Rozdział26:Wyjedźmy gdzieś.

5.7K 261 25
                                    



Lydia

Zaczęłam powoli wybudzać się ze snu. O dziwo przyjemnego. Po wczorajszym wydarzeniu myślałam, że nie będę mogła spać, a było okej. Położyłam rękę na lewą stronę łóżka, chcąc przytulić się do Justina, ale go tam nie zastałam. Uniosłam delikatnie głowę mrużąc przy tym oczy i spojrzałam na jego miejsce. Gdzie on jest? Schowałam twarz w poduszki i mruknęłam coś niezrozumiałego.
-Oo, już wstałaś?- Usłyszałam głos za mną.
Justin!
Dobra, uspokój się Lydia.
-Mhmm.
Chłopak zachichotał na moją odpowiedź. Rozumiecie? Zachichotał i to w bardzo słodki sposób.
Syknęłam kiedy próbowałam usiąść. Nie będzie łatwo.
-Daj, pomogę Ci.-Powiedział i podszedł do mnie. Jedną rękę ułożył pod kolanami, a drugą na moich plecach i w bardzo delikatny sposób mnie posadził.
-Chodź, może coś zjesz, hmm?- Zaproponował siadając obok mnie.
-Chcę na początku się umyć i zmyć z siebie ten brud.- Powiedziałam zaciskając wargi i powstrzymując się od płaczu.
-No już, ciii.- Justin wziął mnie w swoje ramiona i zaczął nami kołysać.- Nikt już Ci nie zrobi krzywdy.- Pocałował czubek mojej głowy i bardziej przycisnął do siebie.- To chodź zaniosę Cię.
-Justin, ale...- Chciałam mu powiedzieć, że sama przecież umiem chodzić, ale mi przerwał.
-Już cichutko, ja Cię zaniosę.
No dobra, jak chce.
Zaniósł mnie powoli do łazienki i usadził na pralce.
-Muszę Ci sciągnąć spodnie i bluzkę, żeby zdjąć bandaże, bo nie możesz się z nimi myć.
Pokiwałam niepewnie głową, a Justin znów pocałował mnie w czoło. Ufam mu.
Kiedy byłam w samej bieliźnie, zobaczyłam bandaż przez który delikatnie przesiąknęła krew.
Natychmiast odwróciłam wzrok, kiedy zaczął go odwijać. Już wam mowiłam. Nienawidzę krwi, ran itd...
Po tym jak Justin mi wszystko odwinął poczułam ból. O wiele lepiej było, kiedy miałam owinięte bandażami.
-Jak coś to wołaj. Nie zamykaj łazienki, jak nie będziesz chciała, to nie wejdę, ale jak coś się stanie to muszę. Kiedy już się umyjesz i założysz bieliznę, którą ci zaraz przyniosę, to mnie zawołaj, bo trzeba zrobić nowe opatrunki, a ii...
-Justin, spokojnie dam sobie radę.- Przerwałam mu delikatnie się uśmiechając.
-Dobrze, ale pamiętaj, masz mnie wołać.- Pocałował mnie tym razem w nos i wyszedł.
Po chwili wrócił do mnie z dużą koszulką, spodniami dresowymi i jego majtkami.
Stanik muszę chyba założyć ten co miałam przez ostatnie dni...
Podziękowałam mu cicho, a on posłał mi swój uśmiech.

Wskoczyłam pod prysznic, oczywiście nie obyło się bez stęknięć. Kiedy woda zaczęła spływać po moim poranionym ciele, już nie czułam ulgi i przyjemności. Rany zaczęły niesamowicie piec i szczypać. Umyłam się więc szybko, ale delikatnie i po paru minutach wyszłam z kabiny. Ręcznikiem też ledwo się wytarłam, bo każdy najmniejszy ruch sprawiał mi ból. Jak już założyłam bieliznę, myślałam czy zawołać Justina. Prosił mnie o to, więc to zrobię.
-Justin!- Krzyknęłam tak, aby usłyszał on, a nie cały dom.
Nawet nie wiecie jak szybko się zjawił, nawet nie minęła sekunda, dosłownie.
-Dobra, siadaj a ja się zajmę ranami.
Po chwili wszyskie rany były odkażone, a ja mogłam spokojnie się ubrać.
Pewnie myślicie, dlaczego ubieram dresowe spodnie skoro jest już prawie koniec czerwca.
A to dlatego, że pogoda jest okropna. Pada, niebo jest zachmurzone, a ja cała się trzęsę.
Właśnie! Czerwiec... Ciekawe co z moją szkołą. Ocen złych nie miałam, ba! Nawet liczyłam na bardzo wysoką średnią, ale nie wiem co się stało pod moją nieobecność. Wyszłam z łazienki kulejąc, niestety noga daje o sobie znać.
Nawet nic nie zdążyłam powiedzieć, a już poczułam jak zostaję podniesiona.
-Justin, przecie.....
-Zaniosę cię i przestań marudzić.- Powiedział, a ja nawet nie próbowałam mu się sprzeciwiać.
Nie chciałam się kłócić. Z takiej głupoty wyszłaby duża awantura, Justin by się zdenerwował, a ja nie mam dzisiaj siły na to wszystko.
Powili weszliśmy do kuchni witając się ze wszystkimi, którzy w niej już byli.
-Jak się czujesz?- Zapytał David, kiedy Justin posadził mnie obok.
-Już okej.- Uśmiechnęłam się słabo do niego i odwróciłam wzrok w stronę szatyna, który robił dla nas wszystkich śniadanie.
-Ten gówniarz, już nigdy w życiu Cię nie dotknie.- Powiedział John opierając się o blat kuchenny.
Przygryzłam wargę, zaczęłam bawić się nerwowo palcami i postanowiłam się odezwać.
-Dziękuję.- Wyszeptałam w ich stronę, a oni się do mnie uśmiechnęli.
-Nie ma za co, mała.- Powiedział Chaz i puścił mi oczko.
Już po chwili Justin podał nam tradycyjnie jajecznice, ale nie narzekam! Nie była zła, była naprawdę dobra.
Po skończonym posiłku udaliśmy się razem z resztą do pokoju stołowego, aby usiąść i coś obejrzeć. Justin oczywiście mnie zaniósł i zamiast posadzić mnie obok, to usadził mnie na swoich kolanach. Wcale mi to nie przeszkadzało. Spodobało mi się.
-Jak coś, to jutro wrócisz do domu, dobrze?-Zapytał głaszcząc moje plecy.
Pokiwałam głową i oparłam się o jego klatkę piersiową.
Przymknęłam delikatnie powieki, aż nagle czyiś krzyk mnie rozbudził.
-Kurde! Chłopaki, byśmy zapomnieli!- Wykrzyczał Bruce, podbiegając do pilota, a każdy spojrzał na niego zdezorientowany.- Dzisiaj mecz!
I nagle chłopcy zrozumieli o chodzi.
-To włączaj i oglądamy!- Wykrzyknął Justin nie przestając masowac moich pleców.- Chcesz iść się położyć?- Wymruczał mi do ucha, trącać go przy tym.
- Jak coś, to później pójdę.- Delikatnie się do niego uśmiechnęłam i wróciłam do swojej pozycji.
*
Minęło już chyba trzydzieści minut meczu, pierwszej połowy, a mnie zaczęło już mulić.
To nie tak, że nie lubię piłki nożnej. Wręcz przeciwnie, ja ją uwielbiam! Ale dzisiaj coś nie mam nastroju na kibicowanie i to przeżywanie.
Justin nawet nie zauważył, kiedy wyszłam z pokoju do kuchni.
Postanowiłam trochę posprzątać. Mieszka tu sześciu facetów, więc nawet tu nie można oczekiwać na porządek, ale myślę, że jak pozmywam naczynia, pościeram kurze, umyję ładnie szafki i pozamiatam, to nie będzie źle!
Od razu wzięłam się do roboty. Szło mi naprawdę szybko! Chciałam umyć podłogi, ale chłopaki niestety nie mają takich środków i musiałam sobie poradzić z mokrą szmatą, żeby chociaż trochę to wyglądało.
Po skończonej robocie usiadłam przy wysepce wzdychając. Dobrze mi poszło. Oni byli tak wkręceni w mecz, że nawet na przerwie nie wyszli z pokoju.
