Rozdział III - Zawody

20 1 0
                                    

Po tygodniu rehabilitacji z Panem Davisem moja noga doszła do wojej pełnej sprawności. Tak jak Davis zapowiadał spotykaliśmy się codziennie po lekcjach na sali gimnastycznej. Te spotkania jeszcze bardziej utwierdziły mnie w tym, jak bardzo intryguje mnie ta osoba. Podczas tych zajęć zachowywał się wobec mnie z wyższością i nie stronił od dziwnych żartów. Wręcz nabijał się ze mnie. Nie byłam do tego typu sytuacji przyzwyczajona - odkąd pamiętam zawsze wszyscy mnie szanowali i doceniali. 
Jedyne jednak co mnie zastanawiało to te jego dziwne sformułowanie, które rzucił, gdy już wychodziłam: "Tylko nie zapomnij ze sobą zabrać tego swojego uśmiechu..." O co mu chodziło? Czyżbym naprawdę wpadła mu w oko? Fakt, będę chyba jego najlepszą uczennicą, to nie podlega wątpliwości przy mojej liczbie talentów jeśli chodzi o sport. Ale to nic takiego. Byłam już faworyzowana przez wielu nauczycieli, jakoś szczególnie nie przeszkadzało mi to, że będę jeszcze przez jednego - przez wysokiego, przystojnego blondyna o błękitnych oczach.
Tego dnia wstałam wyjątkowo wcześnie, jakoś dziwnie zestresowana. Poczułam, że strasznie intensywnie boli mnie brzuch, nie wiedzieć czemu. Złapałam za niego i poczłapałam się do łazienki. Zajrzałam w lustro - ujrzałam podłużną bladą twarz, sine wory pod oczami, mały, zgrabny nosek, idealne usta i czarne oczy. Tak, to coś co na pewno mnie wyróżniało. Odkąd pamiętam, wszyscy zawsze zwracali szczególną uwagę na barwę moich oczu. Być może to one zaciekawiły tak Pana Davisa. Być może, tak jak większość ludzi, nigdy wcześniej się z nimi nie spotkał.
Szybko uznałam, że ubiorę czarny T-Shirt i spodenki tego samego koloru. Ten zestaw miał podkreślać barwę moich oczu, a także mnie optycznie "wyszczuplić". Mam świra na punkcie idealnej sylwetki. Uwielbiam ćwiczyć, stosować diety, odchudzać się, a nawet się głodzić. Pewnie z tego powodu tak szybko straciłam siły przy ostatnim biegu, nie jadłam wtedy nawet śniadania. Z tego, co mi wiadomo, ważę aktualnie 54kg, czyli o co najmniej 4kg za dużo. Chcę wyrównać moją wagę do co najmniej 50 kilo. Wtedy powinnam wyglądać idealnie. No może nie jak typowa "tumblr girl", ale przynajmniej będę mogła już się zacząć zastanawiać nad taką sylwetką.
Po pół godzinie byłam już gotowa i zeszłam na dół, gdzie mama szykowała mi już obfite śniadanie. Nienawidziłam śniadań. Z rana nigdy nie szło mi wcisnąć żadnego jedzenia. Mój żołądek był ściśnięty, tak jak teraz. Widząc więc mamę błagającą mnie o spróbowanie chociaż jednej uszykowanej przez nią kanapki odparłam:
                       - Dziękuję mamo, ale nic nie zjem. O wiele lepiej biega mi się na pusty żołądek. - skłamałam, chowając po kryjomu do torby batonik, banana i energetyk, które miały posłużyć mi za śniadanie. Musiałam coś zjeść, jeśli chciałam się dzisiaj liczyć w stawce. Jeśli zrobiłabym inaczej, nie miałabym dzisiaj żadnych szans.
                      - No dobrze. - moja mama wyraźnie posmutniała na tę wiadomość. - Uważaj na siebie, Kate! Powodzenia! - krzyknęła z nadzieją w oczach. - Ale chyba życzyć Tobie połamania nóg jest po ostatnich wydarzeniach trochę nie na miejscu.
                     - Hahaha, Mamooo. - nie mogłam powstrzymać śmiechu. Moja mama to niesamowita osoba, zawsze poprawia mi humor. Nawet gdy jestem zupełnie zdenerwowana.
Idąc na przystanek zaczęłam zastanawiać się nad tym co jest powodem mojego dzisiejszego spięcia. Odkąd tylko sięgam pamięcią, nigdy nie stresowałam się przed zawodami. Czyżbym chciała jak najlepiej wypaść, bo powołał się na mnie Pan Davis? Nie, nie. Żaden nauczyciel nie będzie wpływał na moje emocje, nawet jeśli jest chodzącą burzą męskich hormonów. Włożyłam słuchawki w uszy i usłyszałam charakterystyczne dźwięki piosenki Taylor Swift - You Belong With Me. W rytm muzyki pomaszerowałam tanecznym krokiem w stronę przystanku. Mój niesforny, ale i niezręczny taniec zobaczył cały tłum ludzi siedzących w autobusie. Na moje nieszczęście na samym jego przedzie siedział we własnej osobie Pan Davis. Na widok tańczącej mnie wyraźnie się roześmiał. 
- A Ty Willson, co? Już sprawiłaś sobie rozgrzewkę? - nauczyciel nie krył rozbawienia zaistniałą sytuacją.
- Yyy... można tak powiedzieć. - nie wiedziałam jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
Mijając śmiejące się ze mnie spojrzenia wszystkich mi znanych osób dotarłam do końca autobusu, gdzie wypatrzyłam sobie idealne dla mnie wolne miejsce pod oknem. Usiadłam i w pośpiechu wyciągnęłam książkę. Jakieś romansidło. Zaczęłam udawać, że to czytam. W myślach jednak zastanawiało mnie to czy obserwuje mnie Davis. Spojrzałam na jego odbicie w szybie. Był ożywiony jakąś rozmową. Rozmawiał z Trace Galton siedzącą jak zwykle na przednim siedzeniu. Poczułam wyraźne ukłucie zazdrości. Nie rozumiałam dlaczego. Niestety nie byłam w stanie dosłyszeć rozmowy, ale za to na pewno Pan Davis zauważył moją zabawnie wychyloną głowę na kształt szpiega podsłuchującego jakiś ważny dialog. Speszona spojrzałam w dół. Zanim podniosłam wzrok minęło z dobre 10-15 sekund. Nasze spojrzenia przypadkowo się spotkały. Przełknęłam ślinę. Nagle nauczyciel podniósł się z miejsca i zaczął zdążać ku mnie. "Nie, nie, nie" - powtarzałam sobie w myślach, ale Davis nie poprzestawał. W końcu, gdy dotarł, spojrzał na puste obok mnie miejsce i powiedział:
- Ooo, idealne dla mnie! Pokaż co czytasz. - nie czekając na mój gest wyrwał mi z rąk książkę.
- Nic ciekawego. Żadna klasyka czy coś. Niszowe dzieło. - zaczęłam hejtować książkę, którą trzymał teraz Davis tak jakby to było najgorsze ścierwo. A w rezultacie to nie była nawet zła książka. O zakazanej miłości. Lubię takie.
Davis obrócił książkę i przeczytał tylnią stronę tak jakby to było jedno zdanie. Udawał zainteresowanego. Widziałam to. 
- Hmm.. nooo, yy.. całkiem ciekawe. Podoba mi fabuła. - podrapał się po swojej brodzie, tak jakby zastanawiał się czy wypowiedzieć następne zdanie. - Chciałabyś przeżyć coś takiego, co? Taką miłość?
Zakazaną? - spytał z przekąsem.
- Ale tak właściwie. To czy miłość może być zakazana? Jak odradzane może być to, do czego człowiek tak uporczywie dąży i co potrzebne mu jest do szczęścia?
- Szczerze? Sam nie wiem. Jeśli dwójka ludzi, którzy nie powinni ze sobą być nagle się ze sobą spoufalają, można to wtedy nazwać zakazaną miłością czy miłością wbrew wszystkiemu. Tak ja to rozumiem. - wytłumaczył.
- Chodzi Panu o to, gdy ktoś przekracza wszelkie bariery? - spytałam.
Tak. A wbrew pozorom wcale nie tak trudno je przekroczyć. - mówiąc to mrugnął do mnie okiem i odszedł.
Co to miało znaczyć? Nie, nie chcę nawet o tym myśleć. Lepiej zagłębię się w mojej książce. Jak się okazało, główna bohaterka Marie należy do słynnego rodu Wallenrod, a jej ukochany - książę Prince jest z drugiego, zakazanego rodu. Rodziny, do których obojga należą, nienawidzą się. Hmm, ciekawe. Coś jak Romeo i Julia. Marie i Prince ciągle wymyślają sobie nowe miejsca na swoje "schadzki", a ich uczucie dzięki dodatkowej pikanterii urasta to niewiarygodnych rozmiarów. Rozmarzona taką zakazaną miłością zaczęłam rysować serduszka na zaparowanej szybie. Pogoda nie była wyśmienita, jak na zawody przełajowe. Obficie padało, a na dodatek nie zapowiadało się na to, żeby się coś zmieniło.
Gdy dotarliśmy na miejsce Pan Davis zaczął rozdawać numerki startowe. Z przykrością spoglądając na kartkę stwierdziłam, że noszę numer 8.1, co oznaczało, że jesteśmy ósmą drużyną i to ja rozpoczynam. 
- Dlaczego rozpoczynamy ode mnie? - spytałam nie kryjąc oburzenia
- Musimy zacząć od silnego ataku. Ty potrafisz rwać do przodu. Już to widzieliśmy. - wyjaśnił przypominając zdarzenie, do którego raczej nie chce wracać. On wracał za to bardzo często.
Bąknęłam coś na kształt, że rozumiem i poszłam się rozgrzewać. Czułam na sobie jego wzrok. Czułam także ogromną odpowiedzialność jaka na mnie ciążyła. Ostatnią rzeczą, którą pamiętam sprzed startu to również to, że czułam potworną presję. Jakby ktoś stał nade mną i kazał mi biec tak, a nie inaczej. Jednak ja nie miałam żadnej strategii na ten bieg. Postanowiłam rozegrać to po prostu, normalnie - biec przed siebie, ile miałam tylko sił w nogach. I tak zrobiłam. Zziajana, wymijając ostatnie rywalki na mojej drodze, zdążyłam tylko kątem oka dostrzec, że na mecie stoi Pan Davis z rozłożonymi rękami. Zignorowałam to. Pobiegłam zdyszana do całej bramy. Poszedł za mną. "Czy on nigdy się nie odczepi?" - pomyślałam.
- Nie. - powiedział Davis, łapiąc mnie za ramię.
- Co nie? - odpowiedziałam, zdając sobie sprawę z tego, że właśnie odpowiedział na moje pytanie.
- Nie mieliśmy tak dobrego biegu od dawna! - wykrzyknął podekscytowany, jakbyśmy właśnie zdobyli olimpijski medal albo i całą klasyfikację medalową.
Racja, przybiegłam pierwsza. Ale to jeszcze nie znaczy by robić z tego taką aferę.
- Aha, wow, super. To znaczy... yyy... też się cieszę. - z trudem wymusiłam uśmiech. Nie miałam ochoty na rozmowę z nim. Zestresował mnie. Do teraz nie wiedziałam czym. Przecież nic szczególnego nie powiedział ani nie zrobił... Nic z tego nie rozumiałam. I kto wie, może nawet nie chciałam rozumieć.
Nastąpiła krótka przerwa. Mogliśmy się wtedy rozejść do swoich rzeczy, zjeść coś, w końcu odpocząć. Błyskawicznie podeszła do mnie Trace Galton.
- Wow, dziewczyno, dałaś czadu! Nie wiedziałam, że jesteś taka świetna. Musimy się zaprzyjaźnić. Będziemy razem trenować! Albo wiem! Wspólne chodzenie na siłownie i bieganie na bieżni, a potem wracanie do domu i nadrabianie zużytych kalorii w postaci leżenia przed tv, oglądaniu filmów i objadaniu się popcornem i nachosami. Co Ty na to? - Trace nie kryła fascynacji.
Z wrażenia nie wiedziałam co odpowiedzieć. Chyba właśnie dlatego powiedziałam tak a nie inaczej.
- W sumie, czemu nie? Zgadzam się. To kiedy?
- Jejku, ale super! Może być nawet jutro! Zapraszam Cię na PurpleStreet 78. Piętrowy dom balkonem. Na pewno trafisz. W razie czego mogę dać Ci mój numer telefonu.
- Nie, dzięki. Poradzę sobie. Jakoś. - w końcu otrząsnęłam się i zaczęłam rozumieć w co się wplątałam.
- Jasne. To yy.. do zobaczenia Kate.
- Przecież zobaczymy się w szkole. - wyjaśniłam jej chłodnym tonem. Rozumem to ona nie grzeszyła.
- Hahahha, ale Ty jesteś zabawna, Kate. - z minuty na minutę Galton stawała się co raz bardziej żałosna.
- Tak, tak, dzięki. Cześć. - nie ukrywając już niczego, próbowałam ją po prostu zbyć.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 03, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Miejsca, w których nas nie znajdąWhere stories live. Discover now