Miłe złego początki... Część 1

934 63 12
                                    

Zamek Syndry, miesiąc przed przybyciem demaciańskich wojsk.

Syndra spojrzała przez okno.

Ionia. Spokojna, ohydnie spokojna nacja. Nudni ludzie. Głupi mistrzowie. Szczerze mówiąc, słowo "mistrz" było tutaj jedynie formalnością. W tym kraju, zostanie takowym guru, wiązało się jedynie z posiadaniem lekko ponadprzeciętnego intelektu. Jej własny, próbował niegdyś ograniczać jej potęgę, zamiast ją rozwijać. Co za idiota. Musiała go zabić. Uczeń przerósł mistrza? Nie, po prostu czas pokazał kto tu jest tym lepszym.

Doskonale pamiętała ten moment. W chwili, w którym jej, ha, nauczyciel wydał z siebie ostatnie tchnienie, przeniknęło ją słodkie uczucie posiadania nieograniczonych możliwości. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo osłabiał ją ten głupiec. Pozbawiło ją to zbędnych wyrzutów sumienia.

Coś takiego nie mogło przejść w Ionii bez echa, z czego, jako geniusz, doskonale zdawała sobie sprawę. Przewidując więc brak zrozumienia u tępych obywateli, grzecznie usunęła się ze społeczeństwa. Nie zamierzała jednak opuszczać kraju, który tak łatwo jest sobie podporządkować. Wyrwała z ziemi twierdzę, niegdyś należącą do jej mistrza, po czym uniosła ją w powietrze. Miała nadzieję, że taki ostentacyjny pokaz umiejętności wystarczy, aby dano jej święty spokój. Ten jeden raz się pomyliła. Musiała zabić jeszcze kilka naiwnie odważnych robali, ale cóż, sport to zdrowie, a zdrowie to lepsza wydajność mózgu. Przekonali się, że nie warto szukać z nią zwady. Nikt już jej nie przeszkodzi. Nikt nie dostanie się do jej domu. A wszelcy śmiałkowie zostaną bezzwłocznie usunięci.

Pozbawianie ludzi życia nie było przyjemne, ale satysfakcja, jaką odczuwała udowadniając swoją wyższość, sprawiała, że zupełnie zapominała o tym fakcie.

Zaśmiała się obłąkańczo. Ioniańska rada już dawno groziła jej wyrokiem śmierci, ale puste pogróżki nie robiły na niej absolutnie żadnego wrażenia. Ci tchórze nie mogą nic. Zresztą dlaczego aż tak bardzo zależało im aby ją unicestwić? Dlaczego imię "Syndra" budziło w nich takie przerażenie? Ona tylko chciała się uczyć, rozwijać, zgłębiać tajniki magii. Sami jej przeszkadzają, a więc sami proszą się o kłopoty. Prosta logika, której ci zaślepieni strachem głupcy nie są w stanie pojąć.

Ponownie poczuła dziwnie przyjemne uczucie gdzieś w mrocznej części swojego serca - bali się jej. To takie... dowartościowujące.

Lecz wbrew wszelkim pozorom, Syndra była niespokojna. Czuła, że jej moc rośnie, ale wiedziała, że wciąż nie jest dostatecznie potężna, aby w razie pogorszenia się sytuacji powalić całą Ionię na kolana. Potrzebowała czegoś więcej, ale skąd wziąć to coś? Może należało poszukać w dawno zapomnianych źródłach wiedzy na temat dzikiej, starożytnej magii? Czasem należy się cofnąć, aby móc ruszyć do przodu. Tylko, że nawet ona zdawała sobie sprawę z tego, jak niestabilnym gruntem jest poleganie na dawnych siłach, po które sięgano tylko dlatego, iż nie znano bezpieczniejszych i mniej okrutnych technik.

Czarodziejka powoli pogrążała się w takich właśnie myślach, gdy nagle uświadomiła sobie, że coś nie pozwalało jej kontynuować wędrówki w głąb umysłu. Pukanie, a właściwie walenie do drzwi twierdzy, sprawiło, że zesztywniała. Cholera, co jest? Czyżby jednak rada postanowiła spełnić swoje pogróżki?

- JEST TAM KTO?! WPUŚCIE MNIE!

Męski, młody, spanikowany głos - oceniła szybko. To nie mógł być żaden członek rady. Więc cóż to za głupiec wtargnął na jej teren? A przede wszystkim... w jaki do cholery sposób? Przecież unosi się co najmniej kilkaset metrów nad ziemią!

- POMOCY!

To ciągle jej nie przekonywało. Co to za natręt? Czego od niej chce i dlaczego się nie boi? Tylko w jeden sposób mogła się tego dowiedzieć... Lecz czy warto ryzykować? Może to podstęp?

Opowieści z Summoner's RiftOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz