rozdział 26

2K 94 10
                                    

Budzik dzwonił jak opętany, a ja miałem ochotę rozwalić go o ścianę. Skoro wydawał z siebie te pieprzone dźwięki oznaczało, że był poniedziałek. Dzień, o który modliłem się, by nie nadszedł.

Po sobotnim wyznaniu Jennifer nie mogłem dojść do siebie. Nie spałem, nie jadłem tylko myślałem. Myślałem o niej i o tym, że nie jest mi tak obojętna jak się wydawało. Styles miał rację, ta mała paskuda sprawiła, że coś we mnie drgnęło.

Nie... ja się nie zakochuję, jestem przecież Louis Tomlinson. Facet z przygodami na jedną chwilę... jednak ta dziewczyna wyzwalała we mnie uczucia, których nigdy nie odczuwałem, przy żadnej kobiecie. Radość, ciepło, zrozumienie, a nawet zazdrość. To ostatnie było tak silne, że nie panowałem nad sobą.

Jennifer Smith była piękna, mądra, zabawna i miała w sobie to coś, co nigdy się nie nudzi. Była idealną kobietą do stałego związku, tylko... nie dla mnie. Ja na nią nie zasługiwałem. Przestań się mazać idioto, tylko walcz...

O co ja miałem walczyć? Ona nigdy mnie nie zechce. Nigdy nie zgodzi się być moja. Traktuje mnie jak układ. Pieprzony układ, który sam jej zaproponowałem. A poza tym jestem jej nauczycielem...

Wstałem z łóżka i podreptałem pod prysznic. Woda jak zawsze pomogła się uspokoić. Potem wróciłem do sypialni i ubrałem się w garnitur. Tradycyjny mój strój do szkoły. Nienawidziłem tego, ale cóż było zrobić.

W kuchni zaparzyłem kawę i zrobiłem kanapkę. Musiałem coś zjeść, bo całego dnia w szkole bym nie wytrzymał na głodzie.
Wrzuciłem naczynia do zmywarki i wyszedłem z domu z nadzieją, że ona mnie nie oleje, z nadzieją, że da się to jeszcze jakoś poukładać. Nadzieja matką głupców... jednak miałem nadzieję, że stworzymy jakąś normalną relację. Nasza relacja nigdy nie będzie normalną...

Pod szkołę dojechałam w kiepskim stanie. Trzęsły mi się ręce, pociłem się. Chyba byłem chory... Po drodze kupiłem sobie kawę, aby być na kofeinie. Oprócz nerwów towarzyszyła mi senność.

Zaparkowałem na swoim miejscu i wysiadłem z auta. Chwyciłem w dłoń aktówkę i kubek z kawą. Ruszyłem szybkim krokiem w stronę drzwi wejściowych.
Jennifer stała jak zawsze z przyjaciółmi, ale tym razem był tam jeszcze ten cały Aaron. Czułem jak spinają mi się mięśnie, jak krew w moich żyłach wrze. Najchętniej podszedłbym i przypieprzył mu w ten roześmiany ryj.

Dziewczyna stała u jego boku rozbawiona, tuliła się do niego. Kurwa, tuliła się do jakiegoś pieprzonego dzieciaka, a nie do mnie.

- Dzień dobry Panie Tomlinson. - powiedziała słodkim głosikiem, a ja nabrałem ochoty by po prostu ją pocałować. Musiałem to zrobić, by dowiedzieć się czy jest jeszcze jakaś nadzieja, nadzieja dla nas.

-Dzień dobry Jennifer. - odpowiedziałem przez zaciśnięte zęby.

Przez to wszystko nie zauważyłem dzieciaka, który biegł w moją stronę. Gówniarz nie patrzał przed siebie, tylko w telefon. Nie zdążyłem odskoczyć i bachor wbiegł prosto we mnie. Kawa, którą miałem w ręku wylądowała na mojej marynarce i białej koszuli. Nie no cudownie! Miałem ochotę usiąść na dupie i się śmiać. Zamiast tego posłałem groźne spojrzenie chłopakowi, który teraz kulił się i przepraszał.

Zgniotłem kubek w dłoni i zawróciłem do auta. Wszyscy stali i wpatrywali się we mnie jak zaczarowani. Pewnie spodziewali się awantury, a tu nic.

Z bagażnika wyciągnąłem biały podkoszulek. Jedyne ubranie jakie miałem. Nie ma co... dziś będę chodził obnażony.

Wszedłem do szkoły i udałem się prosto do klasy. Miałem dość wszystkiego, a dzień dopiero się zaczął. Zrzuciłem brudną marynarkę i koszulę, nałożyłem koszulkę. Spojrzałem na swoje ręce i lekko się skrzywiłem. Teraz będą mieli o czym plotkować.

be the one(Book1) || Louis Tomlinson✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz