4. Powrót do domu.

4 0 0
                                    

Marta szybko zmierzała w kierunku Wiktora. Właśnie się wyprostował. Martę zawsze dziwiło, że im bardziej był zmęczony tym bardziej się prostował, a wtedy wydawał się wyższy i potężniej zbudowany. Gdy ją zauważył uśmiechnął się i ruszył w kierunku dziewczyny. Kiedy do niej dotarł objął ją. Ciężar jego ręki zarzuconej na ramię Marty sprawił, że dziewczynie lekko ugięły się kolana. Marta objęła ojczyma i złapała za gruby, szeroki, skórzany pas taki, jaki używają ciężarowcy.
- Co ci się stało staruszku? - zapytała zatroskanym głosem - miewałeś obsuwki czasowe, ale dzisiaj to pobiłeś rekord. Mama się zamartwiała na maksa.
- Wiem skarbie, ale to przez słońce. Wypompowało mnie no i trochę poniosło mnie z ćwiczeniami. Nic mi nie jest, po prostu jeszcze nie wróciły mi siły.
W głębi duszy Wiktor cieszył się, że Marta wyszła mu na przeciw. Kiedy poznał Wiktorię Martusia była pulchną dziewczynką, teraz wyrosła na śliczną nastolatkę, nieco niższą od mamy, ale zdecydowanie masywniejszą, miała bardzo ładną, wysportowaną sylwetkę i włosy w kolorze ciemnego blondu sięgające do ramion. Szybko się skumplowali, a Marta zaczęła się na nim wzorować i ćwiczyć siłowo. Od roku zaczęła również używać jego kaftana. Dzięki temu stała się jeszcze silniejsza i szybsza. Wiktor wiedział, że dziewczynie podoba się to co udaje jej się wyćwiczyć i jak wygląda. Inna sprawa, że był bardzo dumny z tego co udało jej się do tej pory osiągnąć. No i jeszcze jej zwycięstwa na zawodach kick- boxingu. Zwierzyła mu się nie dawno, że jej celem jest dostać się do jednostek specjalnych. Była szaloną nastolatką, która mniej lub bardziej świadomie pakowała się w tarapaty, z których Wiktor chętnie pomagał się jej wykręcić. Szli w milczeniu. Nagle do jego nosa dotarł metaliczny zapach, bardzo charakterystyczny. Wiktor dobrze znał ten zapach. Był to zapach świeżej krwi.
- Marta możesz mi powiedzieć dlaczego zalatuje od ciebie krwią? Co się stało?
- Eee w sumie to nic wielkiego. Pomogłam tylko koledze, któremu ktoś spuścił niezły łomot - odpowiedziała Marta siląc się na obojętny ton.
Nie umknęło to uwadze Wiktora. Doskonale umiał wyczuć gdy ktoś kręci, Marta nie była wyjątkiem.
- Ktoś powiadasz? Złapałaś tego kogoś albo może widziałaś? - dopytywał się Wiktor przypatrując się dziewczynie.
- Nie wiem kto to mógł być, ale był szybki i zwiał...
- Co ty mówisz? Tobie ktoś uciekł? Nie, to na bank niemożliwe. Jakoś mi to nie leży.
Znał możliwości pasierbicy i wiedział kiedy młoda kręci. Zatrzymał się i wpatrywał w dziewczynę. Marta opuściła głowę, za wszelką cenę chciała uniknąć jego wzroku.
- Dobra Martusiu gadaj prawdę. Co się stało? - powiedział podnosząc palcem jej brodę i zmuszając ją tym samym, by na niego spojrzała.
Dziewczyna posmutniała.
- Bo Mateusz chował się w krzakach. Miałam lekkiego stracha, skoczyłam na niego i przyłożyłam mu parę razy. Myślałam, że to jakiś zboczeniec albo ktoś taki, ale jak się zorientowałam, że to Mati to od razu zadzwoniłam na pogotowie i pilnowałam, żeby nie stracił przytomności i jak karetka dojeżdżała to dopiero ruszyłam po ciebie - opowiedziała pokrótce zdarzenie z przed kilku minut.
- Jak myślisz, czy on wie kto go tak załatwił? - dociekał Wiktor.
- Raczej mnie nie poznał. Był kompletnie oszołomiony. Chyba nawet nie zdaje sobie do końca sprawy co tak naprawdę się stało - tłumaczyła się.
- Okej. Chodźmy. Martuś tyle razy cię prosiłem, żebyś uważała. Jesteś przecież silniejsza od większości swoich rówieśników. Panuj nad sobą maleńka - powiedział Wiktor tuląc pasierbicę - ale wiesz co ci powiem? Jestem z ciebie dumny, że go nie olałaś i zadzwoniłaś po karetkę.
- Dzięki - odpowiedziała spoglądając smutnymi oczami na ojczyma.
- Na pocieszenie powiem ci, że ja też miałem w drodze powrotnej małą zadymę. Rzuciło się na mnie trzech kolesi ze swoimi panienkami koło strzelnicy. Dostali niezły łomot, ale wiesz to tylko do twojej wiadomości, lepiej, żeby mama się o tym nie dowiedziała. I w mordę, muszę zadzwonić na pogotowie, a moja komóra padła. Pożyczysz fona?
Marta spojrzała na Wiktora. Smutek z jej twarzy zniknął całkowicie, jej oczy zaczęły się śmiać mimo, że dziewczyna za wszelką cenę usiłowała zachować powagę. Marta sięgnęła do spodni i podała ojczymowi komórkę. Mężczyzna wybrał numer i zgłosił napad oraz miejsce gdzie znajdują się poszkodowani.
- Wiktor jak ty to robisz?
- Ale co?
- Do ciebie nie oddzwonili, żeby potwierdzić zgłoszenie, a do mnie dzwonili.
- Zmieniłem ustawienia ID telefonu - wyjaśnił.
- Jasne. Nie ładnie okłamywać dzieci. Dotknąłeś trzy razy telefonu więc nie miałeś kiedy ani jak zmienić tych ustawień - powątpiewała dziewczyna.
- Bo widzisz kochana - mówił rozbawiony - ja to taki szybki gość jestem jak na przykład błyskawica albo mgnienie oka - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Eee ściemniasz mnie czopku - rzuciła Marta lekceważąco.
- Młoda jesteś i niewiele jeszcze widziałaś to i niewiele wiesz - powiedział nie przestając się uśmiechać, uwolnił się z objęć pasierbicy.
Zatrzymali się na chwilę. Wiktor przeciągnął się w górę i na boki, po czym ruszył już o własnych siłach. Przyspieszyli nieco kroku.
- Patrz Marta karetka odjeżdża spod naszej klatki. Jak myślisz to ta, którą ty wezwałaś?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Pewnie tak - odpowiedziała tylko.
Kiedy karetka odjechała ruszyli raźno w kierunku klatki schodowej. 

Upadli. DemonWhere stories live. Discover now