8. Too much to think

1.5K 112 19
                                    

Anabelle

Nie miałam konkretnego pomysłu na to, gdzie jechać. Więc zwyczajnie kierowałam się prosto przed siebie. Musiałam przemyśleć kilka spraw. Po pierwsze - przespałam się z Andrewem i tego nie cofnę. Mogłabym zwalić winę za to na alkohol, mogłabym - właśnie, gdybym wypiła więcej. Jednak Harrison skrupulatnie pilnował, bym wypiła tylko jednego drinka. Mogłabym też zwalić winę na to, że w moich żyłach wciąż płynęła adrenalina spowodowana ucieczką przed policją, albo sytuacją na placu, kiedy wszyscy w popłochu zaczęli uciekać, a ja dostałam dość dosadną wiadomość, że ludzie mojego ojca mają mnie na oku.

Mogłabym tym wszystkim usprawiedliwiać swoje działanie, jednak po co się oszukiwać? Potrzebowałam zapomnienia, rozproszenia myśli - i znalazłam to wszystko w jego ramionach.

Czy to złe? Być może. Nigdy nie traktowałam seksu jako okazywanie miłości, czy jakiegokolwiek uczucia. To po prostu rozładowanie napięcia, przyjemność.

Jednak ten różnił się od innych. Nie wiem czym, nie potrafię tego nazwać i chyba tego najbardziej się boję.

Kolejną sprawą jest to, czy powinnam powiedzieć Andrewowi o wiadomości.

Zmieniłam bieg, rozkoszując się jazdą donikąd i pokręciłam przecząco głową do swoich myśli. Chłopak i tak ma wiele na głowie. Ta sprawa - jest moją sprawą. A to, czego chcą jest raczej jasne. Zemsty za śmierć ich autorytetu, którym niewątpliwie był mój ojciec. Przez lata przypatrywałam się temu, z jaką umiejętnością owijał sobie wokół palca ludzi, by potem nimi manipulować.

Chciałabym też pojechać do swojego starego domu. Wciąż mam nadzieję, że słowa ojca były kłamstwem, a kiedy otworzę drzwi domu zastanę tam moją mamę, gotującą przy kuchni, albo malującą kolejny niezrozumiały dla zwykłego człowieka obraz.

A jeśli mam w jakikolwiek sposób pomóc Andrewowi muszę też odwiedzić biuro ojca. Inaczej, sama moja wiedza na nic mu się zda, tym samym będę już mu bezużyteczna.

Odkąd trafiłam do ojca, byłam szkolona i przygotowywana do pracy w gangu. Jedyną osobą, którą chociaż trochę obchodziłam był Bruno - ten sam, który pilnował mnie i Andrewa w więzieniu. Ten sam, który wiele razy pomagał mi i opiekował się mną, kiedy ponosiło ojca. Dlatego muszę dowiedzieć się, czy zdążył uciec, czy został zabity.

Stanęłam na poboczu i wyciągnęłam telefon Andrewa. Przez chwilę obracałam go w dłoniach, rozważając, czy to dobry pomysł. Jeśli nie on, to kto?

Wpisałam numer z pamięci i nacisnęłam zielony przycisk. Byłam tak zestresowana, że ledwo utrzymywałam telefon w ręku. Każdy kolejny sygnał był dla mnie jak cios... Wiedziałam, że mógł zginąć, wiedziałam, ale dopiero teraz ten fakt dotarł do mojego mózgu.

Położyłam telefon na kolanach i ukryłam twarz w dłoniach, kładąc je na kierownicy. Wsłuchiwałam się w sygnał połączenia, liczyłam powolne oddechy wydostające się z moich ust, zaciskając mocno oczy by nie rozbeczeć się jak małe dziecko.

Wokół mnie panowała idealna cisza, więc od razu usłyszałam szmery dobiegające z głośnika telefonu. Ktoś odebrał!

- Bruno. - patrzyłam na wyświetlacz w pośpiechu chwytając telefon i odbierając. - Bruno? - powtórzyłam, tym razem do aparatu.

- Zależy kto pyta. - Jego głos... Tak dobrze jest móc go wreszcie usłyszeć.

- Bruno, to ja. Jezu, myślałam, że nie żyjesz... - Nawet nie wiem kiedy, moje oczy wypełniły się łzami, zamazując obraz przede mną.

- Anabelle? Nie wierzę...

- Tak, to ja. - z moich ust wyrwał się pojedynczy szloch.

-Dziewczyno... - powiedział cicho, a ja jeszcze głośniej zapłakałam. Zawsze mnie tak nazywał. - Myślałem, że Cię zabili... Zbiorę chłopaków i przyjedziemy po Ciebie. Gdzie jesteś?

What Is Now | sequel What Was onceWhere stories live. Discover now