Rozdział 9

2.3K 213 119
                                    


Minęły kolejne trzy miesiące. Szczerze mówiąc podczas pracy w Domu Uciech czas leciał wyjątkowo szybko i, nim się obejrzałem, minęły moje urodziny. Teraz miałem szesnaście lat, a do zakończenia mojej służby pozostało mi jeszcze tylko dziewięć lat.

„Tylko dziewięć" - dla osób z zewnątrz być może brzmiało to nieciekawie, ale dla nas, kurtyzan, każdy rok mniej był jak zbawienie.

Dotychczas nauczyłem się już całkiem sporo. Zdaję sobie sprawę z tego, że może nie brzmi to zbyt skromnie, ale w gruncie rzeczy doświadczenie było mi przecież potrzebne i za wszelką cenę musiałem je zdobyć, jeżeli nie chciałem przykrych powtórek w rodzaju Haizakiego. Wiedziałem, że na obecną chwilę Haizaki był tylko przykrym wspomnieniem, ale musiałem być przygotowany na to, że pewnego dnia może zjawić się ktoś, kto będzie dorównywał mu brutalnością i agresywnością.

Nawet jeśli wydawało się to niemożliwe.

Moje spotkanie z Izukim było pierwszym i ostatnim zarazem. Nigdy mnie nie kupił, nigdy nie odwiedził mnie, a kiedy jeden jedyny raz spotkałem go na korytarzu i grzecznie się przed nim ukłoniłem, zupełnie mnie zignorował. Z czystym sumieniem mogę przyznać, że wiele mu zawdzięczałem, jednak ostatecznie to właśnie on uświadomił mi, że kupujący mnie mężczyźni nie pragną ode mnie niczego, prócz cielesnej rozkoszy. Niepotrzebne im rozmowy, czy uśmiechy, niepotrzebna im troska ani zainteresowanie – gdy dostaną, czego chcą, odchodzą.

Oczywiście, wiedziałem to od samego początku. Jednak sądziłem, że ci, którzy zaczynają spotkanie w sposób kulturalny, a wręcz sympatyczny – tacy jak właśnie Izuki, czy Aomine – mają na uwadze moje uczucia, to, że nie jestem jedynie przedmiotem, na którym mogą sobie ulżyć, ale człowiekiem z krwi i kości, takim samym jak oni, który został zmuszony do wykonywania tej haniebnej pracy, ponieważ w życiu jego i jego rodziców nie powodziło się tak dobrze, jak im.

Sądziłem, że Izuki choć odrobinę mi współczuł. Lecz on był dokładnie taki sam, jak każdy inny mężczyzna.

Każdy, prócz Aomine.

Gdy Daiki powrócił z kolejnej wyprawy do Ameryki, z początku bardzo się ucieszyłem. Czułem podekscytowanie na myśl, że znów wykupi mnie na dwie godziny, które spędzimy na opowieściach i miłości, nie mogłem się tego doczekać. Ale szybko dopadły mnie wyrzuty sumienia – byłem męską dziwką, a zachowywałem się, jakby Aomine był dla mnie kimś więcej niż klientem. Po części tak było, ale fakt, że myśli o Izukim przesłoniły te o ciemnoskórym kochanku, sprawiał że było mi głupio i wstydziłem się spojrzeć Aomine w twarz.

W ciągu tych trzech miesięcy marzyłem o romansie z Izukim, a nie z Aomine. Widziałem w nim idealnego kochanka, czułego i troskliwego, dokładnie takiego, jakiego poznałem w dniu, w którym mnie kupił. Nocami śniłem o tym, że zakochuje się we mnie i postanawia mnie wykupić, uratować od ohydnych, brudnych spoconych łap pożądliwych mężczyzn, zabiera mnie do swojego domu i tam żyjemy w odosobnieniu, w spokoju.

Kiedy opowiedziałem o tym Reo w naszym pokoju, gdy obaj leżeliśmy tuż obok siebie ze splecionymi dłońmi i zwierzaliśmy się sobie szeptem, sądziłem że mnie wyśmieje. Ale on spojrzał na mnie z powagą i pokręcił lekko głową.

– Nie myśl tak, Ryouta – wyszeptał.- Mam wielu stałych klientów, w tym jednego naprawdę bogatego, który wykupuje mnie za każdym razem, gdy tu przychodzi. Nie ma żony, nie ma dzieci, łączy nas coś szczególnego, coś więcej niż tylko seks... ale on mnie nigdy nie wykupi. Dla własnego dobra, Ryo-chan, przestań o tym marzyć. Już i tak wszyscy jesteśmy rozczarowani własną pracą. Lepiej nie rozczarowywać się także naszymi uczuciami. To nas wyniszczy.

Chryzantema ||Aomine x Kise||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz