Perspektywa Shawna
Od godziny ósmej miałem zajęcia. Pierwsza lekcja to wiedza o magii w sali 366. Szedłem korytarzem akademika mijając innych uczniów. Zbiegłem po długich schodach i już byłem na terenie szkoły. Teraz jedyne co mi pozostało, to znaleźć te klasę. Na parterze znajdowały się tylko numery od 1 do 50, co oznacza, że czeka mnie długa podróż na górę, a nawet nie wiem gdzie są schody prowadzące na piętro. Przy oknie zauważyłem brązowowłosego, chudego chłopaka w okularach z czarnymi oprawkami. Chyba muszę go zapytać o drogę. Podchodzę bliżej, a mój przyszły rozmówca nie podnosi głowy znad książek:
- Hej - zaczynam - mógłbyś mi pokazać, gdzie jest sala 366?
- Tak, tak - powiedział zamyślony - czekaj, ty masz zaraz WOM?
- Brawo mistrzu dedukcji - mamroczę pod nosem - jestem Shawn, a ty?
- Scott, no to będziemy się razem uczyć - odpowiedział z uśmiechem
Okazuje się, że w tej szkole są też normalni ludzie, a nie tacy jak ten, z którym mieszkam i jego dziewczyna. Podążam za Scottem. Skręcamy w lewo, w prawo, znów w prawo i naszym oczom ukazuje się winda. Wchodzimy do niej, drzwi się zamykają, a mój nowy znajomy naciska dziewiątkę. Po kilku sekundach znajdujemy się na właściwym piętrze. Pod klasą czeka już kilka osób. Jedna dziewczyna nerwowo przerzuca kartki w notesie i usilnie próbuje znaleźć coś wielce ważnego. Zadumana ma blond fale na głowie i wydaje się być strasznie drobna. Dopiero teraz zauważam, że mój kolega patrzy na nią z zachwytem w oczach. Szturcham go łokciem i pokazuję, aby do niej zagadał. Chłopak jednak nie próbuje nawet do niej podejść, musi być strasznie nieśmiały. Kiedy tak stoimy i czekam, ktoś z tyłu zasłania mi oczy. Zdejmuję dłonie osobnika z twarzy, po czym się odwracam. Mia! Łapię ją w talii i podnoszę do góry, a ona zaplata mi ręce na szyi. Wciąż trzymając ukochaną na rękach odzywam się do Scotta:
- Idioto - zaczynam - idź do niej.
- Może przedstawiłbyś mi swoją koleżankę? - o jak sprytnie zmienia temat, a ja odstawiam ją w końcu na ziemię
- Jestem Mia - w jej głosie słychać ogromną radość - i mam pewien pomysł dotyczący tej blondi.
Naszą rozmowę przerywa dzwonek. Na korytarzu pojawia się kobieta w średnim wieku, z idealnie zrobioną fryzurą,perfekcyjnie wyprasowaną koszulą, spódnicą i czarną peleryną. Otwiera drzwi na odległość, jednym ruchem dłoni. Wchodzi energicznie do wielkiej sali i staje za biurkiem. Kładzie na nim dziennik, podręcznik i jakiś zeszyt. Mia od początku wciela swój plan w życie. Zajmuje dla nas czteroosobową ławkę i ciągnie niziutką blondynkę za rękę. Siadam koło mojej dziewczyny, a ona koło nowo- poznanej koleżanki, zaś Scotta usadza obok jego miłości. Sprytnie. W końcu sama siada na miejsce i wypakowuje swoje rzeczy. Kiedy jej ręka leży na ławce, łapię ją i uśmiecham się do szatynki. Nagle rozbrzmiewa donośny głos:
DZIEŃ DOBRY MŁODZIEŻY! NAZYWAM SIĘ PENELOPE STASINPIE I BĘDĘ WAS UCZYĆ CUDOWNEGO PRZEDMIOTU, JAKIM JEST WIEDZA O MAGII! NAUCZYCIE SIĘ ROZRÓŻNIAĆ RODZAJE MOCY I DOWIECIE SIĘ, DLACZEGO JESTEŚCIE SIĘ W STANIE Z KIMŚ DOGADAĆ, A Z KIMŚ INNYM NIE, TAK MOIM DRODZY! TO TEŻ JEST ZASŁUGA WASZEGO DARU! DLA PRZYKŁADU POPROSZĘ DO SIEBIE PANA SHAWNA WALKERA I ANASTAZJĘ RENDING.
Nie no super...Lepiej być nie mogło. Wstaję z miejsca, to samo robi ukochana Scotta. Teraz wiadomo jak się nazywa. Oboje idziemy w stronę biurka. Anastazja jest przestraszona i patrzy się w podłogę z założonymi rękami. Pani Stasinpie chwyta mnie i ją za ramię i prosi, abyśmy opisali siebie kilkoma słowami i wskazuje na towarzyszkę moich cierpień, żeby to ona zaczęła.
- No więc - rozlega się cichutki głosik, a twarz rozmówczyni robi się czerwona - jestem nieśmiała, wstydliwa i nie lubię występować przed ludźmi - jej wypowiedź zdołałem usłyszeć tylko ja i nauczycielka, która każdy z tych przymiotników zapisała po lewej stronie tablicy
CZYTASZ
Our little secret
FantasyMała Mia zawsze chciała być jak mama. Tata dziewczynki walczył na wojnie, odwiedzał swoje skarby jedynie dwa razy w roku. Mieszkały w domu w środku lasu, daleko od zgiełku miasta, pochłonięte własnymi sekretami. Rose stara się by pokazać córce jak m...