#24 Jeśli ty tego nie zrobisz.

1K 150 18
                                    

Odkopując bosą stopą pudełko po sajgonkach, przeszłam do kuchni i nalałam sobie lampki wina, nie przejmując się tym, że było parę minut po czternastej. W swym miłosierdziu Simon pozwolił mi wziąć urlop, miałam wolne od Skandalu do odwołania. Wiedział, że będę musiała wrócić; nie miałam alternatywy, nie było ani jednego miejsca, w którym mogłabym się podziać. Skazana na gazetę, tułałam się z kąta w kąt, popadając w psychiczną ruinę - czego odzwierciedleniem było zagracone, zabrudzone mieszkanie. Podwinęłam szlafrok, zakopując się w kocu na kanapie i wbijając wzrok w jakiś program przyrodniczy, omawiający życie gąbek w rafie koralowej. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, żałośnie chowałam się w ciemności zasuniętych rolet, wychylając nos za drzwi wyłącznie wówczas, gdy przed progiem stał dostawca jedzenia. Nie odbierałam telefonów od Nialla, choć zalewał mnie wiadomościami na każdym możliwym komunikatorze. Chociaż stał przed drzwiami godzinami, prosząc mnie, bym go wpuściła i wysłuchała. Martwił się, tłukł pięścią w ścianę na korytarzu, przekupywał, obiecywał, błagał. Kuląc się wewnątrz mieszkania, wciskałam poduszkę do ust, by nie płakać na dźwięk jego smutnego głosu. Ale nie byłam gotowa, by mu się pokazać.

Jo w ogóle się do mnie nie odzywała. Początkowo próbowałam się z nią skontaktować, ale pozostawała głucha na moje telefony, więc szybko się poddałam, zniechęcona wspomnieniem wyżerającej z jej spojrzenia nienawiści. Mogłam dotrzeć do niej przy drobnej pomocy Eleanor, ale nie potrafiłam otworzyć się nawet przed drugą przyjaciółką. Pozwalałam jej krzątać się po mieszkaniu, ale zupełnie nie reagowałam na słowa, które do mnie kierowała.

Czułam się pustą skorupą. Naczyniem, które opróżniono z duszy. Moje marzenia i aspiracje prysły jak bańki mydlane, przesypały się pomiędzy moimi palcami z gracją suchego piasku. Nie śniłam już o wilgotnym, londyńskim powietrzu; nie karmiłam się nadzieją, którą brutalnie mi odebrano. Przyszło mi godzić się na życie niewolnika, rolę psa, którego można wytresować z pomocą paru łakoci. Nie miałam już sił walczyć o niezależność, wyrywać się ze szponów Simona. Jaki miałoby to skutek? Co mogłabym ugrać takim zachowaniem? Czy nie było łatwiej dostosować się, pozbawić złudzeń i dziecinnej naiwności?

Wyprana z emocji, błądziłam wzrokiem po gąbkach. Nawet one miały w sobie więcej życia niż ja.

Pukanie rozległo się zupełnie nagle, ale nie zwróciłam na nie większej uwagi. Dopiero przy dzwonku podniosłam się, powłócząc nogami w stronę korytarza i zerkając przez wizjer.

Zamarłam.

Odsuwając się od drzwi, ściągnęłam podejrzliwie brwi i potarłam oczy dłońmi, zastanawiając się, czy spożywanie chińszczyzny na każdy posiłek dnia mogło skutkować halucynacjami.

— Otworzysz mi? — usłyszałam, co upewniło mnie w przekonaniu, że to rzeczywistość. Pokręciłam do samej siebie głową, mocniej otulając się miękkim szlafrokiem.

— Co ty tu robisz, Louis? — spytałam głośno, krzyżując ręce na piersiach. — Niall cię przysłał? Spodziewałabym się raczej Harrego w roli posłańca.

— Niall nie wie, że tu jestem — odparł Tomlinson. — Zresztą, nikt nie wie. Przyszedłem porozmawiać.

— Nie mam ochoty.

— Więc lepiej jej nabierz — odparł gładko, zbijając mnie z pantałyku. Ostatnimi czasy nie dogadywaliśmy się zbyt dobrze, ale nigdy dotąd w jego głosie nie było tyle determinacji. Nigdy nie brzmiał tak złowrogo, surowo i miękko jednocześnie. — Wpuść mnie, Kaktus, nie żartuję.

Zacisnęłam usta. To musiał być jakiś żart, niemożliwe, że życie aż tak ze mnie kpiło. Niewiarygodne, że miałam kolejny problem na głowie.

Kaktus || n.h. || ✓Where stories live. Discover now