Rozdział 5

871 65 17
                                    

BARDZO WAŻNA NOTKA NIECH KAŻDY PRZECZYTA!!!

Z racji tego, że mam mało czasu z powodu nauki, rozdziały będą się pojawiały dość rzadko, co nie znaczy, że ich nie będzie, więc proszę o cierpliwość!!! Proszę o komentarze, bo one bardzo mnie motywują! Enjoy :) 

Sherlock POV:

Usłyszałem piosenkę "Cheerleader". Alyss odebrała telefon. Greg.

-Hej Greg! Co się... Nie, to.... Niemożliwe... Tak samo?! Dobra. Jadę do Baskerville-zakończyła rozmowę i zwróciła się do mnie- Kolejna ofiara. Myliłam się. Mary Lasthope nie żyje. To nie ona zabijała. Wracaj na Baker Street. Zadzwoń do Johna. Za godzinę do was przyjadę.

-No.. Dobra.

-Do zobaczenia-powiedziała i wyszła z pokoju.

                                                                         *          *          *

Alyss POV:

Podjechałam moim czarnym jeepem pod Baker Street 221b. Wbiegłam po schodach i przywitałam się z panią Hudson, która zaprowadziła mnie do mieszkania. Weszłam do saloniku. Na fotelu siedział John, a na sofie zawinięty w białe prześcieradło leżał Sherlock.

-Czy ty w ogóle jesteś ubrany?-spytałam głupio.

-Nie. Watson zabrał mi moje najlepsze ubranie- John wybuchnął śmiechem, a ja zapytałam:

-I nie masz innego?!-podeszłam do szafy i otworzyłam ją. Od razu wysypały się na mnie identyczne komplety ubrań.- Przecież one są takie same!!!

-Może i tak, ale tamte były moje ulubione. I na dodatek zabrał mi płaszczyk.

-Twój płaszczyk zapoznaje się z podłogą- wtrącił John. Mam tego dość!

-Nie obchodzi mnie to. Za dziesięć minut macie być na dole!

                                                                                     *           *      *

Po wyznaczonym czasie wsiedli do samochodu. Sherlock na szczęście miał swoje ubrania.

-John oddał mi płaszczyk- powiedział z miną szczeniaka, który właśnie dostał kość- Resztę też oddał.

-To jedziemy. Dzięki John.

-Za co?

-Poprzedni strój Sherlocka mógłby wywołać zamieszki, a tego nie chcemy.- Po paru godzinach podjechaliśmy pod bramę ośrodka Baskerville. Sherlock wyjął złotą kartę, która nawet nie była jego, ale natychmiast mu ją wyrwałam 

-Debilu, co robisz!? Przecież-spojrzałam na zegarek- dokładnie 22 h 16 minuty i 32 sekundy temu zmienili trochę ich wygląd. Ogarnęliby się po maksymalnie pięciu sekundach.

-Czyli Mike dał mi złą kartę?

-Powiedziałabym, że podłożył, ale tak, mniej więcej tak to było.

-To jak wjedziemy?

-Głuptas- powiedziałam wyjmując z kieszeni żakietu aktualną kartę. Sherlock miał minę jakbym kazała mu tańczyć tango z ośmiornicą, po czym powiedział:

-Ty masz, a mnie nie dali?

-Na to wygląda- powiedziałam dusząc się ze śmiechu. Otworzyłam okno i podałam ją strażnikowi. Zerknął na nią, a potem na mnie, z niekrytym uwielbieniem i powiedział

-Witamy w Baskerville panno Herondale- otworzył bramę, a ja wjechałam na teren ośrodka. Po kilkunastu minutach staliśmy przed drzwiami z napisem: Modyfikacje i badania stworzeń.

-Ah! I jeszcze jedno.-zwróciłam się do Sherlocka-Wiem, że pani na czwartym stanowisku zdradza męża, ale z łaski swojej jej tego nie wypominaj. Dobra?- I nie czekając na odpowiedź otworzyłam metalowe podwoje. W pokoju królowały biel ścian i sufitu, czerń podłogi i srebro klatek ustawionych przy ścianie. Nie dane nam było się dokładniej rozejrzeć, bo usłyszeliśmy głos:

-Alyss? Co tam? Kolejne  śledztwo-obróciłam się w stronę mojego przyjaciela, Jacka, przytuliłam go i powiedziałam:

-A żebyś wiedział. To są Sherlock Holmes  i John Watson. Pomagają mi. Panowie, to  doktor Jack Puissance, mój przyjaciel.

-Miło mi.

-To co Jack, pomożesz?

-Jasne.

-Wspaniale. Popatrz- pokazałam mu zdjęcia ofiar.- Nie ma żadnych śladów śliny. W krwi znajduje się arszenik. Widać kawałki metalu.

-Mamy takie stworzenie. Jest to wilk o zębach z metalu, które po ugryzieniu uwalniają toksyny. Zwykły arszenik.

-Wspaniale. Gdzie jest?

-Uciekł....


Przypominam Czytasz=Komentujesz 


Sherlock Holmes- Zmiany~zakończoneWhere stories live. Discover now