotła go wzrokiem po raz kolejny. Dorosłość i praca w ministerstwie służyła mu.

- Przynajmniej nie tak, jak cztery lata temu - zaśmiał się, a w jego policzkach pojawiły się dołeczki. Przybrał na wadze, ale definitywnie była to zmiana na lepsze, gdyż za wzrost wagi odpowiadało obfitsze umięśnienie, nie tylko tłuszczyk.

Dalej trzymał ją za rękę, nie wiedząc, jaką walkę wewnętrzną dziewczyna przechodzi. Z jednej strony czuła ulgę, mogąc spotkać się ze swoim rudzielcem, z drugiej zaś niesamowity ból z powodu niewielkich zdrad. On był wobec niej uczciwy, a ona jak się mu odpłaciła?

Zapisani Sobie [Dramione][FF]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz