Rozdział 11

715 74 2
                                    

(Jace)

Wziąłem ją na ręce. Była taka lekka. Nie zwarzałem na to że pobrudzę się jej krwią. Najważniejsze dla mnie w tej chwili było żeby nic jej się  nie stało i żeby wyzdrowiała. Pobiegłem z Isą do skrzydła szpitalnego. Tam nasz lekarz, Tom kazał nam opuścić sale i czekać na korytarzu. Po chwili przyszła Daniel i weszła do sali. Czekaliśmy w napięciu, a po godzinie ona z Tom wyszli. Mieli miny które mnie przeraziły.

-I co z nią?- zapytałem

-Wyjeliśmy kawałki szkła z jej ciała. Próbowaliśmy ją uzdrowić ale to nic nie dawało. Tak jaby miała blokade jakąś. Więc wezwaliśmy Cichego Brata. Zaraz przybędzie.- słuchałem jak zaczarowany z każdym słowem bardziej przerażony.

***

Cichy Brat jest już od godziny u Lidii. Nikt tam nie mógł wejść, więc czekamy wszyscy na zewnątrz. Nikt się nie odzywa. Drzwi się otworzyły a wszyscy poderwaliśmy się z podłogi. Cichy Brat zaczął mówić każdemu z nas w myślach,

-"Nie da się jej uzdrowić. Jest ona zaginionym albo innym gatunkiem którego nikt nie zna."

-To kim jest?- spytała Charlott

-"Sami się jej spytajmy. Obudziła się"- powiedział w naszych myślach Cichy Brat

Wszyscy weszli do pokoju gdzie leżała Lidia. Była ona cała blada i od stóp do głowy była cała owinięta bandarzami.

-Kim ty jesteś?- spytałem się

-Nie mogę wam powiedzieć. On mnie zabije. Nie mogę.- powiedziała słabym głosem Lidia

-Musisz nam powiedzieć.- powiedziała tym razem szefowa instytutu

-Zróbmy tak, wyzdrowieje i załatwię jedną sprawdę to wtedy wam powiem wszystko. Zgoda?

-Zgoda.

Zgodziliśmy się a ona zasnęła.

Zabijam by istnieć, istnieje by zabijaćWhere stories live. Discover now