A może by im tak coś upiec? To faceci, oni wszystko zjedzą, a jak zrobię jakieś ciacho, to chyba się ucieszą, nie?
Zaczęłam szperać w szafkach szukając składników na jakikolwiek wypiek.  Margaryna? Jest.
Jajka? Są.
Cukier? Jest.
Kakao? Jest.
Mąka? Jest.
Proszek do pieczenia? Jest.
O dziwo mają wszystko czego potrzebuję.
Zaczęłam przyrządzać murzynka, a do niego polewę.
Kiedy masa była gotowa zaczęłam szukać blaszki. Że wcześniej nie pomyślałam...
Po dłuższych poszukiwaniach, znalazłam. Opłukałam ją i wytarłam. Blaszkę wysmarowałam odrobiną margaryny i wlałam masę.
Wstawiałam je na 50 min w temp. 180 C.
Szybko posprzątałam po sobie i usiadłam na krześle.
I pomyśleć, że jeszcze pewien czas temu siedziałam w domu, nawet nie myśląc, że mogę poznać kogoś takiego jak Justin. Jak oni wszyscy. Nie myślałam nawet, że mogę zostać porwana. A teraz? Siedzę w ich kuchni i robię murzynka. Zabawne, nie?
Kiedy czas minął wyciągnęłam murzynka i postawiłam go na blacie. Odczekałam chwilę by upewnić się, że polewa jest na pewno ostudzona i polałam nią ciasto.
Jak na zawołanie w kuchni znaleźli się chłopcy, a ich miny mówiły same za siebie.
-N-ie mów, że zrobiłaś murzynka.- Powiedział David z niedowierzeniem.
-Tak, zrobiłam.- Uśmiechnęłam się do nich.
Podszedł do mnie Justin, przytulił mnie od tylu i schował głowę w zagłębieniu mojej szyi.
-Jesteś najlepsza.- Wyszeptał mi do ucha, a na moim ciele pojawiły się ciarki. Uśmiechu też nie dało się ukryć. Kiedy zobaczyłam, że chłopaki już sobie nakładają przyrządzone przeze mnie ciasto, postanowiłam zainterweniować.
-Chłopaki, ale to jest jeszcze gorące, więc nie możecie jeszcze jeść.- Powiedziałam patrząc na nich z założonymi rękami na piersiach.
-A coś poważnego może mi się stać?- Zapytał (jak podejrzewam) z pełną buzią Chaz, odwrócony do mnie tyłem.
-Jest to gorące, więc możecie dostać skrętu jelit, a to bardzo boli.
Chaz odwrócił się w moją stronę cały umazany czekoladą i powoli zaczął przeżuwać.
-Dobra, zjedzcie, ale powoli, bo naprawdę można się nabawić problemu.-Powiedziałam, a oni podbiegli do blaszki i usiedli przy wysepce.
Patrząc na ich miny musiało im smakować.
-Boże...- Westchnął Mike.- Nigdy nie jadłem lepszego. Nigdy.
Zaśmiałam się i zaraz odezwał się kolejny z nich.
-Może chcesz z nami zamieszkać na zawsze, co?- Odezwał się Bruce na co znowu się uśmiechnęłam.
-Brakuje w tym domu kobiecej ręki.- Mruknął John jedząc murzynka.
-Ej, w ogóle jakoś tu czyściej.- Powiedział Justin z umazaną twarzą marszcząc brwi.
Chłopaki mu przyznali rację.
Och, jak miło, że zauważyliście.
-Zrobiła najlepsze ciasto jakie jedliśmy, posprzątała kuchnie na taki błysk, jakiego nikt jeszcze tutaj nie widział. Czy to niebo?- Powiedział Bruce wycierając brodę.
Miło.
Kto by pomyślał. Chłopaków z gangu, może uszczęśliwić, zwykły murzynek i posprzątana kuchnia.
Po tym jak skończyli jeść, popatrzyłam na blaszkę i tam prawie nic nie zostało. Czyli mogę być pewna, że smakowało.
-Chodź.- Powiedział brązowooki i pociągnął mnie za rękę.
Jeszcze w progu kuchni, chłopaki mi podziękowali.
Szedł w stronę swojego pokoju, a ja za nim. Otworzył mi drzwi i wpuścił do środka, podeszłam do łóżka i na nim usiadłam. Mimo tego, że próbowałam zapomnieć o bólu, to noga i tak dała o sobie znać.
Justin usiadł obok mnie i ułożył głowę tuż obok mojego uda. Pogładziłam ręką delikatnie jego twarz na co przymknął powieki.
-Wyjedźmy gdzieś na wakacje.
Odezwał się, a ja nie wiedziałam co odpowiedzieć.



________________________
Jest!!
Nowa okładka!
Pewnie już wszyscy słyszeliście piosenkę "Cold Water" ale i tak wam powiem, że to jest genialne. Całymi dniami słucham!
GWIAZDKI I KOMENTARZE MOTYWUJĄ MNIE DO DALSZEJ PRACY !❤️⭐️

Uprowadzona.j.bDove le storie prendono vita. Scoprilo ora