3. Syntetyczne emocje

1.4K 193 21
                                    

Na początek chciałam przeprosić, że tak długo musieliście czekać. Bardzo wiele wydarzyło się w moim życiu w ostatnim czasie i potrzebuję czasu, by samej sobie to poukładać, a co dopiero zacząć o tym pisać. I dziękuję wszystkim za wasze komentarze, znaczą dla mnie naprawdę wiele.

Dziś krótko, ale tak trzeba.



Kupił mi leki. Właśnie rzuca je na moje łóżko.

Potem wychodzi, nie wiem gdzie. On często wychodzi. Tak jak ona.

Jest już wieczór. Cały dzień jestem zdenerwowana i cały dzień płaczę. Czasem się śmieję, tak dla równowagi szaleństwa. Mam wahania nastroju i jednocześnie wciąż odczuwam tę cholerną pustkę. Muszę ją czymś zapełnić.

Biorę naraz całe pudełko hydroksyzyny. Trzysta miligramów, trzydzieści tabletek. To i tak niewiele da. Ona nie działa tak, jakbym chciała. Ona w ogóle nie działa.

Poprosiłam rano matkę o jedną tabletkę lorafenu, to benzodiazepiny. Później ukradłam jej jeszcze trzy. Na razie biorę tylko tę jedną, popijam ją dużą ilością wody. Za chwilę wymiotuję prosto na panele. Nie rozumiem tego. Nie ma tam żadnego jedzenia, sama woda, biała piana i trochę krwi. Siadam obok tego i zaczynam się śmiać.

Wołam mamę.

- Co się stało?

- Zrzygałam się – mówię ze śmiechem. Wydaje mi się, że jestem jeszcze w normalnym stanie. Jej też się tak wydaje. Nic nie podejrzewa. – To pewnie ze stresu – dopowiadam. Mama przytakuje, bo nieraz zdarza jej się podobnie. Tylko, że ona coś je. I raczy się alkoholem, a nie narkotykami z apteki.

Niedługo wychodzi. Tam, gdzie zawsze. I zostaję znów sama.

Biorę trzy tabletki. Tyle powinno starczyć. Ostatnią chowam do metalowego pudełeczka po mini-bombonierce. Czekoladki, które w niej były, wyrzuciłam za okno. Teraz są w niej jeszcze cztery tabletki, ale trzymam je na zapas.

Po piętnastu minutach zaczynam już odlatywać. Jest mi dobrze, znów. Moje ciało pływa, wszystkie ruchy wydają się być wykonywane jak w wodzie. Włączam mój ulubiony serial. Choć znam go już na pamięć, w każdym fragmencie odnajduję niesamowity sens i nim zdążam zastanowić się dobrze nad jego istotą, już pojawia się kolejny. Wtedy myśli o poprzednim znikają i zapominam właściwie, o czym myślałam. Później zapominam, co w ogóle robię. Benzodiazepiny działają amnezyjnie. Jutro nie będę pamiętać prawie nic z tego, co robię teraz. Będę pamiętać tylko ten cudowny stan, w którym mam ochotę chłonąć otoczenie.

Jest dobrze. Leżę zwinięta w kłębek pod cienkim kocem; specjalnie zostawiłam otwarte okno. Kalorie szybciej się spalają, gdy jest zimno.

Trochę do siebie bełkoczę. Właściwie nie wiem, czy mówię do siebie, czy ktoś tutaj ze mną jest. Wszystko dzieje się jak w zwolnionym tempie i innym świecie.

Gdzieś gubię moment, w którym biorę resztę schowanych tabletek. Chyba jest mi jednak za mało. Chciałabym większego otępienia.

Jest chyba piąta rano, kiedy dopadam się do kodeiny. Gryzę w ustach po kolei każdą z tabletek. Robię to, by uniknąć bólu żołądka. I w ten sposób kodeina zadziała szybciej.

A potem chyba zasypiam.

***

Budzę się dwadzieścia godzin później.

Przegięłam, tym razem chyba przegięłam. Ale w ogóle nie czułam, że przekraczam granicę. Wszystko było dobrze, dopóki nie urwał mi się film. Czarna dziura.

Syntetyczne emocjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz