Bella zaczęła uciekać przed Carlem, śmiejąc się. Zniknęli im z pola widzenia, ale nadal słyszeli śmiech dziewczyny i krzyk kiedy brunet ją złapał.
-Przypominają mi nas zza czasów liceum.- Lori spojrzała na męża z uśmiechem.
***
Wieczorem wszyscy siedzieli przy ognisku, zajadając się pysznymi rybami złowionymi przez Adree i jej młodszą siostrę Amy. Duże ognisko, obudowane kamieniami przez Moralesa, dawało im ciepło.
-Pyszne... brakowało mi tego.- powiedział Morales.
-Podaj rybę...- powiedziała Amy do Andrey.
Ryba wędrowała do każdego po kolei. Wszyscy byli zachwyceni smakiem innego jedzenia niż zupy z puszki.
-Mam pytanie... od dawna mnie to męczy...- powiedział czarnowłosy do Dale'a.
-Co?- zapytał.
-Chodzi o zegarek.
-Co z nim nie tak?- zapytał Dale, przyglądając się zegarkowi.
-Nakręcasz go codziennie o tej samej porze.- powiedział Morales.
Wszyscy się z tym zgodzili.
-Też o tym myślałam.- powiedziała, kiwając głową Bella z uśmiechem.
-Nie rozumiem...- Dale rozłożył ręce, uśmiechając się.
-Może nie wiesz, ale świat się skończył...- powiedziała Jacqui. -A przynajmniej stanął w miejscu.
-A ty codziennie nakręcasz ten głupi zegarek.- powiedział Morales.
-To ważne, żeby nie tracić poczucia czasu.- odpowiedział Dale. -Wiedzieć jaki jest dzień... Bella poprzyj mnie.
Dziewczyna uśmiechnęła się, kiwając przeciwnie głową i popijając czerwoną oranżadę. Myślała podobnie jak Jacqui.
Dale spojrzał po każdym szukając u nich poparcia, ale nikt się z nim nie zgodził. Westchnął.
-Spodobało mi się co powiedział ojciec do syna, kiedy dawał mu zegarek po dziadku...- mruknął siwowłosy. -Daje ci to mauzoleum nadziei, które będzie ci służyć tak jak mnie i mojemu ojcu. Daje ci go nie po to, żebyś pamiętał o czasie... ale po to, żebyś mógł zapomnieć o nim i nie próbował z nim walczyć.
Zapadła chwila ciszy. Każdy trawił słowa Dale'a, przypatrując się ognisku.
-Dziwak z ciebie.- Amy przerwała ciszę.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. To był udany wieczór. Choć na chwilę mogli zapomnieć o otaczającym ich niebezpieczeństwie.
***
Bella późno wstała. Przeciągnęła się, prawie dotykając daszku od namiotu. Usłyszała rozmowy i bieganie i śmiechy Isaac'a i Sophii. Zaskoczona zerwała się w górę i założyła buty. Powoli wyszła z namiotu. Popołudniowe słońce oślepiło ją. Przerwała dłonią dopływ promieni słonecznych do jej oczy, robiąc z dłoni "daszek". Rozejrzała się. Wszyscy byli czymś zajęci.
-No w końcu wstała śpiąca królewna.- usłyszała głos Glenna.
Obróciła się do niego przez ramię.
-Mogłeś mnie obudzić Glenn.- mruknęła.
22-latek posłał jej delikatny uśmiech.
-Nie było czasu... musiałem pomóc przy wyprawie do miasta.
-C-co?!- powiedziała zaskoczona. -Kto pojechał?
-Rick, Jackson, T-dog, Morales, Andrea, Jacqui i... Carl.- powiedział.
-Carl?! Jak to Carl?! Przecież zabronili nam brać w tym udziału!- powiedziała zdenerwowana.
-Najwyraźniej namówił ojca...- Glenn wzruszył ramionami.
-Świetnie! Po prostu świetnie! Czy Lori o tym wie?- zapytała.
-Na pewno... ale czemu się tak pieklisz tym, że Carl pojechał..? Też chciałaś jechać?- zapytał.
-T-tak właśnie!- skłamała. -Chciałam jechać.
-Następnym razem wstań szybciej.- polecił jej Glenn, oddalając się.
-Tak zrobię.- powiedziała pod nosem.
***
-Dale przyszłam cię zmienić.- powiedziała blondynka, z dołu.
-Oh... świetnie.- powiedział Dale, spoglądając na nią z góry.
Bella weszła na górę z jego pomocą i wytarła ręce o spodnie. Dale podał jej broń.
-Uważaj na tamtą część lasu. Wydawało mi się, że widziałem tam jednego ze sztywnych.- poklepał ją po ramieniu.
Dziewczyna posłała mu jedynie delikatny uśmiech. Dale zszedł z campera. Bella spojrzała na widok ze wzgórza. Gdyby nie sytuacja w jakiej się znaleźli, chętnie by tutaj przyjeżdżała na wycieczki rowerowe razem z Carlem. Właśnie... Carl.
Zawsze z tych wypadów wracało mniej osób. Atlanta była całkowicie oblężona przez zombie. Bella spojrzała w stronę miejsca, na którym powinien stać biały dostawczak z FedEx'a. Blondynka martwiła się o swojego przyjaciela. W prawdzie potrafił się posługiwać bronią... i to lepiej niż większość grupy, ale nie dawało jej to pewności.
Nagle stojące obok radio policyjne zaszumiało. Zaskoczona Bella spojrzała w jego stronę.
-Halo..?- usłyszała niewyraźny głos.
Dziewczyna szybko złapała za mikrofon.
-Halo!- powiedziała szybko.
-Bella?- usłyszała lepiej głos T-dog'a. -Potrzebujemy pomocy!
Po tych słowach radio całkowicie padło.
______________________
No w końcu jest! :p Przepraszam, że taki krótki... postaram się pisać dłuższe.
Pozdrawiam was zombiaczki i do następnego! ^^
أنت تقرأ
PRAWIE MARTWA - The Walking Dead
أدب الهواةJako dziecko Bella chciała być nieśmiertelna. Bała się umrzeć i pójść do piekła zamiast nieba. Miała nadzieję, że Pan Bóg pozwoli jej żyć wiecznie. Jednak, kiedy weszła w nastoletni wiek wszystko się zmieniło... ona się zmieniła. Już nie była jak ta...
2. Radio
ابدأ من البداية