ROZDZIAŁ PIERWSZY „Shadowhill" - BRIAN (II)

4 0 0
                                    

„POCZUŁAM, ŻE BRAKUJE MI TCHU..."

Tym zdaniem zakończyłem rozdział pierwszy nowej powieści.

Nie wiem, jak to zrobiłem, ale... udało mi się cokolwiek napisać. Chris będzie zachwycony. Ciężko przyznać, ale ten drań miał rację. To miejsce jest specjalne.

Za oknem świtało. Czyżbym całą noc spędził na pisaniu rozdziału? Zupełnie jak bym był w transie. Zaśmiałem się w duszy.

— Czas coś zjeść. Umieram z głodu.

Chris, mam nadzieję, że pomyślałeś, nie tylko o tym, gdzie mam pisać.

Gdy schodziłem po schodach, na zewnątrz rozległo się trąbienie klaksonu. Wyjrzałem przez okno, założyłem skórzaną kurtkę i wyszedłem z chatki. Było chłodno, powietrze było wilgotne, a w powietrzu unosił się zapach runa leśnego.

— Panie Cage!

To Jim. Jim Henning - tutejszy mechanik. Na pierwszy rzut oka wygląda na kogoś, kto wychował się na wsi i komu brakuje manier. Wygląd i ubiór również potwierdzał to, co początkowo o nim pomyślałem.

Mechanik był nieco po pięćdziesiątce. Chudy, ubrany w ciuchy robocze - brudne, w smarach, popalone, i gdzieniegdzie porwane. Głowę przykrywała czapka z daszkiem. Widniał na niej napis „HENNING AUTO REPAIR". Pod czapką kryła się przerzedzona fryzura, średniej długości - zapamiętałem to już z knajpki u Mary. Twarz zaś przykrywała gęsta broda.

Przyśpieszone ruchy również pasowały do mojej oceny jego osobowości. Na szczęście nic bardziej mylnego. Jim był jednym z tych ludzi, u których wygląd i ruchy zupełnie nie pasują do charakteru. Pierwszy raz w życiu pomyliłem się w ocenie charakteru czyjejś osoby.

Zaśmiałem się sam do siebie.

— Jak tam pobyt w Shadowhill? Podoba się? Dobrze się spało?

— Nie za dużo spałem, ale tak. Podoba się.

— Miło mi to słyszeć, Panie Cage. — Jim szybko wyskoczył z samochodu. Mojego samochodu.

— Samochód odholowany. Opony wymienione. Oleje uzupełnione. Pozwoliłem sobie również zajrzeć pod maskę. Kilka rzeczy wymagało naprawy.

— Jim...nie trzeba było. — Zrobiło mi się nieco niezręcznie. Jim nie tylko zmienił koło, ale też dokonał kilku innych napraw. Nie przywykłem do tego. W Nowym Jorku kosztowałoby mnie to fortunę. Dodatkowo o każdą z tych napraw musiał bym się upomnieć.

— Panie Cage. Daj pan już spokój. Trzeba było. Jest pan naszym gościem. Do tego jest pan znajomym Teda. A przyjaciele Teda są moimi przyjaciółmi.

— Dziękuję, Jim. — Jim z lekkim uśmiechem spojrzał na mnie.

— Nie spyta pan, co to za niespodzianka którą dla pana mam?

Chyba nic mnie już tu nie zdziwi. Z zaciekawieniem spojrzałem na Jima.

— Myślałem, że niespodzianką jest naprawiony samochód. — Jim roześmiał się.

— Nie, nie. Naprawiony samochód to przysługa. I co to za niespodzianka niby by była? Skoro spodziewał się pan, że go dziś dostarczę? — Na swój sposób miało to sens.

— Dziś w mieście odbywa się festyn. Co prawda, festyn jest dla mieszkańców miasteczka. Ale Ted się upierał, żeby pana zaprosić.

— Festyn? — zapytałem z ciekawością.

— Tak. Niedługo zaczyna się sezon polowań. Co roku rozpoczynamy go festynem. Będzie nam miło, jeśli pojawi się pan na nim.

Pierwsza moja myśl? Odmówić i zająć się książką. Druga? Po tym wszystkim, co Jim zrobił dla mnie i mojego samochodu, nie mogłem się nie zgodzić i nie pojechać. Co mi szkodziło? Póki co, miasteczko działało na mnie dobrze.

THE WRITER ⁂Where stories live. Discover now