Ortivis

168 21 6
                                    


Nitokris oparła się o ścianę długiego ślizgacza transportowego i skrzyżowała ręce. W zadumie obserwowała ponury gmach więzienia, kształtem przypominającego przerośniętą kałamarnicę oplatającą kawałek kamienia. Kapitan nienawidziła takich miejsc i unikała ich jak ognia. Poczucie, że sama może znaleźć się za kratkami przerażała ją, czasem odbierała mowę i paraliżowała.

Lurr'ek przyglądał się kolejnemu dokującemu stateczkowi. Wyraz jego twarzy jak zwykle przedstawiał pogardę i nienawiść do wszystkich i wszystkiego. Lekko rozchylone wargi świadczyły o przypływie adrenaliny i pobudzeniu, co bezskutecznie starał się zamaskować.

- Ciekawe, jak Dwutwarzemu udało się przekonać klawiszy do współpracy. Słyszałem, że to nieprzekupne, twarde typki z wypranymi na szkoleniach mózgami – rzucił As i wyminął stateczek lecący po prawej. – Przyspieszam, pani kapitan.

-Świetnie – mruknęła bez nuty entuzjazmu. – Musimy wejść przed oddziałem Yvina – skrzywiła się. – Ciężko o gorszego osłaniającego – zgięła lewą rękę. Nad pi'adem wyświetlił się hologram twarzy akrosianina. – Co się dzieje, kapitanie Durr'ak? Jak sytuacja?

- Pośpieszcie się. Durne słupy zamiast rozwalić systemy operacyjne wieżyczek i działek, postanowiły zostawić część w stanie uśpienia. Tak na wszelki wypadek. Idioci – wymamrotał pod nosem, obracając się i znikając z pola kamery skanującej – Leżeć – huknęło. – Teraz na pewno się nie podniesiesz – splunął i wrócił w zasięg programu wizualizacyjnego komunikatora wojskowego. – W naszym rewirze jest spokojnie. Rozprawiliśmy się ze strażnikami i zablokowaliśmy przejścia do innych części stacji od naszej strony. Miejmy nadzieję, że zdążycie dostać się do wieży kontrolnej i wrócić na czas.

Nitokris uniosła cienką brew.

- Nie odnotowałam żadnego niepokojącego raportu.

- Bo sytuacja jest pod kontrolą. Ale chłopcy meldowali, że na górze nieźle się okładają po mordach. Kwestia czasu aż strażnicy dopadną do kontrolek, usuną zakłócenia, naprawią systemy obronne i uruchomią cholerne wieżyczki. Ale spokojnie, pani kapitan Nitokris! W razie potrzeby ich zatrzymamy! Jedyne co, to uważałbym w głębi dolnego okręgu. Założę się, że czają się tam klawisze.

Kobieta zmemłała w ustach niewybredny przytyk. Nienawidziła, kiedy traktowano ją jak głupiutkiego podlotka, który dopiero co zaciągnął się na pokład i ruszył w rozczarowującą, grabieżczą podróż po układach Linnutee.

- Dzięki za ostrzeżenie – wycedziła. – Czyli mam rozumieć, że wszystko idzie zgodnie z planem?

- Mniej więcej.

Westchnęła ciężko i wywróciła oczami podirytowana.

- Mniej więcej?

- No, mniej więcej. Straciłem kontakt z naszą lewą flanką. W zasadzie możliwe, że Utkan źle skonfigurował częstotliwość pi'ada i kretyn padł ofiarą naszego zakłócacza.

- Oby. Chcę dojść do wieżyczki po trupach, a nie przebijać się przez ruchome przeszkody, mając za sobą pościg żądny mojej krwi – przygryzła wargę. – Wysłałeś wsparcie do Utkana?

- Się wie – mężczyzna wyszczerzył kły w szelmowskim uśmiechu. – Zamknęli się od środka i zhakowali programy. Bękarty. Wolę tego nie ruszać. W razie czego dziesięciu chłopców czeka pod drzwiami. Jakby rozpętała się strzelanina zdążą nas powiadomić i utrzymają się do czasu przybycia posiłków Yvina. O ile będę mieli szczęście.

- Przyjęłam. Skontaktuj się ze mną, gdybyś się czegoś dowiedział. Bez odbioru – nacisnęła pojedynczy przycisk i obraz twarzy akrosianina rozmył się. – Czemu ja zawsze muszę pracować z idiotami? Czemu? – spojrzała wymownie na sufit. – Jak morale? – zerknęła na machającego ogonem Lurr'eka.

Linnutee: Obiekt PatriarchaWhere stories live. Discover now