00 - god, bless us everyone

377 32 29
                                    

komentarze mogą nie zgadzać się z obecną wersją, opowiadanie podlega całkowitej edycji i jest pisane na nowo. miłego czytania! ♥ 

Krzyk. Obudził się z krzykiem, podrywając się nagle z łóżka. Spojrzał na zegarek elektryczny stojący na biednym stoliku nocnym – było trochę po drugiej w nocy. Dookoła jedynie ciemność i ciche chrapanie kolegi z sąsiedniego łóżka. Czuł pewnego rodzaju wypalanie w przełyku, gdzieś tam w środku siebie. Co najgorsze, czuł wręcz ból wewnątrz umysłu, jakby ktoś bił, ciął, torturował jego myśli, jego świadomość, jest potrzeby. Ledwo oddychał, jego serce biło jak oszalałe, strużki potu spływały w dół wytatuowanych pleców. Nie teraz, kurwa! – wykrzyknął do siebie w myślach. Oczy przyzwyczaiły się do ciemności, więc przez bardzo nikłe światło księżyca, wpadające przez zasłonięte okno, spojrzał na swoje dłonie. Trzęsły się, jakby miał co najmniej delirium, jednak wiedział, że to nie o to chodzi. Potrzebował mety, teraz, w tej chwili, już. Uzależnienie dało o sobie znać w nieodpowiednim momencie; był środek nocy, on nie miał przy sobie towaru, bo Mike wpadł do niego na noc, żeby skończyć jeden z utworów. Nienawidził tych momentów, w których nagle zdawał sobie sprawę, że musi wziąć. Akurat w tej chwili tak bardzo nie chciał, by to było konieczne, że czuł jak to rozrywa mu serce na kawałeczki. O ile jeszcze jakieś serce w ogóle miał. 

Usiłował wstać. Równie mocno co dłonie, trzęsły mu się kolana. Nogi spróbował postawić na ziemi, chciał najpierw usiąść prosto, próbować zachować równowagę, lecz nie miał siły. Padł na łóżko jak długi, uderzając głową w grzejnik, co spowodowało niezły hałas. Mike zachrapał nieco głośniej, po czym przewrócił się na bok, tyłem do Chestera. Teraz albo nigdy – powiedział do siebie w myślach. Usiadł jeszcze raz, podpierając się czego się da. Schylił głowę, nabierając kilku większych wdechów. Podnosił się bardzo powoli, jakby od tego zależało jego życie, mimo że prawie nie miał w sobie sił. Właśnie wykorzystywał ostatnie zapasy, rezerwę, niczym paliwo w samochodzie, jednak w jakiś sposób mu się to udało. Stał o własnych siłach, na początkach głodu, nie wiedząc co teraz ze sobą zrobić. Przeszedł wolnym krokiem do łazienki, uważając przy tym, żeby przypadkiem się nie przewrócić o... cokolwiek, co leżało na ziemi, bądź własne nogi. Był do tego zdolny, więc przezorny zawsze ubezpieczony, jednak co z tego, skoro tak czy tak było ciemno? 

Potknął się, upadając przy tym z głośnym hukiem. – Kurwa! – krzyknął, pocierając obolałe ręce. – Z dwojga złego, mogłem upaść dopiero w łazience i tam umrzeć – powiedział pod nosem, wzruszając ramionami. Spojrzał ukradkiem na śpiącego wciąż Shinodę. 

– Chester, co ty odwalasz? – spytał jednak-nie-do-końca-śpiący Shinoda. Chester mentalnie przybił sobie facepalma, uważając, żeby nie zrobić tego w prawdziwym świecie. Chociaż, w chwili obecnej, już nikt nie przejąłby się hałasem. – Stary, jest po drugiej. – powiedział aktualnie zielonowłosy, podnosząc się na łokciu, twarzą do poszkodowanego. – I czemu, kurwa, leżysz na podłodze? – Zaśmiał się cicho, widząc mniej więcej, w jak tragicznym stanie był Bennington; jak chodzące sześćdziesiąt siedem kilo nieszczęścia o również zielonych włosach, wytatuowane, skazane na wieczne nieszczęście. 

– Szedłem do łazienki i się potknąłem, o co ci chodzi – wymamrotał zawstydzony Chaz, siadając na podłodze. – Idź spać, Mike, wybacz za nagłą pobudkę – dodał, chcąc by przyjaciel jak najszybciej zapomniał o sprawie i dalej spał. 

– Dobra, tylko bądź już ostrożny – rzekł zaspany Michael, po czym położył się z powrotem. Teraz Chester po prostu musiał iść do tej łazienki, czy tego chce, czy nie. 

Stanął przed lustrem, uprzednio włączając światło, które raziło go w oczy. Przymknął powieki, opierając ręce o małą umywalkę, trzymając tam cały ciężar swojego ciała. Głowa pulsowała mu z bólu, dłonie były zimne, stopy tak samo, kolana wciąż się trzęsły, a jego wargi robiły się sine. Cały błyszczał się od potu, serce biło w jego klatce piersiowej jak oszalałe. Odkręcił kran, nabierając trochę wody w dłonie, po czym najpierw przemył twarz, a następnie napił się kranówki. Suszyło go okropnie, więc koniecznie musiał zaspokoić pragnienie. Zimna woda nieco orzeźwiła go, przywracając w minimalnym stopniu do stanu używalności. Pozostała jeszcze kwestia głodu, który – przy wpływie bólu po upadku – jakby odszedł na drugi plan. Chester nie wziął ze sobą ani telefonu, by mógł skontaktować się z kim trzeba, ani ubrań, by przebrać się i pójść w odpowiednie miejsce. Myśl, chłopie, myśl – powtarzał sam do siebie, próbując przypomnieć sobie jakie ma jeszcze wyjścia. Zajrzał do kosza na pranie, lecz ten był pusty; zapomniał, że wyprał ubrania poprzedniego dnia. 

don't let me drown • [bennington]Where stories live. Discover now