Rozdział II - Jane

19 2 0
                                    

Wybiegłam przerażona bliskością Pana Davisa i jak najszybciej oddaliłam się od tego miejsca. Z impetem wpadłam spóźniona na biologię. Na szczęście miejsce obok Jannet, mojej przyjaciółki, czekało jak zwykle na mnie. Zdyszana pokonaniem całego skrzydła szkoły z rozciętą i poobijaną prawą nogą wykrzyczałam na jednym oddechu:
- Przepraszam za spóźnienie!
- Kate, co Ci się stało? - Pani Carter nie kryła zdziwienia widząc mnie w takim stanie.
- Aaa, too. - spojrzałam w dół. - To nic. - zapewniłam, nieśmiało się uśmiechając.
- W takim razie siadaj. Lekcja już dawno się zaczęła. - Carter wyraźnie ochłodziła swój ton.
Poczłapałam się do będącej równie w szoku Jannet i z impetem upadłam na krzesło.
- Psst! Kate, musimy porozmawiać. - mówiąc to, przyjaciółka podała mi zgniecioną kartkę.
To był jedyny sposób na swobodne prowadzenie rozmowy. Na zajęciach biologii u Pani Jaquline Carter musiała panować absolutna cisza. Nie zważając na zapisywany przez biolożkę temat dzisiejszej lekcji, zaczęłam odwijać kartkę podaną mi od Jannet.
Chyba wpadłaś w oko Davisowi. - biło mnie po oczach zdanie, którego nie chciałam chyba przeczytać...
Co? Chyba coś Ci się poprzestawiało w tej Twojej różowej główce, Jane. - tak, Jane od dwunastego roku życia nosiła różowe włosy na znak buntu przeciwko jej konserwatywnym rodzicom.
No, Kate. Nie mów, że tego nie zauważyłaś. Te aroganckie odzywki wobec Ciebie. Jeżeli facet się tak zachowuje, może to oznaczać tylko jedno - l e c i  n a  C i e b i e. I tyle. - nabazgrała tak szybko, że ledwo byłam w stanie to odczytać.
Nie i koniec. To niemożliwe. Nie jestem w stanie zauroczyć szesnastolatka, a co dopiero dorosłego mężczyznę. Przykro mi Jane, ale tym razem Twój przyjacielski nos się myli.  - napisałam, a pod spodem narysowałam wielki wykrzyknik. Po chwili wydarłam przyjaciółce kartkę i wielkimi literami niczym komputerowym caps lockiem dopisałam: NIE ODPISUJ.
Widząc skwaszoną minę Jane powiedziałam:
- Okej, okej. Mnie też to zaintrygowało. Pogadamy o tym na lunchu. 
Reszta lekcji minęła mi na rozmyślaniu nad tym co powiedziała moja kumpela. Naprawdę? Ten wysoki, zniewalający blondyn leci właśnie na mnie? Kate, otrząśnij się! On jest na pewno zajęty. Tacy faceci już z samego wyglądu i definicji są zajęci. Na pewno po pracy wraca do swojej kochającej żony, która trzyma ich synka na kolanach, a później wspólnie spędzają rodzinne popołudnie. Jedzą wspólny obiad, potem idą na wspólny obiad, wieczorem WSPÓLNIE przygotowują się do swoich prac, by rano być już w pełni przygotowanym na nadchodzące ich obowiązki. Jego żona to z pewnością wysoka, długonoga blondynka, o biuście rozmiaru XXL i charyzmie, której oddałby się nie jeden zagubiony wuefista czy sportowiec... O takiej żonie marzy każdy. Poza tym Davis to typ, który irytuje już z kilometra i to jest kolejny powód, dla którego nie mogę mu się podobać - jestem po prostu na to zbyt delikatna.
Wychodząc z lekcji francuskiego udałam się na stołówkę, gdzie umówiłam się z Janett. Wchodząc już widziałam jej sylwetkę, kiwającą do mnie przyjaźnie. Odmachałam jej, po czym udałam się po jedzenie. Ta breja nie wyglądała smakowicie. Dobrze, że są chociaż frytki. Uwielbiam frytki. 
- No dobrze. A więc co sądzisz o Davisie? Jest przystojny, cooo? - Jane uśmiechnęła się z przekąsem tak, jakby znała już moją odpowiedź na to pytanie.
- No dobra. Masz mnie. Jest. I właśnie dlatego nie odpowiedziałam, że jestem, gdy byłam wyczytywana. - Zamyśliłam się nad tym jak zjawiskowo wygląda. - powiedziałam, ściszając tajemniczo głos.
- Aaa! Wiedziałam! - przyjaciółka, w przeciwieństwie do mnie, wcale nie zamierzała być cicho. - Wyobrażasz sobie teraz nasze lekcje wf-u? To nie to samo co z Panią Groove. - Pani Grove uczyła nas w pierwszej klasie gimnazjum, do którego uczęszczałam. Po pierwszym roku zaszła w ciążę, co wykluczyło jej obecność w tym roku. Niestety. Albo i stety. To się jeszcze okaże. - Od tej pory to Ty będziesz w centrum zainteresowań Kate! Czy to nie wspaniale? Zawsze tego chciałaś, przyznaj! - Janett wyglądała na co najmniej podekscytowaną.
- No nie wydaję mi się. - Zawsze byłam skrytą i nieśmiałą osobą. Nie lubiłam się chwalić moimi wynikami, a także stroniłam od mówienia o mnie. Krępowało mnie to. I obecna sytuacja, nie ukrywajmy, nie była mi na rękę. Czułam, że teraz wszystko się zmieni. Gdybym chociaż wtedy wiedziała jak wiele...
- A przestań, Kate. Nie marudź. Dzisiaj po szkole idziemy na zakupy. Chyba nie masz zamiaru ćwiczyć nadal w tych dresach. 
- Czy Ty czasem nie przesadzasz Jane? - patrzyłam z niedowierzaniem na moją przyjaciółkę. Czyżby ona chciała mnie zeswatać z moim własnym nauczycielem? To irracjonalne. A nawet żałosne. Nie wahając się, odmówiłam:
- Nie, Jane. To się nie uda. Zapomnij o tym. Możesz sobie myśleć co chcesz, ale według mnie Pan Davis nie jest w żadnym stopniu mną zainteresowany. Po prostu potrzebował jakiegoś kozła ofiarnego na swoją pierwszą lekcję, żeby się popisać. Takie jest moje zdanie.
W tym momencie na stołówkę wkroczył we własnej osobie Pan Davis. Błagając w myślach, by nie podszedł do naszego stolika, zobaczyłam jak właśnie to robi. Ukucnął przy nim, tak by spojrzeć mi w oczy. Przez nieuwagę zauważyłam, jak bardzo był zdenerwowany. Ciekawe dlaczego.
- Kate, musisz pójść ze mną. Chcę Cię zapisać na zawody w biegach przełajowych. Są już za tydzień. Nie ma na co czekać. - powiedział natarczywym tonem.
- Jak to? A co z moją nogą? Nie dam rady jej wyleczyć do przyszłego tygodnia. - nie zamierzałem kryć zdziwienia.
- Wpiszę Cię jako rezerwową. Jeżeli dojdziesz do siebie do przyszłego piątku, z pewnością wystartujesz w tych zawodach. Będziesz solidnym filarem naszej drużyny. - wyjaśnił wstając. - A teraz chodź za mną. - głową wskazał bym go wyminęła.
Cóż więc pozostało mi zrobić jak nie posłuchać kolejny raz Pana Davisa. W końcu on tu rządził.
Zaczęłam zmierzać więc w stronę sali gimnastycznej, czując na moich plecach wzrok natarczywego nauczyciela. Gdy doczłapałam się na miejsce spytałam:
- Jakim cudem uważa Pan, że w tydzień mogę dojść do siebie? Przecież ta noga wygląda okropnie. - stwierdziłam
- Nie taki diabeł straszny jak go malują. Poza tym zajmę się Twoją szybką rehabilitacją. Będziemy spotykać się codziennie po lekcjach na sali gimnastycznej. Tam rozłożę materace i zadam Ci parę ćwiczeń rozluźniających. Po systematycznych codziennych ćwiczeniach powinno być widać wyraźną poprawę.
No świetnie. Będę musiała teraz widywać Pana Davisa codziennie. Cóż za niewiarygodna przyjemność.
- Jutro kończę po szóstej lekcji. Mogę przyjść o 13? - spytałam wpatrującego się we mnie mężczyznę.
- Jasne. Tu masz kartkę, na której musisz mi zapisać swoje dane osobowe. Potrzebuję tego aby wpisać Cię na listę uczestników w zawodach. Poza tym, że biegasz, robisz coś jeszcze?
- Tak, gram w siatkówkę i koszykówkę. W pierwszej klasie należałam też do sekcji unihokeja. - wyrecytowałam niczym chwalipięta popisujący się własnymi dokonaniami. Mam nadzieję, że nie brzmiałam tak żałośnie jak mi się to wydawało.
- Wow, dziewczyno! Jesteś niesamowita. Wpiszę Cię więc na moje wszystkie zajęcia dodatkowe.
- Bez przesady... - odpowiedziałam, podając mu wypełnioną kartkę.
- Okej. Tu masz listę wszystkich dziewczyn w Twojej drużynie. Możesz się z nimi zapoznać, jeśli chcesz. Są w większości starsze, ale o ile dobrze pamiętam jest jedna z Twojego rocznika. Trace. 
- Tak, chodzę z nią do klasy. - Trace Galton to znana wszystkim dziewczyna-sportowiec, którą idzie w moment rozpoznać po świetnej sylwetce, którą zawdzięcza pewnie swoim treningom. Wszyscy zazdroszczą Trace jej figury. Nawet ja, a jak mówią, należę raczej do tych szczuplejszych.
- No to co? Widzimy się jutro. Nie zapomnij zabrać ze sobą tego swojego uśmiechu. - spojrzał się na mnie jakimś dziwnym wzrokiem, poklepał mnie po plecach i odprowadził do drzwi.
- Miło było Cię poznać, Willson.
- Mnie również Panie Davis.
Mnie również.

Miejsca, w których nas nie znajdąWhere stories live. Discover now