➸ 15 (ostatni)

1K 97 10
                                    

Czy można tutaj powiedzieć, że wszystko skończyło się dobrze? Raczej tak. Żyli długo i szczęśliwe oraz te wszystkie inne pierdoły, które wmawiano nam, gdy byliśmy dzieciakami. Blake uważała na siebie oraz malucha rozwijającego się w jej brzuchu, a Luke, ku zdziwieniu wszystkich zaczął chodzić na terapię. Walczył z nałogiem, bo miał dla kogo. Widocznie zaokrąglony brzuch dziewczyny cieszył jego oczy każdego dnia. Nie pił już blisko dziewięć miesięcy. Blake i Beverly były wystarczająco ważnym powodem, aby trzymał się z daleka od poprzedniego rozdziału w swoim życiu.  

***

Siedząc na kanapie, czytała książkę czekając, aż Luke wróci z pracy. Tamten dzień był wyjątkowo piękny, wszyscy opuszczali mieszkania i domy, chodzili po ulicach, rozmawiając wesoło i ciesząc się końcem wiosny. Data porodu zbliżała się ogromnymi krokami, przez co blondyn chodził jak nakręcony, bojąc się bardziej niż brunetka. Zmienił się. Spoważniał i zmienił podejście do niektórych rzeczy. Już nie liczyła się dobra zabawa i alkohol, a narzeczona i córka. Tak, oświadczył się Blake. W Boże Narodzenie, gdy pojechali odwiedzić rodzinę chłopaka oraz powiadomić o najnowszym potomku. 

- Cześć, skarbie - spięła się delikatnie, gdy usta chłopaka dotknęły skóry na jej karku. Blondyn przeskoczył kanapę, opadając na wolne miejsce obok niej - Jak się masz? - dodał zadając standardowe pytanie, jeśli chodziło o ich rozmowy.

- Cześć - przytuliła się do niego, odkładając na stolik książkę - Nawet dobrze - dodała, układając swoją dłoń na brzuchu. Luke nakrył ją swoją, całując dodatkowo jej skroń. 

- A jak się ma moja mała księżniczka? - podwinął koszulkę Blake, którą swoją drogą należała do niego, aby przyłożyć ucho do jej ciepłej skóry. Odkąd usłyszał, że rozmowa z dzieckiem, gdy jeszcze jest w środku brzucha dobrze na nie wpływa, robił to na okrągło. 

- Wiesz, że jeszcze ci nie odpowie, prawda? - zachichotała cicho, a po chwili skrzywiła się, wiedząc, że jednak nie miała racji. Beverly zafundowała jej dosyć mocnego kopniaka.

- Jesteś tego pewna? - musnął wargami jej skórę, przyciągając dziewczynkę jeszcze bliżej do siebie, choć to chyba nie było możliwe. Stał się opiekuńczy i czuły. Po prostu zupełnie inny, ale tak pozytywnie. 

- Teraz już nie - pokręciła głową, aby ułożyć ją na jego ramieniu - Tęskniłam - dodała, a nie było go zaledwie kilka godzin. Zaśmiał się cicho, kreśląc jakieś dziwne wzroki na wierzchu jej dłoni.

- Ja też - przyznał - Chce, aby była już z nami - dodał po chwili, mając na myśli oczywiście Beverly. Choć bał się, mało powiedziane był przerażony myślą, że sobie nie poradzi jako ojciec, albo że zrobi coś tej kruszynce, gdy w końcu dadzą mu ją potrzymać, to chciał zobaczyć jak to jest. 

Kochając się już tak niezaprzeczalnie i prawdziwie, nie zdali sobie sprawy, że scenariusz jakie napisało dla nich życie było bajką. Tylko taką bardziej prawdziwą. Z bólem i cierpieniem, ale bajką. Księżniczka odnalazła swojego księcia, książę odnalazł swoją księżniczkę.

I żyli jak?

I żyli długo i szczęśliwie. 

~*~

Dziękuje za każde wyświetlenie, za każdą gwiazdkę i komentarz ♥. W prawdziwie nie są to jakieś powalające liczby, ale świadomość, że byliście ze mną od początku do końca w historii Blake i Luke'a ogromnie mnie cieszy i mam przez nią świeczki w oczach :') Naprawdę znaczycie dla mnie bardzo wiele, jak i to, że ktoś w ogóle czyta te moje (s)twory ♥.

Gdybym tylko mogła podziękowałabym każdemu z osobna, ale nie jestem w stanie, więc pozostaje mi tylko taki sposób. Nie pozostaje mi nic innego jak się powtórzyć [dziękuje, dziękuje, dziękuje] oraz zaprosić was na; Lifeguard, Beauty and The Beast oraz Race ^^.

All the love, Red,

Kocham was, kluski ♥.

red roses • hemmingsOnde as histórias ganham vida. Descobre agora