Rozdział Szósty

5.4K 335 22
                                    

Obudziłam się w nieznanym dla mnie pomieszczeniu. Mojego mistrza przy nie nie było, obawiałam się, że zabrali go i gdzieś zamknęli. On ma dopiero pięć lat, rodzice nie podarują mi, że go zgubiłam.

- Theo. - zaczęłam wołać.
Wstałam z łóżka, strasznie bolał mnie łokieć. Zauważyłam, że mam tę rękę owiniętą i nie swoje ubrania. Kto mnie przebrał. - Theo! - ponownie zaczęłam wołać. Zachwiałam się lekko, ale utrzymałam równowagę. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam, nikogo nie było na korytarzu. Wyszłam i zeszłam na dół, by szukać brata. Dom był przepiękny, większy od mojego, w którym mieszkam, bałam się, że coś zbije. Przeszukałam wszystkie pokoje, nie było ani żadnego śladu po moim bracie. Weszłam do kuchni i tam nikogo nie było, ale usłyszałam dochodzący śmiech. Wyjrzałam przez okno, ujrzałam biegającego Theo. Z szuflady wyjęłam nóż, mocno ścisnęłam za rękojeść i wyszłam na zewnątrz. Trzasnęłam mocno drzwiami, by mnie zauważano. Theo zatrzymał się i spojrzał się na mnie.

- Elise! - krzyknął z radości. Zaczął biec do mnie, zeszłam z ganku i ukucnęłam. Brat wpadł w moje ramiona, mocno objął mnie za szyję. - Obudziłaś się wreszcie.

- Ty mówisz prawidłowo zdania. - pocałowałam chłopca w policzek. Cieszyłam się, że jest cały i zdrowy, podniosłam go do góry. Trzymał się mnie mocno za szyję, cieszyłam się, że mam go ze sobą. - Czemu jesteś sam?

- Nie jest sam. - usłyszałam męski głos. Przytuliłam mocniej do siebie brata i wyciągnęłam przed siebie rękę z nożem, musiałam go bronić za wszelką cenę. Przede mną stał wysoki i szczupły, lekko umięśniony chłopak, o delikatnie opalonej karnacji. Na oko mógł mieć 17-19lat. Jego ciemne włosy były rozwichrzone, pojedyncze kosmyki wpadały do oczu. Tęczówki miał ciemne jak najprawdziwsza czekolada. W jego oczach widziałam tajemniczość. Jego profil uwidaczniał zarys podbródka oraz kości policzkowych. Ten chłopak ubrany był w ciemne jeansy i białą bluzkę w wycięty w serek oraz w czarną skórę. Przypatrywał się mojej osobie. Jego spojrzenie przenikało mnie na wskroś, poczułam falę gorącą zalewającą moje policzki. Kiedy podszedł do mnie, poczułam zapach upajających perfum. Jego głos brzmiał w moich uszach jak przyjemna melodia, kiedy zwrócił się do mnie. Jednego byłam pewna. Mimo że nie znałam tego chłopaka, moja nieomylna intuicja podpowiadała mi, że ten chłopak nie pozostanie mi obojętny. - Powiesz coś czy będziesz się dalej stać i się mi przypatrywać?

- Nie podchodź. - zaczęłam wymachiwać nożem. Theo ścisnął mnie mocniej za szyję, poprawiłam go wygodniej na swoim boku. Musiałam chronić go za wszelką cenę. Zobaczyłam że chłopak zaczął isc w moja stronę. - Mówiłam abyś nie podchodził! - krzyknęłam.

- I co mi zrobisz tym nożem? - zaczął mówić. - Nóż może być tępy a ty zrobisz sobie krzywdę przy tym. Oddaj mi ten nóż.
- Nie. - krzyknęłam. - Po co mnie tutaj przeniosłeś? Czego odemnie od mojego brata chcecie?
- Niczego, znalazłem ciebie i brata w lesie. - powiedział. - Po tym jak zaatakowali ciebie i twojego dziadka...
- Co z nim? Żyje? Gdzie on jest? - zaczęłam zadawać mu wiele pytań.
- Nic mu nie jest, oddaj mi nóż. - wyciągnął do mnie rękę. Oddałam mu nóż, cały czas tuliłam do siebie brata. - Choć do środka, powiem Ci o wszystkim. - podszedł do mnie. Położył mi dłoń na plecach i pomógł wejść ponownie do środka domu. Theo usiadł w fotelu i oglądał jakieś bajki, chłopak dał mu jakieś chrupki. Ja siedziałam sama i czekałam aż wróci.
- Trzymaj, będzie tobie ciepłej. - stanął przede mną i dał mi jakieś ubrania. - Są to ubrania mojej siostry, więc jej zapach będziesz miała.
- Wy też jesteście wilkołakami? - spojrzałam się na niego.
- Tak, tak samo jak ty. - odpowiedział i usiadł obok mnie. Założyłam na siebie bluzę oraz ciepłe skarpety. Mogłam się domyślić że jest taki sam jak ja i Theo. - Wiem że masz na imię Elise i jesteś z Shelton.
- Jak? Skąd to wiesz? - złapałam go za rogi kurtki. Klęczałam teraz przed nim na kanapie, byłam wściekła.
- Elli. - usłyszałam piskliwy głosik mojego brata. Odwróciłam się do niego. - To ja.
- Co ty? - puściłam kurtkę chłopak i podeszłam do brata. - Theo, co chcesz mi powiedzieć?
- To ja powiedziałem jak masz na imię. - pokazał mi szereg swoich ząbków. Mogłam się tego spodziewać, że mój kochany braciszek wszystko powie. Nie byłam na niego zła, przecież jest jeszcze małym dzieckiem. Przytuliłam go do siebie, był moim kochany braciszkiem. Usłyszałam, że ktoś wchodzi do środka, odruchowo przysunęłam bliżej siebie Theo. Do środka weszła kobieta z mężczyzną a za nim jakaś dziewczyna oraz bliźniący. Pamiętał wszystkich oprócz kobiety.

- Mamo. - powiedziała jakaś dziewczyna. Kobieta spojrzała się na nią potem na mnie, powiedziała coś mężczyźnie na ucho i podeszła do nas. Kobieta była chyba przed czterdziestką, miała brązowe włosy na krótko ścięte.

- Witaj Elise. - kobieta usiadła w fotelu obok nas. Domyśliłam się skąd zna moje imię. - Jak się czujesz?

- Dobrze, dziękuję. - odpowiedziałam. Mój brat uśmiech się do kobiety, po chwili podeszła do nas reszta. Dopiero teraz się przypatrzyłam że chyba za pewne są rodziną, sama chciała bym wrócić.

- Powiesz nam kim jesteś? - przy mnie ukucnął mężczyzna. Bałam się że zrobią to samo mi co tamtym co uratowali mnie przed nimi. Odwróciłam głowę, bałam się po prostu. Czułam w sobie narastający strach przed nimi. - Nic Ci nie zrobimy.

- Ja... ja... - próbowałam powiedzieć ale coś mi uniemożliwiało. Czułam narastający ból w gardle, kobieta zauważyła to bo zaczęłam po chwili pluć krwią. Mężczyzna który był obok nas chwycił mnie na ręce i ułożył mnie na kanapie obok. Dwaj bracia poszli z matką a dziewczyna która była szybko podbiegła do mnie.

- Musimy jej jakoś pomóc. - powiedziała. Zaczęła oglądać moje ciało, za pewne czy nie mam jakiś ran. Czuła że coś się stało, że ktoś zrobił krzywdę mojej matce. Połączenie działało. - Calvin, no rusz się. - wrzasnęła do tego chłopaka co poznałam go niedawno. Czyli tak nazywał się mój wybawca z lasu?

- Musze coś wam powiedzieć. - przekręciłam się na bok i zwymiotowałam krwią.

- Co chcesz nam powiedzieć? - mężczyzna wziął moja twarz w dłonie. Mrugnęłam kilka razy oczami, próbowałam nie tracić kontaktu.

- Pochodzę z rodu Quilette. - powiedziałam i zemdlałam.

~*~*~*~

Badum, tsssss. XD
Mamy kolejny rodzialik :D
Co powiecie na maraton?
Piszcie i komentujcie.

Pozdrawiam i przesyłam całuski. LaGata22

P.S. Prawdopodobnie od przyszłego tygodnia rozdziały będą pojawiać się co tydzień. Jest to spowodowane moją nową pracę. Wszyslkie szczegóły, zostaną opublikowane w osobnym poście.

Potomkini Alfy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz