Rozdział 21

9.2K 400 34
                                    

Rozamunda

Byliśmy w drodze do jego domu. Jestem ciekawa jak będzie wyglądać miejsce w którym już pewnie spędzę resztę swojego życia. Miałam taką nieodpartą potrzebę by stąd uciec. Dlaczego? Sama nie wiem. Może odczuwam te lęki przed nieznanym. Na tych rozmyśleniach poprzestałam, zrobiłam się senna.

Nagle ktoś zaczął mnie szturchać w ramie.

- Różo.- usłyszałam. Otworzyłam szybko oczy.

- Już jesteśmy?

- Tak. Choć najpierw się rozpakujesz a później coś zjesz.

- Dobrze.- poszłam za nim. Zobaczyłam bardzo okazały budynek. Weszłam za nim najpierw do domostwa, a później na górę ku mojemu pokojowi. Był na prawdę w dobrym stylu, kto by się mógł spodziewać.

- Teraz zostawiam Cię na chwilę, bo mam sprawy związane z watahom.

- Dobrze.- szepnęłam. Jaką ulgę mi sprawił ze już sobie poszedł. Nagle usłyszałam krzyk.

- Kolacja o dziewiętnastej!.- O mało zawału nie dostałam.

Gabriel

Zszedłem na dół do mojej watahy. Mieliśmy wszystko uzgodnić. Ruszyłem raźnym krokiem do gabinetu. Był tam już Max i Colt.

- Alfo?- spytał się mnie  Colt.

- Jutro przedstawie wszystkim waszą Lunę.

- To wspaniale.- znów Colt uprzedził Maxa.

- Owszem, macie zrobić tak by nie doznał żadnych nieuprzejmości.

- Tak, jest Alfo.- Colt pomaszerował do wyjścia, a za nim Max kręcąc głową.

Rozamunda

Postanowiłam się odświeżyć do kolacji. Byłam strasznie zmęczona, ale też głodna. Wzięłam pierwszą lepszą sukienkę.

Żeby zabić czas wzięłam jedną z moich książek

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Żeby zabić czas wzięłam jedną z moich książek. Zaczęłam czytać, gdy spojrzałam na zegarek. Okazało się że za chwilę będzie pora by zejść na dół. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z pokoju. Przynajmniej mam jako takie spostrzeżenia. Niby teoretycznie wiem gdzie jest jadalnia, a to przez to że przechodziliśmy koło niej. Zapukałam. Żeby nie było. Po chwili usłyszałam proszę. Więc weszłam. Zobaczyłam gospodarza przy kominku. Odwrócił się do mnie z uśmiechem na twarzy.

- Musimy chwilkę poczekać, kolacja...- nie dokończył wypowiedzi bo do wnętrza wbiegła jak oparzona jakaś dziewczyna. Miała blond włosy, niebieskie oczy i lekko opaloną cerę. Podbiegła i Gabriela i skoczyła mu na szyję.

- Och już wróciłeś, tak tęskniłam. - W tym właśnie momencie go pocałowała. O co tu do cholery chodzi, pomyślałam. Pewnie jego rozumowaniem takie zachowanie jest w normie, ale żeby całować się z jakąś babą na oczach żony. Nagle się od niej oderwał i położył dłonie na jej ramionach.

- Co to ma znaczyć?- warknął

- Jak to co dziubasku, cieszę się że wróciłeś.- Chyba dopiero teraz zauważyła że nie są tylko sami, bo spojrzała na mnie.- A ty to kto? Zasłaniasz się bo aż taka szkarłatna jesteś.-Zaczęła się śmiać. Ścisnęłam ręce w pięści. Jak ona śmie, chyba nie wie do kogo to powiedziała. Już miałam jej coś odpowiedzieć, gdy wtrącił się Gabriel.

- Lindo pozwól że Ci przedstawię oto Rozamunda moja..

- Ha, co tutaj robisz? Jeśli chcesz wiedzieć to miejsce Luny w tym stadzie jest już zajęte.

- Tak?- udawałam zaskoczoną.- A kto nią jest.- Zaczęłam się rozglądać.- Jakoś jej tu nie widzę.- Dziewczyna zrobiła się całą czerwona na twarzy.

- Jak to kto nią jest! To oczywiste, że ja! Każdy to wie.- Zabolały mnie jej słowa. Czyżby mój małżonek miał coś na sumieniu. O nie. Nie będę tą drugą. Chyba śni, jeśli myśli że można mnie porównywać do tej dziewuchy.

- Lindo!- Teraz to Gabriel podniósł głos.- Nie waż się tak do niej odzywać.

- A kim takim jest, co?

- Jestem Rozamunda  Refran i jestem żoną Dumonta.- Dziewczyna tylko się na mnie spojrzała i znowu przycisnęła się do boku Gabriela.

- Nie to niemożliwe.- Zaczęła płakać w jego kaftan. Boże każdy kto by ją zobaczył wiedział by że udaje.- Przecież mieliśmy być razem. Ty i ja.- Spojrzała się na mnie z wyrzutem.- Nie ważne jakiej sztuczki użyłaś, on kocha tylko mnie. Na prawdę nie opowiedział ci o....

- Lindo wyjdź!- Zagrzmiał Gabriel. Czułam się okropnie. Zdradzona, poniżona. Nie pozwolę na to. Nigdy więcej.Gdy tam ta odeszła, zwrócił się do mnie- Różo proszę.- Wyciągnął w moją stronę rękę.- Daj wytłumaczyć.

- Tu nie ma nic do tłumaczenia!- Podeszłam do niego i go spoliczkowałam, po czym udałam się do swojego pokoju. Nie mogłam uwierzyć że to zrobiłam. Ja przecież nigdy tak bym się nie zachowała. Rozpierałą mnie złość i chyba zazdrość. Jeszcze nigdy nie jej nie czułam. Coś mi się wydaje że zanosi się na kłopoty.











































WiecznośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz