— Marla, przełóż moje spotkanie z szesnastej na jutro i odwołaj lunch z Christianem.
W milczeniu przyglądałam się długonogiemu mężczyźnie, wydającemu polecenia przez interkom, odpisującego na maila i prowadzącego zawiły dialog przez przyciśniętą do ucha, niewielką komórkę. Był jak huragan, jak burza z piorunami, jak żywioł uparcie plądrujący ludzkie siedliska i niszczący na swej drodze wszystko to, co ośmieliło mu się przeciwstawić. Christopher Wilson w moim oczach wciąż jawił się jako diabeł nad planszą do szachów. Dyrygował pionkami, poświęcał koniecznie ofiary i dbał o czterech królów, pielęgnując ich sławę, reputację i wtrącając się w każdy aspekt życia.
Dlatego tu byłam. Bo stałam się częścią dnia Nialla, ważnym zapisem w jego kalendarzu. Bo moja twarz zaczynała pojawiać się w gazetach, co niespecjalnie mnie cieszyło; choć Simon wręcz piszczał z zachwytu, ilekroć nasi fotografowie przynosili mu całe pliki zdjęć.
Postukując palcami o podparcie fotela, starałam się zdradzać jedynie zupełnie naturalne zdenerwowanie. To, które charakteryzowałoby każdą normalną dziewczynę na moim miejscu, a nie wewnętrznego szpiega, wbijającego igły w poukładany świat One Direction. Śledziłam trochę niepewnie wzrokiem sylwetkę Wilsona, zastanawiając się niecierpliwie, kiedy w końcu poświęci mi swoją uwagę. Sam mnie wezwał, na konkretną godzinę resztą - a teraz zajmował się wszystkim dookoła, każąc na siebie czekać.
— Effy — usłyszałam w końcu swoje imię, więc poderwałam wzrok znad wazonu pełnego słoneczników na twarz wysokiego mężczyzny. — Świetnie wyglądasz. Jak w pracy?
— Dostałam dłuższy urlop.
Nawet nie wydawał się zaskoczony. Uśmiechnął się tylko, kiwając wolno głową. Oparłszy się o blat stolika obok mnie, rozluźnił mięśnie ramion i poluzował nieco fioletowy krawat.
— Za dwa miesiące chłopcy wyruszają w trasę — oświadczył poważnie, a ja uniosłam brwi; co z kolei zdumiało jego, bo zacmokał z dezaprobatą. — Ach, jeszcze nic ci nie mówił?
Zmarszczyłam nos.
— Nie wspominał — przyznałam niechętnie, wzruszając ramionami. Choć układało nam się świetnie, chociaż spędzał ze mną niemalże każdą wolną chwilę w swoim napiętym grafiku, raczej niewiele mówił o pracy. Prawdziwa zgroza, bo był to najbardziej pożądany przeze mnie temat naszych rozmów. Czas naglił, terminy paliły, grunt usypywał mi się spod stóp, a Niall nonszalancko rozprawiał ze mną o nadzieniu w pączkach, kiedy próbowałam podpytać go o pozostałych chłopców z zespołu.
Simon nawet w moich snach postukiwał opuszką palca o tarczę głośno tykającego zegarka.
— Z powodu plotek w Skandalu ucierpiała opinia całego zespołu— kontynuował Chris, krzyżując ręce na torsie. — Konferencja tylko na moment uciszyła sceptyczne komentarze, pewnie wiesz.
Jasne, że wiedziałam. Jako Kaktus pozwoliłam sobie nawet skomentować wybuch złości Nialla, a któryś z moich wiernych czytelników zrobił mix z jego słów, dodając podkład i tworząc "Odę nienawiści do Iglaka". Podkręcaliśmy temperaturę tej kłótni, aż cały internet wrzał, a twitter zalewał potok jadu wiernych directioners. Podkopując przez pół dnia samoocenę mojego blond Irlandczyka, później w środku nocy kazałam mu przestać o tym myśleć, wtulając się w niego jak w wielką poduszkę. Ale Jo wciąż twierdziła, że nie powinnam się przejmować byciem najbardziej dwulicową zołzą w tym stanie.
Są gorsi ludzie, mówiła. Nikogo nie zabiłaś, więc nie jest tak źle.
A potem dodawała jeszcze, że będę smażyć się w piekle na małym ogniu.
YOU ARE READING
Kaktus || n.h. || ✓
FanfictionKobieta jest jak róża: na to ma kolce, by je owijać płatkami, napisał kiedyś Julian Tuwim - i zdawać by się mogło, że opisywał wtedy właśnie Euphemię Walters, dwudziestojednoletnią niespełnioną pisarkę. Pracując w gazecie zajmującej się skandalami...