Rozdział 12 - "Przyszedłem wyrwać duszę z kupy tłuszczu, którą nazywasz ciałem."

Zacznij od początku
                                    

– Panienko, czyżbym ci się śnił? – zapytał zaintrygowany, a na jego twarzy pojawił się niesamowicie złośliwy, i uroczy za razem, uśmiech.

Czułam, jak momentalnie moje policzki przybrały odcień intensywnej czerwieni. Skrzywiłam się i odchrząknęłam, uprzednio biorąc głęboki wdech.

– Gapisz się – rzekłam w odpowiedzi i dotykając piersi demona przez dłoń skrytą w kołdrze, odsunęłam go od siebie. – Przez to śniły mi się jakieś dziwne rzeczy – dodałam, gdy przestał naruszać moją przestrzeń intymną.

Kolejny, cudowny poranek pełen subtelnych złośliwości. A ja martwiłam się, że po tygodniu znudzi mi się posiadanie tak niezwykłego służącego. Potrząsnęłam głową, by odegnać od siebie wszelkie dziwaczne myśli, które podsuwał mi zaspany umysł. Tak było zdecydowanie bezpieczniej. Dopuszczenie ich do głosu i, nie daj borze zielony, zwerbalizowanie, zwiastowałoby kolejną serię towarzyskich kataklizmów. Miałam już dość upokarzania się przed demonicznym służącym, dlatego starałam się działać zapobiegliwie na tyle, na ile byłam tylko zdolna. A że nie należałam do najzdolniejszych ludzi pod słońcem, efekt niejednokrotnie bywał zgoła odmienny od moich radosnych wyobrażeń.

– Napiłabym się herbaty – stwierdziłam po chwili, nieco niewyraźnie.

Miałam wyraźnie zachrypnięty głos. Nie przejęłam się tym jednak. Był niemalże środek mroźnej zimy, choć do kalendarzowego rozpoczęcia pory roku brakowało jeszcze kilkudziesięciu dni. Zawsze w zimę byłam przeziębiona, praktycznie przez cały okres jej trwania. Winę za to zrzucałam na spanie przy otwartym oknie i uparcie ignorowałam charczący dźwięk własnego głosu. Wyuczyłam się tego na tyle dobrze, że czasem orientowałam się, że coś jest faktycznie nie tak, dopiero, kiedy zupełnie traciłam zdolność mówienia.

Demon jednak wydawał się zaniepokojony. Spojrzał na mnie badawczo, jakby miał w oczach jakiś magiczny skaner, i po krótkiej analizie nie wiadomo czego, oznajmił:

– Jest panienka przeziębiona.

Przewróciłam oczami i dokładnie okryłam się kołdrą.

– Russian Earl Grey, dziękuję – mruknęłam, zupełnie ignorując odkrywcze spostrzeżenie mężczyzny.

Był wyraźnie niezadowolony, jednak zachował pełen profesjonalizm i skinąwszy głową, opuścił sypialnię, by po chwili wrócić z kubkiem pachnącej herbaty. Ta część naszej znajomości była jedną z moich ulubionych. Uwielbiałam się budzić i bez wychodzenia z przyjemnie miękkiego łóżka, dostawać pyszną herbatę, a czasem nawet śniadanie.

– Russian Earl Grey. Tak, jak sobie panienka życzyła – zaprezentował z przekąsem, dyskretnie krzywiąc się na widok naparu.

– Coś się stało? – zapytałam, zerkając na brunatny płyn.

Wyglądał zwyczajnie. Pachniał całkiem ładnie, nie widziałam powodu, by darzyć go tak jawną niechęcią. Nie wiedziałam, co tak niewłaściwego dostrzegł w kubku brunet, dlatego nie mogłam tego przemilczeć. Odezwała się paranoja.

– To nic, proszę o wybaczenie.

– Przestań prosić i odpowiedz na pytanie, przerażasz mnie.

– Skoro panienka nalega... Uważam, że picie herbaty tak niskiej jakości jest uwłaczające. Panienki delikatne podniebienie zasługuję na zdecydowanie bardziej wyszukaną mieszankę liści znacznie wyższej jakości – wyrecytował, niczym aktor na scenie, z dumą recytujący kluczową kwestię najznakomitszej sztuki.

W stronę mroku - KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz