Prolog

22.1K 1.1K 116
                                    

Dziewczynka biegła przez park najszybciej, jak umiała. Chciała się schować, uciec przed obcymi. Chciała do mamy, ale mamy już nie było... W oddali zobaczyła starą szopę i postanowiła się w niej ukryć. Niestety, nie pokonała nawet połowy drogi dzielącej ją od schronienia, gdy nagle ktoś gwałtownie złapał ją za ramię.

— Puszczaj! — krzyknęła do kobiety, która ją zatrzymała.

Wyrywała się i płakała, wspominając swoich rodziców. Czuła się taka samotna. Tęskniła za nimi. Nie potrafiła zrozumieć, jak to możliwe, że już nigdy nie zobaczy taty, że mama już nigdy nie upiecze jej ciasteczek, nie będzie jej czesała włosów, co zawsze ją uspokajało. Nigdy więcej nie usłyszy jej kojącego głosu, nie przytuli jej. Zaczęła płakać jeszcze głośniej, szloch wstrząsał jej małym ciałem. W dłoni kurczowo trzymała misia, którego dostała od taty kilka dni temu. Nadal pachniał jego wodą po goleniu, jednak ten znajomy zapach wcale nie pomagał, cierpiała jeszcze bardziej. Już nigdy tatuś jej nie przytuli.

Świat jest niesprawiedliwy.

Ludzie są niesprawiedliwi.

— Diano, uspokój się! — zawołała za nią kobieta.

Blond włosy kobiety związane w kucyk w większości uwolniły się z upięcia i teraz jasne kosmyki opadały na ramiona. Jej śliczny szary kostium był cały w trawie oraz błocie, a rajstopy miały dużą dziurę biegnącą wzdłuż lewej nogi. Blondynka była w opłakanym stanie, zdawała sobie z tego doskonale sprawę. Jakby tego było mało, dziecko nadal próbowało się wyrwać.

— Pójdziesz ze mną. Masz zachowywać się grzecznie — pouczyła małą i pociągnęła ją za sobą w stronę ulicy, gdzie czekał na nie samochód.

Właściwie zachowanie dziewczynki wcale jej nie dziwiło. Sama nie wiedziała, co zrobiłaby na jej miejscu. Sześcioletnia Diana i jej dziewięcioletni brat, Samuel, stracili rodziców kilka tygodni temu, podczas zamachu terrorystycznego na World Trade Center. Ich mama i tato, którzy razem prowadzili firmę marketingową, wyjechali do Nowego Jorku na kilka dni w sprawach służbowych. Nikt się nie spodziewał, że już nigdy nie wrócą.

Tamtego dnia ze szkoły odebrała dzieci babcia od strony matki, jedyna krewna, jaka im pozostała. To ona przekazała im straszliwą nowinę, najłagodniej jak potrafiła.

Moira Jerome bardzo się starała przekonać pracowników opieki społecznej, że może zająć się wnukami. Jednak była słabego zdrowia, przeszła poważną operację na kręgosłup i ledwo dawała sobie radę. Jej warunki mieszkaniowe oraz skromna emerytura również nie zostały uznane za wystarczające, by wychować dwoje dzieci.

Argumenty Moiry, że dzieci powinny wzrastać w miłości, nie trafiły do nikogo. Próbowała przekonać opiekę społeczną, ale wyłożono sprawę jasno:

— Jak zamierza pani zapewnić im opiekę psychologiczną, której teraz potrzebują? A odpowiednie wyżywienie? Da pani radę pomagać im w nauce? Proszę pani, pani nie jest w stanie sama iść na zakupy, a co dopiero zająć się wnukami.

Diana i Samuel nie zamierzali pozwolić zabrać się od babci. Uciekli, jednak szybko zostali złapani i jeszcze tego samego dnia ta dwójka znalazła się w wielodzietnej rodzinie zastępczej w Spokane.

Anioł Łez. Podcięte skrzydłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz