24. Skrzywdzić mnie.

2.2K 124 18
                                    

- Chodź ze mną, i tak zaraz zaczyna się terapia - mruknął chłodnym tonem, pocierając swój policzek.

- W porządku - odpowiedziałam cicho, pod nosem, idąc obok niego. Nie odezwaliśmy się do momentu wejścia do gabinetu. Nie wiedziałam co tak naprawdę czuję. Było mi źle z tym wszystkim. Nie chciałam, żeby Richard oberwał. A tym bardziej, żeby zabrali Harry'ego.

- Więc... - zmarszczył brwi i rozchylił usta. - Jak się czujesz?

- Winna. Przykro mi, że cię uderzył - spojrzałam na niego półprzytomnym wzrokiem. Już nawet nie miałam siły płakać nad tym jak chujowa to była sytuacja.

- Nic się nie stało - odparł, nie spuszczając ze mnie wzroku. - To nie twoja wina.

- Moja. Mogłam mu od razu powiedzieć o co chodzi, zamiast tego sam zaczął się domyślać, ale właściwie nie chciał mnie nawet słuchać. Po prostu zaczął działać, myśląc, że robi coś dobrego - westchnęłam cicho, kręcąc głową. - Nie wiem co powiedzieć.

- O co chodziło z Zaynem? - zapytał, wbijając we mnie to badawcze spojrzenie. Spuściłam wzrok, nie chcąc odpowiadać.

- Nic ważnego...

- Jane.

- Był... - zamyśliłam się na chwilę. Co się stało z Zaynem... Nie znaliśmy się za dobrze, ale dość szybko znalazłam w nim przyjaciela. Widocznie, on chciał czegoś innego. - Niemiły.

- Niemiły... - powtórzył chłodnym tonem, obserwując mnie uważnie. Nim zorientowałam się co się dzieje, Richard klęczał przede mną, unosząc mój podbródek. Słyszałam jak jego oddech przyśpieszył.

- To nic... - szepnęłam, patrząc w sufit.

- Dotykał cię? - oglądał wszystkie malinki i ślady po ugryzieniach. - Kurwa, Jane...

- Co? - jęknęłam cicho, czując jak mój głos się załamuje. - Prosiłam, żeby przestał.

- Boże... - westchnął głośno, puszczając mój podbródek. - Co za skurwiel.

- Nie wiem co zrobić - odpowiedziałam szczerze, zamykając oczy. - On taki nie jest.

- Jane, błagam cię... - spuścił głowę, wstając. - On taki właśnie jest. Dlatego żyje w szpitalu. To zależy od ciebie, ale nalegam, żebyś pozwoliła mi go zamknąć.

- Nie - odpowiedziałam szybko, czując jak moje serce przyśpiesza. - Nie... to nie jego wina, on po prostu nie wziął leków dziś rano. To wszystko. Nie chce, żeby miał przeze mnie problemy.

- Przez ciebie? - spojrzał na mnie z zimną powagą. - O czym ty mówisz? To on się na ciebie rzucił jak zwierzę.

- Tak jak ty - powiedziałam cicho. - Tego właśnie chcesz, prawda? Skrzywdzić mnie, dotknąć.

Odważyłam się spojrzeć na jego twarz. Patrzył na mnie z bolesnym wyrazem twarzy. Marszczył brwi i szukał w moich oczach czegoś. Może zrozumienia.

- Nie - odpowiedział półszeptem, kręcąc głową. - Nie, nie tego chcę. Ostatnią rzeczą jakiej chcę jest twój ból. To prawda, cholernie chcę cię dotknąć, ale nie wbrew twojej woli. Nie tak, by bolało. Chcę cię ochronić przed tym wszystkim.

Nie umiałam na to odpowiedzieć. Siedzieliśmy w ciszy, dopóki Richard nie usiadł za biurkiem.

- Jeśli chodzi o Zayna - zaczął po chwili. - Przepiszę mu dodatkowe leki. Proszę cię, przemyśl sprawę. Nie czułabyś się bezpieczniej, gdyby jakiś czas spędził w izolatce?

- Nie... - odpowiedziałam lekko zachrypniętym głosem. - Nie, leki będą dobre.

- W porządku - odpowiedział, spuszczając głowę.

- Jak myślisz, jak długo Harry tam będzie? - wreszcie odważyłam się zadać pytanie, której kotłowało się w mojej głowie od pół godziny. Patrzyłam na niego niepewnie, wiedząc, że przecież on nie chce, żeby Harry wyszedł z izolatki.

- Nie wiem. Rozciął mi brew - wzruszył ramionami, patrząc pustym wzrokiem przed siebie. - Za napaść na innego pacjenta trochę czasu się tam spędza, ale za pobicie pracownika do krwi...

- Mm? - mimowolnie mruknęłam pytająco, moje serce waliło jak oszalałe. Nie mógł tam zostać długo. Po prostu nie mógł.

- Trzy, cztery tygodnie - powiedział w końcu. Nie mogłam w to uwierzyć. To po prostu niemożliwe. Nie mogłam tam wytrzymać dwóch minut, a on miał spędzić tam kilka tygodni? Nie... nie Harry. Mój tak bardzo mężczyzna, a momentami tak bardzo zagubiony chłopiec. On tam nie pasował. Wpadłam w szał na myśl o tym, że siedzi teraz sam w izolatce, nie mogąc zrobić nic. I to wszystko przeze mnie. Przez Zayna. Nienawidzę nas. Harry na to nie zasługuje.

- Kurwa - szepnęłam bezgłośnie, nie patrząc na niego. Musiałam coś zrobić. Cokolwiek.

- Nic z tym nie zrobisz, Jane - powiedział. Poczułam irytację.

- Ty zrobisz - spojrzałam na niego intensywnie, z wielką determinacją w oczach.

- Skąd pomysł, że mogę? - spojrzał na mnie, siłując się z moich spojrzeniem. Nie chciał tego robić, nie chciał by Harry był blisko.

- "W tym miejscu jestem Bogiem. Mogę dać ci wszystko, ale też odebrać cholernie dużo" - zacytowałam, mierząc go nieprzychylnym wzrokiem. - Ale ty nie chcesz.

- Dlaczego miałbym chcieć widzieć was razem? - zapytał szczerze. - Staram się nie mieszać w twoje sprawy i udawać, że tego nie widzę, ale na pewno nie dostaniesz mojego błogosławieństwa, jeśli o to prosisz. Co oznacza, że nie pomogę ci akurat w tej sprawie. Nie robię tym niczego złego. Obiektywnie, zasłużył na to. Takie są zasady.

- Złamałeś zasady wpuszczając mnie do sali widzeń - spojrzałam na niego ze złością. Nie wiedziałam, czy mam być mu za wdzięczna, czy rozżalona, że nie chce ich teraz nagiąć.

- Ja, kurwa, krwawię i gdybyś ty mi to zrobiła, wyciągnąłbym cię, ale nie mam sentymentów wobec niego. To chyba jasne.

- Dobrze... - powiedziałam cicho i skinęłam głową. Nachyliłam się bliżej niego, patrząc mu w oczy. - Boże, daj mi to i weź cholernie dużo.

- Proponujesz coś? - zapytał, patrząc na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Moje serce zabiło szybciej.

- Nie. Ty proponujesz - powiedziałam pewnie, obserwując uważnie jego duże, piękne oczy. - Powtórz swoją ofertę, proszę.

Wstrzymałam oddech, widząc jak w tych pięknych oczach pojawia się błysk.

Rozdział krótki, ale troszkę przełomowy. Szczerze mówiąc, boję się pisać to opowiadanie, bo sytuacja z poprzedniego rozdziału spotkała mnie dzisiaj w nocy. Co jeśli przepowiadam tu przyszłość? Kolejny raz się przekonuję, że moje życie to jebane fan fiction. Szkoda, że zamiast spotkania z Harrym mam pogryzioną szyję. No nic, życie nie jest proste, jak to powiedział Hunt. Trzymajcie się ciepło.

Demenatrium | Harry StylesWo Geschichten leben. Entdecke jetzt