Rozdział 26 - Niedotrzymane obietnice

1.2K 105 10
                                    

*ADRIEN*
Zdawało mi się, że wszystko działo się w przyśpieszonym tempie. W jednej chwili wisiałem skrępowany za nogi, a w następnej ze stękiem starałem się pozbierać z ziemii, na którą zostałem brutalnie rzucony przez niewiadomo kogo. Pocierając dłonią obolałe miejsce na tyle głowy, spojrzałem na przestrzeń, w której jeszcze chwilę temu znajdował się Władca Ciem. Dostrzegłem go po krótkiej chwili, jednak ku mojemu zaskoczeniu, był przygwożdżony do ziemi przez drobne ciało rudowłosej. Nie bardzo rozumiejąc co się wokół mnie dzieje z trudem dźwignąłem się na nogach, lecz po chwili ponownie się na niej znalazłem, czując ból w okolicy kostek. Cholerna lina! Musiała mocno obszorować mi skórę, pomimo tego, że kostium choć trochę złagodził jej skutki.

Sięgnąłem po kici kij, leżący nie daleko mnie. Musiał mi wypaść, gdy dałem sie złapać w pułapkę wroga. Postawiłem go pionowo i podpierając się na nim ponownie spróbowałem wstać. Zdziwiłem się, czując jak ktoś przerzuca mi swoje ramię przez szyję, w ciszy przyjmując na siebie większość mojego ciężaru.

- Co ty robisz?! - krzyknąłem, widząc białowłosą. - Jesteśmy wrogami. Postaw mnie w tej chwili.

- Odmawiam - powiedziała cicho, nawet na mnie nie patrząc.

Wpatrywała się w jakiś punkt przed nami. Zaciekawiony powędrowałem za linią jej wzroku.

- Gdzie on jest?! - usłyszałem lekko paniczny krzyk Misaki, która przykładała długi sztylet do gardła leżącego na podłodze mężczyzny.

Dłoń, w której trzymała broń mocno drgała, podobnie jak jej głos.

On? O kim ona mówiła?

Zapanowała krótka cisza, przerwana przez przerażający rechot powalonego mężczyzny.

Wydawało się, że w ogóle nie przejmował się sytuacją, w której się znalazł. Zupełnie tak, jakby to wszystko było ledwie dziecinną igraszką, mogącą się skończyć najwyżej na kilku siniakach, a nie na utracie życia.

Czy tak zachowywał się człowiek chory umysłowo? Ktoś kto na skutek pewnych wydarzeń postradał zmysły? Jeśli tak, to trzęsącą się rudowłosą chyba też mogłem wrzucić do tego samego worka, prawda?

Przerzuciłem ciężar ciała na drugą stronę, przygotowując się do uwolnienia od pomocy Alter Ego Marinette. Jednak w momencie, w którym to zrobiłem, ręka dziewczyny, oplatająca mnie w talii, mocniej zacisnęła się na moim boku, wywołując u mnie ledwo słyszalny syk. Zdawało mi się, że jej długie, smukłe palce wbiły się między rzebra.

- Nie przerywaj jej - usłyszałem tuż koło ucha jadowity głos. - Pani tak długo czekała na ten moment.

- Myślisz, że zgodzę się na to, wiedząc co przed chwilą zrobiłyście? - syknąłem w jej kierunku, ponownie próbując się uwolnić.

Poskutkowało to jedynie kolejnym pchnięciem między kości klatki piersiowej.

Cholera... Jakim cudem mogła trafiać w nie z taką łatwością pomimo tego, że nosiłem na sobie kostium Czarnego Kota? Chyba będę musiał spytać o to Plagga następnym razem.

Nie mając innego wyboru ponownie przeniosłem wzrok na leżącą na podłodze "parę".

Boże... Nawet w cudzysłowiu dziwnie to zabrzmiało.

- Mów! Gdzie on jest?! Co mu zrobiłeś?! - zdawało się, że jej krzykom nie było końca.

Kim był ten "ON", o którego tak rozpaczliwie go pytała? Dla kogo zadała sobie tyle trudu, by nie tylko oszukać mnie, ale także swego jak się okazało zleceniodawcę? W jaki sposób byli ze sobą powiązani?

Zamaskowany mężczyzna złapał się wolną ręką za głowę, śmiejąc się jeszcze głośniej niż wsześniej. Po chwili jednak przestał i utkwił swe rozśmieszone spojrzenie we wciąż dygoczącej dziewczynie.

- Ciekawe dlaczego twoja zdrada wcale mnie nie dziwi? - zaśmiał się jej prosto w twarz, podczas gdy oczy rudowłosej robiły się coraz szersze. - Może dlatego, że od samego początku wiedziałem, że będziesz chciała to zrobić?

Na moich oczach powoli, ciało mężczyzny zaczęło się kurczyć, zupełnie tak jakby nagle zaczęło z niego ulatywać powietrze. Nie... Nie tak jakby... Naprawdę ono z niego ulatywało.

- Cholera! - wyrwało się z ust Misaki, która także zorientowała się, że to, co zaatakowała, to w rzeczywistości tylko kawał napompowanej gumy.

Przerażona gwałtownie zaczęła rozglądać się dookoła, zupełnie tak, jakby spodziewała się, że wróg lata moment może pojawić się dosłownie wszędzie. Jednak obraz, który zupełnie znikąd pojawił się na wielkich ekranach, znajdujących się w pokoju szybko ostudził jej zapał. Pośpiesznie podniosła się z ziemi, przewracając się przy tym o własne nogi.

- Uważałaś, że jeśli będziesz wykonywała moje rozkazy, to nie zrobię krzywdy twojemu bratu? - zaśmiał się, a jego okryta szyderstwem twarz zdawała się jeszcze bardziej bezlitosna niż w rzeczywistości była.

Nie bardzo wiedząc o czym dokładnie prowadzona była rozmowa, spojrzałem zdezorientowany na rudowłosą dziewczynę, której dolna warga zaczęła delikatnie drżeć. Szeroko otwartymi ze zdziwienia, niebieskimi oczami wpatrywała się w pixele znajdujące się przed nią. Wszelkie kolory odpłynęły z jej twarzy. Wyglądała teraz zupełnie tak, jak zjawa, która zjawiła się, by przez wieczność nawiedzać swojego oprawcę.

Odsunąłem od siebie białowłosą, która do tej pory cały czas podtrzymywała mnie swoim szczupłym ramieniem. Stojąc pewnie na nogach, powolnymi krokami zaczęłam zbliżać się do przerażonej dziewczyny, jednak kiedy zbliżyłem się do niej na odległość zaledwie kilku centymetrów, upadła nagle, zanosząc się przy tym głosnym szlochem.

Jej pozbawione barwy policzki zaczęły się iskrzyć od łez, znikającym tuż pod palcami dłoni, którą zakrywała zapewne wciąż drżące wargi.

- N-nie... To nie może... być prawda... - załkała ledwo słyszalnym głosem. - Łżesz! On nie mógł umrzeć! Mieliśmy przecież umowę! Obiecałeś... Obiecałeś, że znów będę mogła go zobaczyć!

- Naprawdę uważałaś, że dotrzymam słowa jakiemuś dzieciakowi, urodzonemu w mrocznym świecie? - parsknął, przyprawiając mnie o wrzenie krwi.

Zacisnąłem dłonie w pięści, mając nadzieję, że długie pazury przebiją czarny kombinezon. Jednak materiał okazał się w tym momencie za bardzo wytrzymały.

Nagle pomieszczenie zalała czerwień, która po chwili zniknęła tylko po to, by po chwili pojawić się ponownie.

-Rozpoczynam odliczanie do autodestrukcji. Za 30...29...28...27...- rozpoczęło się odliczanie, odmierzające czas do naszej zagłady, przy akordach ogłuszającego śmiechu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Się porobiło, prawda? Czy ktoś podejrzewał, że akcja potoczy się w ten sposób? Chyba nawet ja nie wiedziałam xD Ale mam nadzieję, że spodobała wam się ta część.

Pozdrawiam,
~Yuuki

Miraculum - Druga SzansaWhere stories live. Discover now