1. Spotkanie na lotnisku.

339 31 2
                                    

" Założyłam ręce na piersi i nadymałam policzki spoglądając na kłótnie pana Watsona i Holmesa którzy zapomnieli,że wciąż tu jestem. Cóż, marzyłam by wyjechać do Londynu i o tym aby przytrafiło mi się coś niesamowitego ale nie spodziewałabym się, że pierwszego dnia moich wakacji z dala od rodzinnego domu zostanę wmieszana w zagadkę kryminalną.

W drodze do domu tych jakże gościnnych panów od pocZątku przeżywałam wydarzenia z lotniska.

''- Więc jestem. - Uśmiechnęłam się sama do siebie. Londyn pachniał inaczej niż mój domek w Walii. Lotnisko było zatłoczone i musiałam wspomagać się łokciami aby się stąd  wydostać, będąc już na zewnątrz zrobiłam duży wdech i zostałam przewrócona na chodnik tuż obok taksówki. Rozejrzałam się i dopiero po chwili zrozumiałam co się wydarzyło. Sekunda dzieliła mnie od śmierci.

Zobaczyłam leżącego obok mnie mężczyznę o łagodnych rysach twarzy i spróbowałam wstać choć było to trudne bo upadek był bolesny. Nieznajomy pierwszy się podniósł i mi pomógł. Uśmiechnęłam się i szepnęłam ciche 'dziękuję'. Byłam zdezorientowana i nie wiedziałam co mogłabym jeszcze dodać. Niektórzy uważali mnie za pewną siebie ale prawda była taka, że nie w każdej sytuacji tą pewność miałam. Pech chciał bym w tym momencie ją straciła. Odwróciłam się na dźwięk nowego głosu i spojrzałam na wyższego ode mne mężczyznę o kruczoczarnych włosach. Rysy jego twarzy nie były tak delikatne jak u mojego wybawcy, a szczęka była mocno zaciśnięta.

- Uciekał nam. Znowu. - mruknął i spojrzał na mnie od góry do dołu lustrując dokładnie moją osobę. Zasłoniłam twarz i zarumienione policzki zasłoną z moich blond włosów.

- Sherlock..- zaczął ten przyjaźniejszy i zauważyłam jak wzrokiem wskazuje mnie. Zastanawiałam się nad ucieczką ale poczułam na ramieniu czyjąś rękę.

- Nazywam się John Watson, jestem lekarzem, nic Ci nie jest? - Podniosłam głowę go góry i napotkałam spojrzenie niebieskich tęczówek mężczyzny. Obaj byli ode mnie starsi o dobre 5 lat.

- Katie, nie nie nic mi nie jest. Jeszcze raz dziękuję..powinnam już się zbierać. - posłałam sztuczny uśmiech próbując nie zwracać uwagi na wnikliwe spojrzenie mężczyzny obok. Jak on go nazwał? A, tak. Sherlocka.

W duchu byłam ogromnie wdzięczna John'owi za uratowanie życia i nadal nie mogłam się otrząsnąć z tego co się stało ale musiałam stąd iść. Przerwalam im w czymś co było ważne skoro Sherlock się tak tym przejął. Robiło się coraz ciemniej i chłodniej odruchowo potarłam ręcę i zaczęłam szukać telefonu by wezwać taksówkę bo niestety ta którą wezwałam wcześniej zdążyła odjechac.

- Nie sądzę by to był dobry pomysł. Widział Cię z nami i zostawił Ci prezent w lewej kieszeni torebki czego jeszcze nie zauwazylaś bo szukasz telefonu w największej przegrodce jednak go tam nie ma. Jest tu - zaskoczona spojrzałam na niego i zauważyłam w jego oku tajemniczy błysk. Wędrując za jego wzrokiem zobaczyłam swój telefon w jego dłoni. Odebrałam go i zawahalam się czy wezwać taksówkę.

- Czemu uważasz, że to zły pomysł? - zapytałam nie przestraszona ale zaciekawiona znów czując chłodny powiew wiatru na ramionach.

- Nie spytasz skąd mam Twój telefon? - czyżby udało mi się go zaskoczyć? Znów zaczął mi się przyglądać i niebezpiecznie przybliżać. Spojrzałam niepewnie na Watson'a, który wzruszył tylko ramionami.

- On tak zawsze. - odparł za wiele nie tłumacząc za to pan Holmes postanowił mnie oświecić.

- Skoro masz coś co należy do naszego zbiega wróci po to. Musisz jechać z nami, prawda Watsonie? - pytanie skierował do zamyślonego Johna, który skinął głową i razem pojechaliśmy na Baker Street mimo moich protestów"

Zapraszam wszystkie osoby lubiące lekką dawkę kryminału, a szczególnie pana Holmesa do mojego nowego opowiadania z nim w roli głównej 🙆

Okładkę wykonał dla mnie:
PaintfullHeal
Jeszcze raz bardzo dziękuję! 💕

[Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz