Rozdział 3

2.5K 189 7
                                    

-Oszalałeś?! -krzyczę na chłopaka i próbuję uwolnić swoją biżuterię z materiału.

-Nie chciałem, przepraszam! Z resztą to ty zaczepiłaś o mnie tym czymś! -odpowiada mi krzykiem, po czym ciągnie rękę i zrywa mi z nadgarstka bransoletkę.

Z paniką patrzę na spadające na podłogę zawieszki i upadam na kolana w ich poszukiwaniu. Chłopak z zaciekawieniem mnie obserwuje, ale w tym momencie mnie nie obchodzi. Po chwili znajduję dwie z nich. Gdy nie mogę znaleźć reszty poddaję się i siedzę załamana na ziemi. Blondyn kuca obok mnie i stara spojrzeć mi w oczy. Mam łzy w oczach, więc próbuję uniknąć kontaktu wzrokowego, ale mi to nie wychodzi. Patrzę w jego błękitne oczy -przypominają mi ocean, piękny, a zarazem niebezpieczny. Podaje mi rękę na znak żebym wstała. Chwytam jego dłoń i znajduję się na nogach.

-Wszystko w porządku? -pyta się i uśmiecha, próbując dodać mi otuchy. Przynajmniej tak to odbieram.

Kiwam głową na znak, ze wszystko ze mną okej i chcę odejść. Zdaję sobie sprawę, że cały czas trzymam nieznajomego chłopaka za rękę i rumieniąc się puszczam ją. Gdy posyła mi zalotny uśmiech, wywracam oczami i odwracam się, by odejść.

Siadam przy wolnym stoliku. Ta bransoletka była jednym wspomnieniem mojego ojca, jakie posiadam. Dostałam ją gdy byłam mała, co roku dostawałam jedną zawieszkę, która symbolizowała dany rok. Teraz mam tylko dwie z dziewięciu. Jedną z nich jest pierwsza zawieszka jaką mi dał -był to kwiatek, który symbolizował jego miłość do mnie. Każdego miesiąca dawał mi jedną sztuczną różę i mówił, że gdy wszystkie zwiędną, wtedy przestanie mnie kochać. Żałosne, wiem. Nie wiem czemu cały czas noszę bransoletkę przy sobie i nie chcę się jej pozbyć. Nienawidzę mojego ojca i uważam go za najgorsze ścierwo. Nigdy mu nie wybaczę. Jednak ma ona dla mnie znaczenie, coś mnie przy niej trzyma. Może fakt, że straciłam ojca i to jedyna pamiątka po nim, a może, przypominam tym sobie, że to wszystko było moją winą.

Raz, dwa, trzy -powtarza męski głos przez mikrofon. Raz, dwa, trzy.

-Witamy wszystkich na tegorocznym Slamie! Nie mamy czasu na wyjaśnianie zasad, dlatego każdy z was pod siedzeniem posiada kartkę z regulaminem oraz zasadami. Dajemy wam 5 minut na zapoznanie się, a potem zaczynamy! -wyjaśnia mężczyzna i schodzi ze sceny.

Sięgam po kartkę i szybko zapoznaję się z zamieszczonymi na niej informacji, ale już wszystkie są mi znane. W ciągu 5 minut, do kilku osób podchodzi mężczyzna i prowadzi za sobą do loży jurorów. Wtedy zaczyna się Slam.

Ofiara! Ofiara! Ofiara! -krzyczy tłum, gdy reflektor losuję osobę, która bez zgłaszania, musi stanąć na scenie i wypowiedzieć wiersz. Gdy światło pada na mnie -zamieram. Jestem zszokowana i nie wiem jak zareagować.
Podchodzi do mnie młody mężczyzna i zaprowadza mnie na scenę. Nie protestuję. Stoję zdenerwowana.

-Mój wiersz nazywa się "Bransoletka". -mówię drżącym głosem i próbuję zebrać myśli. Oddycham głęboko i zamykam oczy.

Gdy miałam 4 lata dostałam bransoletkę od taty.
Dostałam 9 zawieszek.
Pierwszą, bo byłam jego ukochaną córeczką.
Drugą, bo się o mnie troszczył.
Trzecią, bo o mnie pamiętał.
Czwartą, bo mama miała siniaki na twarzy.
Piątą, bym nikomu nie mówiła.
Szóstą, bym pamiętała.
Siódmą, bo mama mogła umrzeć.
Ósmą, bo ja miałam siniaki.
Dziewiątą, bo przecież byłam jego ukochaną córeczką.
Nie dostałam więcej zawieszek.
Tata mnie już nie kochał, bo byłam duża.
Bo zrozumiałam, bo już się nie bałam.
Nie bałam się.
Nie potrzebowałam już więcej zawieszek.
Czy teraz ich potrzebuję?
Nie wiem.
Pamiętam o siniakach i jak mama prawie umarła.
Pamiętam o strachu i o tym jak bolało.
Ale nie pamiętam, że byłam jego ukochaną córeczką.
Przypomina mi o tym jedynie...
Bransoletka.

Step Brother [l.h]Där berättelser lever. Upptäck nu