Rozdział 6 | Ty... chcesz wyrzucić... mnie z rodziny?!

87 10 8
                                    

Weszliśmy do środka. Od razu uderzyło we mnie wilgotne powietrze. W końcu jest to jaskinia.

- Poczekaj tutaj - zatrzymała mnie Gabriella.

- Czemu? - zapytał Argonianin.

- Bo Astrid - rzuciła szybko.

- Racja.

Zostawili mnie samą w... korytarzu, tunelu? No. Właśnie.

Nudziło mi się i chciałam wiedzieć dlaczego miałam tu zostać i kim jest ta Astrid. Więc ja jak to ja, musiałam pójść za nimi.

- Gdzieś Ty była?!

To pewnie Astrid. Byłam już blisko, więc żeby mnie nie zauważyli, schowałam się za beczką i podsłuchiwałam ich... rozmowo-kłótnię? Znowu? Czy oni umieją inaczej rozmawiać?

Gabriella

- A co Cię to obchodzi? Jestem dorosła, tak? Potrafię poradzić sobie w Skyrim - odpowiedziałam podnosząc głos, czego nigdy nie robiłam.

- Dziewczyno, ja tu rządzę i powinnam wiedzieć gdzie podziewają się moi mordercy!

- Twoi mordercy? Nie mordujemy dla Ciebie tylko dla Matki i Sithisa! - zacisnęłam dłoń na rękojeści sztyletu, który był schowany

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

- Twoi mordercy? Nie mordujemy dla Ciebie tylko dla Matki i Sithisa! - zacisnęłam dłoń na rękojeści sztyletu, który był schowany. Miałam ochotę ją zadźgać.

- Naiwna jak zawsze. Przestań gadać ciągle o tej Matce i Matce, albo będziesz musiała opuścić Bractwo.

Zaczęłam się głośno śmiać. Nazir i Veezara patrzyli na mnie zszokowanym wzorkiem. Wiem dlaczego. Nigdy się tak nie zachowywałam. Zawsze spokojna i potulna. No, ale ile można?!

- Ty... - mówiłam przez śmiech - ... chcesz wyrzucić... mnie z rodziny?! Śmieszna jesteś!

- Widać, że to będzie najlepsza decyzja. Zaczynasz wariować.

- Ja?! Haha! Chyba Ty! - wyjęłam sztylet. Astrid tylko stała niewzruszona i uśmiechała się wrednie.

- Gabri - szepnął do mnie Veezara. Zamknęłam oczy, westchnęłam i rzuciłam sztylet na bok. Spojrzałam na chłopaków. Pokazywali wzrokiem na tunel z którego przyszliśmy. Chwilę się zastanawiałam o co im chodzi, a gdy po dłuższej chwili się skapnęłam, strzelilam wewnętrznego facepalma. Alavesa. Zapomniałam o niej. Odwróciłam się spowrotem do blondyny. Westchnęłam i po chwili powiedziałam:

- Mam sprawę. Bądź chociaż przez chwilę miła i mnie wysłuchaj.

Blondi pokazała gestem ręki bym zaczęła mówić.

- No więc... Nie przyszliśmy tu sami... - powiedziałam ze spuszczoną głową. Wiedziałam, że Astrid się wkurzy. Pokazałam obcej osobie naszą kryjówkę. Ale ja wierzę, że Alavesie można zaufać. Czuję to. I czuję, że ona się nam przyda. Że dzięki niej Bractwo znowu będzie siało postrach w Tamriel. Jeszcze większy niż jest. Widziałam co Ala umie. Wystarczy tylko nauczyć ją posługiwać się ostrzem. Jeszcze zmieni nastawienie do mordu. Polubi, wręcz pokocha wbijanie ostrza w ofiarę i widok jej krwi na swoim ciele. Wierzę, że reszta rodziny ją polubi. Wierzę nawet, że Matka ja polubi. Może być tylko jeden problem...

Astrid.

Zabijmy kogoś!Where stories live. Discover now