I

15.8K 661 76
                                    


                                                                                        *

Nie mógł uwierzyć, jakim cudem ci kretyni przegrali wygraną walkę. 


   Wszystko zaczęło się od śmierci Ginny Weasley. Jakiś tępak wypuścił ją z sali, którą kazał pilnować im Potter. Siedziało w niej kilka kobiet, które pomimo swojego oczywistego nieprzygotowania chciały wziąć udział w walkach. Każdy wiedział, że Voldemort będzie chciał osłabić Harrego przez zamordowanie kolejnej bliskiej osoby. Łasica i Granger walczyli dzielnie u jego boku, jednak za nimi były miesiące szkoleń. Byli wojownikami, mogli mierzyć się z niemal każdym Śmierciożercą. Ta mała Weasley była słaba. Podobno matka zamknęła ją na ostatnie pół roku, tak że nie mogła nawet szkolić się wśród pomylonej bandy Zakonu. Pomylonej, ale diabelsko skutecznej. Podobno bała się o córkę, która mogła zrobić sobie krzywdę, a przemoc nie była dla niej. Pewnie myślała, że to odwiedzie Ginny od czynnego udziału w wojnie. Była zbyt delikatna na ćwiczenia, jednak nie za delikatna na śmierć. Mógłby się założyć, że trenowała sama przez ostatnie sześć miesięcy. Inaczej nie przeżyłaby nawet minuty, bitwa okazała się bardziej zażarta niż sądzono. Samo jej przybycie do Hogwartu było pomyłką, każdy wiedział że stanie się potencjalnym celem do wyeliminowani. Był pewien, że pożal się Boże przyjaciele zabronili jej brać udział w bitwie. W żyłach płynęła jednak zbyt gorąca krew, by dziewczyna mogła zostawić bliskich i spokojnie czekać na koniec walk. Typowi Gryfoni, krzepa zamiast mózgu. A ci kretyni uwierzyli jej, że nigdzie się nie ruszy. Musiała przemknąć niezauważona i włączyć się do działań. Idioci, skończeni idioci. Z Potterem na czele. Gdyby to dziewczyna Draco wykazała się takim pokładem głupoty, prawdopodobnie rzuciłbym na nią silną Drętwotę i ukrył gdzieś, a następnie odnalazł po bitwie. Pokręcił głową... W końcu jego matka również uparła się, żeby pozostać na linii frontu. Przeklęte baby! Do rzeczy-z czarną różdżką Dumbledora Wybraniec był niemal niepokonany. Śmierciożercy mieli poważne problemy, olbrzymy opuściły ich już dawno temu, a Złoty Chłopiec i Voldemort wystąpili naprzeciw siebie, by wypełnić przepowiednię i zdecydować o losach świata. Widział, jak powoli krążą jak sępy, obaj gotowi rzucić ostateczne zaklęcie.


 I nagle rozległ się wrzask. Krótki, urwany, wrzask matki która straciła dziecko. Zdziwił się, że ktokolwiek zwrócił na to uwagę wśród wszechobecnego chaosu, jednak rozpacz zamknięta w tym krótkim dźwięku zdawała się przyćmić wszystko wokół. Czas stanął w miejscu, słychać było jedynie miarowe uderzenia deszczu o wilgotną glebę. Padło jedno słowo-Ginny. Słowo przerodziło się w szept, a on w lekką panikę. Jego ciało, wbrew własnemu rozsądkowi zaczęło rozglądać się i szukać sprawcy zamieszania. Nie był wyjątkiem, każdy ze zgromadzonych wzrokiem przeczesywał pole bitwy. I nagle wszystko stało się jasne. Molly Weasley, płacząc obejmowała ciało jedynej córki. Potter był na to za słaby, nie mógł tego przewidzieć. Wyglądał jakby opadł z sił, gdyby nie jego przyjaciele pewnie zginąłby razem z nią. Czarny Pan z wyrazem triumfu na ustach powoli skierował swoją różdżkę w stronę Harrego i uśmiechnął się drwiąco. 


Nie dane mu jednak było zadanie ostatecznego ciosu. Kilka rzeczy stało się równocześnie. Stara wariatka McGonagall rzuciła się pomiędzy nich, Granger chwyciła go za rękę i teleportowali się. Bariery musiały opaść przez natłok czarnomagicznych zaklęć. Uciekli z samego środka piekła. Łasica nie miał tyle szczęścia, widziałem jak rozwala swój rudy łeb o resztki murów. Możliwe, że nie przeżył jednak nie znaleziono ciała. Prawdopodobnie podczas ucieczki któryś z członków zakonu zabrał je, żeby móc go pochować. Ona też musiała widzieć. Sekundę przed teleportacją. Był pod wrażeniem, chociaż nie przyznałby się przed nikim. Nawet nie mrugnęła, nie zawahała się. Także jej oczy nie wyrażały niczego, chociaż wiedziałem że śmierć najlepszego przyjaciela i zarazem byłego chłopaka to musiał być cios. Cholerna Granger, zawsze wiedziała co jest najważniejsze, a w tamtej chwili było to życie Pottera. Czasem zastanawiał się, kiedy nauczyła się do perfekcji panować nad każdym mięśniem swojego ciała. Jej wzrok nie wyrażał absolutnie niczego, chłód zdawał się aż bić z jej spokojnej i opanowanej twarzy. Wydaje się, że było to piętno, które odcisnęły na niej tortury w Malfoy Manor. Wtedy ostatni raz widział w jej oczach cokolwiek. Później był tylko lód.

Twoich oczu chłódOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz