Na moje szczęście już dawno odkryłam, że po południu nikt się tu nie kręci. Dlatego raz na jakiś czas zatrzymywałam swoją codzienność siedząc tam i malując.

Wyciągnęłam jedną sztalugę, stawiając ją na środku pomieszczenia i zaczepiłam na niej płótno z zaczętym przeze mnie obrazem. W mgnieniu oka przygotowałam wszystkie potrzebne narzędzia, ustawiłam mały stołek przed drewnianą konstrukcją i siadłam na nim. Wgapiałam się w twarz baletnicy, której brakowało reszty ciała oraz dolnej części tła. Dłużej nie myśląc wzięłam się do roboty.

Czas w tamtym miejscu był dla mnie pochłaniany, nigdzie nie upływał tak szybko. Jednak w pewnym momencie drzwi pracowni otworzyły się, a ja spojrzałam w tamtym kierunku z pędzlem w dłoni wiszącym w powietrzu. Wyrwana ze swojej prywatnej utopii dostrzegłam mężczyznę w szarej czapce i okularach przeciwsłonecznych. Miał na sobie skórzaną kurtkę z futrzanym obiciem, białą bluzkę i ciemne spodnie.

– Wstęp tylko dla studentów wydziału malarstwa i rzeźby. – powiedziałam mechanicznie, unosząc brwi na nieznajomego.

Ten uśmiechnął się cwanie, a mnie oblał zimny pot.  W tamtym momencie go rozpoznałam, jeszcze zanim ściągnął czapkę i okulary, ukazując swoje skręcone włosy i zielone oczy. Natychmiastowo wstałam, a gwałtowny ruch spowodował, że stołek na którym siedziałam przewrócił się. To było nie możliwe, żeby ten mężczyzna się tam znajdował. Ktoś musiał go rozpoznać, kiedy szedł przez całą uczelnie, by wejść do pracowni. Jednak jakimś sposobem wciąż pewny siebie wyglądał jakby nie wiedział, że jest poszukiwany.

– Miło cię znowu widzieć. – powiedział zachrypniętym głosem, robiąc dwa kroki do przodu. W panice cofnęłam się o taką samą długość, starając się opanować nerwy.

– Nie denerwuj się. – uśmiechnął się, unosząc obie dłonie do góry.

– Podaj mi jeden powód dla którego miałabym nie zadzwonić na policję. – mruknęłam, wyciągając telefon z tylnej kieszeni.

Jego uśmiech powiększył się, założył dłonie na klatce piersiowej, wzdychając.

– Mogę podać ci trzy. – uniósł trzy palce do góry. – Ja. Ty. Jeszcze się nie poznaliśmy.

Fuknęłam i choć moje nogi wciąż były jak z waty, poczułam rosnący gniew. To przez niego moi rodzice byli źli, ojciec ma problemy w pracy, do tego mnie okradł. A teraz przyszedł tutaj jak gdyby nigdy nic. Moja czujność była o wiele wyższa niż tamtego wieczora. Każdy jego ruch zdawał się być podejrzany.

– Posłuchaj, nie mam zamiaru kombinować. – spoważniał odrobinę, a ja wzięłam głęboki wdech. – Przyszedłem porozmawiać.

– Porozmawiasz z policją, kiedy się już tu zjawią. – warknęłam odblokowując  telefon i wybierając numer na komisariat. Skupiając się na ekranie nie dostrzegłam jak szybko znalazł się obok mnie, wyrywając mi telefon z ręki. Moje usta opuścił głuchy dźwięk, a bliskość ze złodziejem sprawiła, że moja bezpieczna strefa została złamana.

– Nie bądź niemiła. – mruknął, znowu się uśmiechając. Stał teraz nachylając się nade mną, w jednej ręce trzymał telefon, a drugą ściskał mój nadgarstek. – Gdzie twoje maniery?

Po tych słowach z lekkim śmiechem puścił moją rękę, na powrót wracając pod drzwi, jakby chcąc dać mi trochę swobody. Wiedział, że się denerwuje, a najwyraźniej miał sprawę, która wymagała ode mnie trzeźwego myślenia. Jednak wciąż nie mogłam skupić się na niczym innym tylko moim telefonie, który teraz znajdował się w jego kieszeni.

– Ostatnim razem okradłeś mnie trochę bardziej subtelnie. – mruknęłam, starając się pokazać mu, że się go nie boję, że wiem kim jest, co zrobił i nie mam zamiaru pozwolić by to uszło mu na sucho. 

Fenomen - Harry Styles FanfictionWhere stories live. Discover now