Prolog

1.6K 180 24
                                    



Siedziałem z nią pod budką z lodami. Tak obchodziliśmy moje urodziny co rok. Carmen kupowała dla nas lody truskawkowe. Nie były najwyższego sortu, ale nie narzekałem. To były moje urodziny, więc nie wypadało narzekać.

Charkot silnika sportowego auta zakłócił spokój, który budowaliśmy oboje tamtego dnia.

Z zaciekawieniem wpatrywałem się w niebieską karoserię samochodu, ale Carmen wpatrywała się w coś zupełnie innego. Coś, co interesowało szesnastolatki, a niekoniecznie dziewięcioletnich chłopców.

— Hej dzieciaki! — zawołał, mimo że sam miał niewiele więcej niż moja siostra. Nadal nie wiem, co w nim zobaczyła Carmen, że po krótkiej namowie wsiadła do jego samochodu. Pomachała do mnie, krzyknęła, że musi coś załatwić i odjechała razem z tamtym chłopakiem. Wtedy zostawiła mnie po raz pierwszy.

Czekałem na nią.

Gdy zaczęły oślepiać mnie pojedyncze promienie zachodzącego słońca, usłyszałem znajomy, denerwujący charkot. Carmen wysiadła i krótko pożegnała się z chłopakiem z niebieskiego samochodu. Ten posłał mi tylko uśmiech i nijakie pozdrowienie ręką.

Samochód zostawił za sobą kłęby kurzu.

O nic jej wtedy nie pytałem, czego później przyszło mi żałować.

Gdy kończyły się nasze lekcje, znowu przepadała. Znowu mnie porzucała.

Noce były zimne i nieprzyjemne. Pełne potworów, kłębiących się za szafą i w rogach pokoju. Wtedy też mnie porzucała. A gdy patrzyła w moje oczy, błyszczące w mroku, schylała się nade mną, przykładała palec do ust i odchodziła w towarzystwie skrzypienia drzwi.

Przyszła taka noc. Najzimniejsza, gdy nawet cicho zaprotestowałem, kiedy wychodziła. Pokręciła gwałtownie głową i jeszcze szybszym krokiem wyszła.

„Wrócę. Nie martw się"

Stare łzy były nadal widoczne na kartce, mimo minionych sześciu lat. Przez te sześć lat udawałem, że powolne odrętwienie, bezczynność, ignorancja to dorastanie.


Porzuciła mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz