Niall

316 29 6
                                    

Młody irlandczyk szedł sobie ulicą, cicho podśpiewując niedawno usłyszaną melodię. Zbliżała się północ, ale chłopak nie za bardzo się tym przejmował, gdyż był już blisko domu. Postanowił wybrać się dzisiaj na imprezę ze swoim przyjacielem Joshem, ale nie jest typem człowieka, który upija się do nieprzytomności i zasypia na tyłach klubu, więc prócz tego, że lekko szumiło mu w głowie nie działo się nic nadzwyczajnego.
Nic była cicha i spokojna, mieszkał w okolicy w której złe rzeczy się nie działy. Ewentualnie od czasu do czasu ktoś okradł pobliski sklep ale to wszystko. Postanowił usiąść na chwilę na ławce, gdy zdał sobie sprawę, że chyba jednak wypił kieliszek za dużo. Do domu miał tylko 200 metrów, ale gdyby teraz nie usiadł na pewno by się przewrócił. Jego ubrania były za drogie by to zrobił, a rodzice pewnie by go zabili.
Nie należał do biednych, miał pieniądze i stać go było na różne zachcianki. Nie pozwolił jednak, żeby pieniądze przysłoniły mu zdrowy rozsądek, tak jak zrobiły to u jego matki i ojca. Nikt ich w tym sąsiedztwie nie lubił. Byli zapatrzeni w siebie i uważali, że sąsiedzi nie zasługują na rozmowe z nimi. Jeżeli jakaś nastąpiła to sądzili, że ludzie powinni być wdzięczni, że w ogóle się do nich odzywają. Nie pozwalali Niallowi spotykać się z przyjaciółmi z publicznej szkoły, bo widocznie "byli za biedni, żeby iść do prywatnej".
Chłopaka strasznie to irytowało. Był zły na rodzine, że tak się zachowywali. Zanim jego ojciec osiągnął sukces w firmie byli normalnymi ludźmi. Skromnymi, lubianymi i uczyli go podstaw dobrego wychowania. Matka mówiła mu, że nie można traktować ludzi z góry, a ojciec, że podczas osiągania sukcesów nie można zapominać o bliskich. Banda hipokrytów.
Chłopak westchnął, przeczesując włosy palcam. Nie musiał się spieszyć. Wiedział, że nikogo nie ma w domu. Nigdy nie było. Od czterech lat Horan sam musiał o siebie dbać. Robić sobie obiady, prać ciuchy, sprzątać, jego rodzice okazjonalnie wracali do domu na noc, gdy on już spał. W ciągu tych lat widział ich może z dziesięć razy.
Wstał powoli z ławki i małymi kroczkami zaczął ponownie iść w stronę w domu. Za sobą usłyszał trzask gałęzi. Gwałtownie odwrócił się ale nikogo nie zobaczył. To go trochę zmartwiło, bo może nie jest człowiekiem strachliwym ale ta mała dawka alkoholu sprawiła, że jeśli coś by się stało nie mógł walczyć. Jego ruchy były spowolnione, a rzeczy docierały do świadomości wolniej niż zwykle.
Przyspieszył lekko krok, teraz mniej przejmując się swoimi ubraniami, a bardziej swoim życiem. Ponownie usłyszał trzask, ale postanowił się nie odwracać, zbyt bardzo przerażała go wizja tego co może zobaczyć. Zdecydowanie naoglądał się za dużo horrorów. Na myśl przychodzili mu tylko klauni z siekierami albo psychopaci w maskach. Gdy był już blisko domu, postanowił się odwrócić. To był błąd.
Z daleka dostrzegł mężczyznę, który szedł w jego kierunku. Miał podarte ubrania, był brudny, a jego zdecydowanie za długa broda była cała w błocie. Kiedy dostrzegł, że Niall na niego patrzy zaczął biec w jego stronę. Przestraszony chłopak również zaczął biec.
Wpadł na drzwi swojego domu, otworzył je, pobiegł do swojego pokoju i schował się pod kołdrą trzęsąc się jak małe dziecko. Nie wiedział ile czasu minęło, kiedy tak leżał ale gdy się uspokoił, dotarło do niego, że w tym pośpiechu zapomniał zamknąć drzwi.
Kurwa! Jak można być tak głupim. Tak, jakiś psychopata cię goni, a ty zapomniasz zamknąć drzwi.
Chłopak usłyszał ciężkie kroki na schodach, więc postanowił działać. Wybiegł spod kołdry, zamknął drzwi do pokoju i oprał się o nie. Miał nadzieję, że ten strauch nie będzie aż tak silny, żeby je wywarzyć.
Na początku usłyszał ciche pukanie. Co do chuja? Chce go zabić ale najpierw puka, bo ma nadzieję, że tak po prostu podejdzie i mu otworzy? Przecież to nie tak, że ten dziad chcę go zapewne zabić.
Nagle poczuł gwałtowne uderzenie, tak mocne, że upadł na kolana i usłyszał jak drzwi się otwierają.
-Kim jesteś?! Czego ide mnie chcesz?!- krzyknął odsuwając się do ściany, gdy mężczyzna zaczął się do niego zbliżać.
-Dowiesz się w swoim czasie- powiedział facet, obrzydliwie ochrypniętym głosem, na sam jego dzwięk na twarz blondyna wdarł się grymas.
-Zapłacę ci ile chesz tylko mnie zostaw!- powiedział, uciekając się do najabrdziej znienawidzonego przez niego sposobu.
-Nie chcę twoich pieniędzy- kątem oka zobaczył jak facet wyciąga strzykawkę. Spojrzał na nią szrokimi oczami.
Nagle brodacz rzucił się na niego i wbił mu iglę w ramię.
Chłopak krzyknął próbując go od siebie odepchnąć, ale nagle zrobił się o wiele słabszy i bardziej senny.
-Jeden- usłyszał, zanim jeszcze zasnął.

Jest rozdział pierwszy. Mam nadzieję, że podoba wam się ta koncepcja. Do następnego xx

UprowadzeniOn viuen les histories. Descobreix ara