2. Ceremonia Przydziału

8.8K 402 48
                                    


Dziś rodzice idą ze mną na ul.Pokątną, chociaż nie wiem, czy chcę iść do Hogwartu. Cieszę się, że jestem czarownicą, ale gdy będę w Hogwarcie to wszystkiego się dowiem. Z jednej strony to dobrze, bo nie będę żyła w niepewności, a z drugiej strony to nie wiem, czy chce się tego dowiedzieć.
Wraz ze wskazówkami Hagrida ruszyliśmy na ul. Pokątną. Gdy zobaczyłam te wszystkie sklepy i ludzi... to po prostu było wspaniałe. Prawie wszystko było zaczarowane!
— Niesamowite... — mruknęłam pod nosem.
— Masz rację, cudowne miejsce — powiedziała mama.
— Chodźmy wymienić pieniądze, Hagrid mi mówił gdzie, tyle że zapomniałem — rzekł tata. — Bank Grumotta albo Grungotta... Już wiem! Bank Gringotta. Chodźmy!
Ruszył szybkim krokiem przed siebie, a ja z mamą przeciskałyśmy się przez tłum ludzi za nim.
Najpierw chciałam iść po różdżkę, więc po wymianie pieniędzy od razu ruszyliśmy w tamtym kierunku. Lecz przed sklepem rodzice zdecydowali, że oni pójdą po moje zwierzątko, a ja mam iść po różdżkę. Gdy przekroczyłam próg, zabrzmiał dzwoneczek. Sklep był dość pusty, nie licząc oczywiście wąskich pudełek piętrzących się od podłogi do sufitu. Poczułam się trochę jak bym była w bibliotece.
— Dzień dobry — rozległ się głos i stukot za pudełkami.
— Dzień dobry — odpowiedziałam, wychylając się, by zobaczyć właściciela sklepu.
Był to staruszek, który przechodził pomiędzy pudełka, by dojść do mnie. Po nazwie sklepu domyśliłam się, że to musi być pan Ollivander.
— Ach, tak... Alexandra Potter. Spodziewałem się ciebie razem z bratem tydzień temu, no ale cóż... Jesteś podobna do swojej matki, ale oczy masz ojca. Zupełnie na odwrót od brata... — roześmiał się. — Pamiętam, jak by to było wczoraj, gdy kupowali swoje różdżki.
Zbliżył się do mnie tak blisko, że prawie widziałam swoje odbicie w jego oczach.
Wyciągnął rękę, odgarną ręką moje włosy z czoła i zamruczał coś do siebie, myśląc, że nie słyszę. Ale jednak mam lepszy słuch niż normalni ludzie. Zorientowałam się, o co mu chodzi, więc wyciągnęłam rękę w jego stronę, pokazując nadgarstek.
— Ach, to tutaj... Muszę z przykrością przyznać, że różdżka, która się do tego posłużyła, została zakupiona w moim sklepie — powiedział znowu cicho, ale tak bym usłyszała. — No dobrze... Ale teraz zajmijmy się różdżką... Która ręka ma moc?
— Ee... chyba prawa — powiedziałam.
— Wyciągnij ją.
Zrobiłam, co mi kazał, a zaraz potem moja ręka była mierzona. Po mierzeniu dostałam chyba z 10 różdżek i żadna nie pasowała, zaczęłam się już powoli martwić.
— No dobrze... Spróbujmy tą 12 i pół cala, jawor, pióro feniksa, dość giętka.
Machnęłam różdżką, a ta wystrzeliła z siebie białe iskry i sama oblała się białym światłem.
— Ale piękne... — mruknęłam, obserwując białe światło.
— Bardzo ciekawe... Widzi pani, panno Potter, pamiętam każdą różdżkę, którą sprzedałem. Twój brat także został wybrany przez różdżkę zrobioną z pióra feniksa. Jest to bardzo rzadko spotykany rdzeń. Myślę, że możemy się po pani spodziewać wielkich rzeczy... 
— Dziękuję za różdżkę... Do widzenia. Zapłaciłam i dosyć szybko wyszłam ze sklepu.
Przy sklepie stali już moi rodzice z sową, piękną malusieńką sówką. Nazwałam ją Astrid.
Gdy kupiliśmy resztę potrzebnych rzeczy, wróciliśmy do domu.
Dziś wieczorem wreszcie wybrałam się z rodzicami do lasu. Miałam w sobie tyle energii, że wróciliśmy dopiero o czwartej nad ranem. Między innymi bawiliśmy się w berka, wylądowałam co prawda parę razy w jeziorze i w błocie, ale najważniejsze, że bawiłam się świetnie.
Wiem, że muszę korzystać z tego, że tak swobodnie mogę zmieniać się w wilka, gdy tylko mam ochotę. Bo gdy pójdę do Hogwartu mogę już nie mieć takiej swobody.


  Nadszedł ten dzień – pierwszy września. Udaliśmy się z rodzicami na peron, tylko był mały problem, peron 9 i ¾ nie istnieje. Staliśmy na chwilę, zastanawiając się co robić, gdy w oddali zobaczyłam rodzinę która, miała podobnie wyposażone wózki, więc uznałam, że popatrzę, co robią. Doszedł do nich chłopiec o czarnych włosach i po ich krótkiej rozmowie stwierdziłam, że on też nie wiedział, jak się dostać na peron 9 i ¾. Dzięki moim wilczym umiejętnością słyszałam dokładnie ich rozmowę i okazało się, że trzeba wbiec w barierkę pomiędzy 10 a 9 peronem. Moi rodzice widocznie też słyszeli tę rozmowę i bez pytań ruszyli za mną prosto w stronę barierki. Ja przeszłam jako pierwsza, a za mną przeszli rodzice. Sporo uczniów już wsiadało do pociągu, więc ja też postanowiłam iść w ich ślady.
— To ja idę, będę tęsknić — powiedziałam i przytuliłam ich.
— My też będziemy, uważaj na siebie — powiedziała mama.
— Pamiętaj, panuj nad tym i się zbytnio nie denerwuj. Tak? — zażądał potwierdzenia tata, uśmiechając się.
— Tak, postaram się — uśmiechnęłam się i jeszcze raz ich przytuliłam.
Wzięłam swój kufer i bez większych trudności wtaszczyłam kufer do wagonu. Po minięciu kilku przedziałów na szczęście znalazłam jakiś pusty, więc weszłam do środka. Chwilę później usłyszałam, jak ktoś otwiera drzwi przedziału.
— Przepraszam, mogę się dosiąść? — zapytał chłopiec, którego widziałam na peronie z tą rudą rodzinką.
— Jasne siadaj, jestem Alex— uśmiechnęłam się do niego.
— Harry — rzekł i też się uśmiechnął, ale było widać, że jest trochę nieśmiały.
Chwilę po Harrym, drzwi znów się otworzyły i stanął w nich rudy chłopiec, którego też już widziałam.
— Ktoś tu siedzi? — zapytał, wskazując miejsce obok Harry'ego — Wszędzie jest pełno ludzi.
— Możesz usiąść — odpowiedziałam, a on usiadł i zaczął z lekka przyglądać się Harry'emu.
— Hej, Ron!
W drzwiach stanęli dwaj identyczni chłopcy. Którzy ewidentnie byli starsi ode mnie.
— Słuchaj, idziemy do przodu... Lee ma olbrzymią tarantulę — powiedział jeden z nich.
— Dobra — mruknął Ron.
— A tak w ogóle, to się nie przedstawiliśmy — stwierdził drugi bliźniak.
— Fred i George Weasleyowie. No to do zobaczenia — powiedzieli razem i wyszli.
Szczerze mówiąc, miałam ochotę się roześmiać.
— Masz fajnych braci, Ron.
— Wiecie, jak ja mam na imię, a wy?
— Jestem Harry.
— A ja Alex
— Jesteś TYM Harrym? — zapytał Ron, a Harry tylko kiwną głową — Myślałem, że Fred i George tylko żartowali, że cię spotkali. I naprawdę... to... no wiesz... Ron wskazał na czoło Harry'ego.
Czy jemu chodzi o bliznę? Pan Ollivander też myślał, że mam ją na czole, jak mój brat. Szybko zwróciłam głowę w stronę Harry'ego. On odgarnął włosy, a ja i Ron wytrzeszczyliśmy oczy. Ron pewnie z zachwytu, a ja ze zdziwienia. Taką samą bliznę mam na nadgarstku. Czy to możliwe, że teraz siedzę obok mojego brata?
— Mama mówiła mi, że masz siostrę, ale... no wiesz — znowu odezwał się Ron.
—Tak Hagrid mi o tym mówił. Podobno zaginęła, ale ją odnaleźli... Będzie się uczyła w Hogwarcie. Wypytywałem się o nią Hagrida, ale nie chciał nic więcej powiedzieć — odezwał się cicho Harry.
Dlaczego miałam zaginąć? Dlaczego Hagrid nic mu o mnie nie powiedział? Najpierw był u mnie, a potem u mojego brata... Tak przynajmniej mówił.
Wstałam i wyszłam z naszego przedziału. Nie mogłam tam zostać, co miałam mu powiedzieć? ''Harry to ja prawdopodobnie jestem twoją siostrą''. Nie wierzę, że naprawdę mam brata... Jak to możliwe, że o nim nie wiedziałam, że... że nie znaliśmy się jedenaście lat. JAK TO MOŻLIWE, ŻE W OGÓLE MAM BRATA?
Chodziłam sobie po pociągu, aż w końcu zatrzymałam się, by popatrzyć w okno. Usłyszałam, że ktoś idzie w moją stronę, więc odwróciłam się, by zobaczyć kto to. Okazał się to być czarno skóry chłopak.
— Piękne widoki, co? — odezwał się, gdy do mnie podszedł.
— Cudowne — powiedziałam, przyglądając się krajobrazowi.
— Pierwszy raz do Hogwartu?
— Tak, a ty?
— Już trzeci — uśmiechnął się.
— Stary jesteś — zaśmiałam się, na co jego uśmiech jeszcze bardziej się pogłębił.
— Ej! A tak w ogóle jestem Lee Jordan — podał mi rękę, a ją uścisnęłam.
— Alexandra, ale wolę, jak się mówi na mnie Alex.
Chciałam jeszcze powiedzieć nazwisko, ale się powstrzymałam.
— Alex...? — spojrzał na mnie wyczekująco — Jak masz na nazwisko?
— A czy to ważne? To trochę skomplikowana sprawa.
— Okej i tak się dowiem przy Ceremonii Przydziału.
— Ceremonii Przydziału?
Wyjaśnił mi, że to uroczystość, gdzie uczniowie są przydzielani do jednego z czterech domów. Lee tak się rozgadał, że opowiedział mi jeszcze o dziesięciu innych rzeczach.
Rozdzieliliśmy się, dopiero gdy musieliśmy iść się przebrać w szkolne szaty.
Do końca podróży siedziałam już w swoim przedziale, ale nie rozmawiałam już ani z Harrym, ani Ronem. Gdy w końcu pociąg zaczął zwalniać, wszyscy wyszli z przedziałów, a gdy tylko pociąg się zatrzymał, wyskakiwali na wąski, ciemny peron.  

Czarownica z Wilczym SercemWhere stories live. Discover now