2.

542 48 2
                                    

Po powrocie do przytułku, Destiny, nie zważając na zdziwione spojrzenia jej rówieśników,  pobiegła przed siebie nie wiedząc dokładnie dlaczego to robi. Zatrzymała się dopiero przy wielkich, starych, dębowych drzwiach ze złotą, ręcznie zdobioną kołatką, które luźno zwisały na zardzewiałych, od przybytku lat, zawiasach. Dziewczyna zdała sobie sprawę, że nigdy nie była w tej części budynku. Prowadzona wrodzoną ciekawością, szarpnęła za antabę. Drzwi ustąpiły z cichym stęknięciem. Oczom nastolatki ukazały się kręte, czarne, marmurowe schody, prowadzące, prawdopodobnie, na zatęchły strych. Niepewnie postawiła stopę na pierwszym stopniu, jakby bojąc się, że marmur zaraz runie a ona przepadnie wraz ze schodami. Słysząc kroki w korytarzu za sobą, wbiegła na górę wcześniej zamykając drzwi. Przedzierała się przez pajęczynę, przeklinając w duchu swoją ciekawość. Stanęła jak wyryta i burknęła kilka przekleństw. Przed dziewczyną znajdywała się wielka, blaszana zbroja z mieczem, która pilnowała drewnianych drzwi. Próbowała wyminąć rycerza, jednak ten zagrodził jej drogę ostrzem.

- Hasło.-rozbrzmiał szept w ciemnym korytarzu.

- Jakie hasło?- zmarszczyła brwi. Niby skąd ona miała to wiedzieć?

- To pewnie coś związanego ze średniowieczem.-pomyślała i usiadła pod ścianą.

- Nie wiem. Może... Rycerz? Honor? Ojczyzna?- wymieniała, raz po raz lekko uderzając głową w ścianę. Zbroja jednak milczała co dziewczyna odebrała za zaprzeczenie. Westchnęła i spróbowała wytężyć umysł. To co powiedziała było zbyt... Oczywiste. Musiała myśleć nieszablonowo. Spojrzała na tkaninę wiszącą na drzwiach za strażnikiem. Przedstawiała ona kobietę w sukni we wszystkich kolorach tęczy z rozczochranymi włosami, bez butów i ogromnym uśmiechem na twarzy podczas gdy ludzie wokół patrzyli na nią jak na szaleńca. Szaleniec... Nie była szaleńcem. Była inna. Miała inny tok myślenia niż wszyscy. Była po prostu szczęśliwa. Wtedy do głowy Destiny przypomniała sobie słowa panny Parker.

 Miała wtedy pięć lat i biegała na bosaka po deszczu nie przejmując się błotem na ubraniach i mokrymi włosami. Inne dzieci patrzyły na nią jak na kompletną świruskę. Dokładnie jak ci ludzie na tę kobietę. Pani Parker podeszła do niej i zarzuciła jej płaszcz na ramiona.  Destiny popatrzyła na nią z dołu swoimi dużymi oczami i okryła się płaszczem.

- Dlaczego oni się tak gapią? Czemu nazywają mnie dziwadłem?- spytała ze smutkiem w głosie. Jasmine uśmiechnęła się lekko, objęła ją ramieniem i zaprowadziła do środka, do swojego pokoju gdzie rozpaliła kominek i usiadła przed nim. Dziewczynka usiadła obok kobiety oczekując odpowiedzi na pytanie. Parker wpatrując się w ogień zaczęła mówić.

- Widzisz te płomienie? Nie okiełzane, nie poskromione, niesamowite. Wyróżniają się swoją naturą. Wygląda na niebezpieczny. Ludzie boją się go dotknąć, bo się sparzą. I nikt nie chce być tym pierwszym, który się sparzy. Dlatego już z góry zakładają, że jest zagrożeniem. Bo się wyróżnia. Ty jesteś takim małym płomyczkiem, który każdego dnia rośnie w siłę.- Destiny zmarszczyła nosek.

- Czyli jestem ogniem? Ale ja nie parze ludzi!

- Nie, malutka. Ale masz w sobie coś, czego inni się boją. Nutkę szaleństwa, dzięki której się wyróżniasz. Dajesz ludziom nadzieję na to, że nie wszyscy ludzie są tacy sami.- uśmiechnęła się do dziecka i poczochrała ją po włosach.- A teraz pod prysznic! Jesteś brudna!

- Ale płomyczki gasną od wody!- ze śmiechem zaczęła biegać po pokoju a wraz z nią Jasmine.

No oczywiście! Dlaczego ona na to wcześniej nie wpadła?

- Nadzieja!- poderwała się z ziemi i parzyła na drzwi, które powoli zaczęły się otwierać.

- Poprawne hasło.- usłyszała za plecami i weszła do środka.

I Can Help You|| Draco Malfoy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz