6

1.9K 159 11
                                    

Wreszcie po kilku dniach i nocach nadszedł upragniony dwudziesty ósmy sierpnia. W tym dniu wszyscy mieli w planach wybrać się na zakupy szkolne, a Syriusz miał im towarzyszyć. Harry cieszył się bardziej niż w poprzednich latach, ponieważ jego chrzestny został uniewinniony. Proces miał miejsce po tym, jak tamtej pamiętnej nocy schwytano Petera w ministerstwie. Chłopak pamiętał przerażenie Glizdogona, gdy usłyszał wyrok; Azkaban przez piętnaście lat, a potem – jeśli będzie żył – zostanie złożony mu pocałunek dementora. Ta kara była dowodem na to, jak daleko sięga okrucieństwo Ministra i sztabu ludzi z nim współpracujących. Z drugiej strony Potter miał świadomość, że mężczyzna poniekąd zasłużył na taki los. Bez zawahania zdradził jego rodziców, którzy musieli ponieść śmierć, a na niego tym samym spadł ciężar ocalenia cholernego świata czarodziejów. Gdyby nie ten człowiek miałby żyjących rodziców i kochający do. Syriusza znałby od małego, nie musiałby być sprzątaczką u Dursley'ów, gdzie traktowano go gorzej niż skrzata domowego. Nikomu nie udałoby się pozbawić go uprawiania magii, a przede wszystkim nie chodziłby w tych szmatach po Dudley'u.

Brunet poczuł pieczenie pod powiekami, więc jak najszybciej odepchnął od siebie ponure myśli. Nie ma co gdybać, bo to i tak nic nie da. Trzeba skupić się na tym co jest, co mam, a nie na tym, co by było gdyby. Oni nie żyją, ale jest Syriusz. On Cię kocha i nie opuści za nic w świecie. Z tymi myślami ruszył do łazienki, by wziąć prysznic i przygotować się do zejścia na śniadanie. Nie zajęło mu to dużo czasu, więc nie zdziwił się gdy przy stole zastał jedynie swego ojciec chrzestnego. Mężczyzna uśmiechnął się do niego szeroko znad czytanego Proroka.

– Dzień dobry – odezwał się biorąc łyk kawy.

– Cześć, staruszku – przeciągnął się młodszy i zaśmiał na widok lekkiego grymasu, jaki wstąpił na twarz Blacka.

– Ja Ci dam staruszka! – zawołał, a następnie udając urażonego potworną zniewagą chrześniaka wrócił do czytania.

Po około czterdziestu minutach na śniadanie zeszli Draco i Susan. Oboje wyglądali bardzo dobrze, a starannie ułożone włosy współgrały z dopasowanymi ubraniami. Musieli iść w mugolskim stroju, ponieważ na zakupy wybierają się także do nie magicznej części Londynu.

– Dzień dobry wszystkim – powiedziała dziewczyna siadając między Syriuszem, a swoim bratem. Reszta domowników skinęła jej głowami z cichym pomrukiem w geście powitania.

Po zjedzonym śniadaniu wyszli przed dom, gdzie stał zaparkowany samochód Syriusza. Był to czarny pojazd marki BMW. Harry złapał się za głowę i zaczął skakać, na co Malfoy'owie spojrzeli na niego jak na idiotę.

– Matko Boska! Mamy samochód! Na gacie Merlina, Syri! Musiałeś za niego dać kupę szmalu! – wołał podniecony biegając wokół samochodu.

Mężczyzna tylko się uśmiechnął i w końcu po kilku minutach, gdy emocje Pottera opadły wsiedli do auta. W tym momencie w chłopaka zaczęły wstępować obawy, ponieważ znał dobrze swojego opiekuna i na myśl, że wsiadł z nim dobrowolnie do pojazdu przeszły go ciarki. Okazało się to jednak niepotrzebne, ponieważ Syriusz ku zdziwieniu Harry'ego świetnie prowadził. Do celu dojechali w kilkanaście minut nie łamiąc przy tym prawie żadnych przepisów drogowych. Ku rozbawieniu Harry'ego Draco omal nie narobił w swoje drogie spodnie, gdy inny kierowca zatrąbił na nich. Musiał bardzo się natrudzić, by nie rzucić w stronę arystokraty żadnym kąśliwym komentarzem.

Po jakimś czasie znaleźli w końcu miejsce parkingowe, gdzie zostawili samochód i ruszyli w stronę dużego, oszklonego budynku z napisem "Galeria". Harry nie okazywał tego, ale naprawdę się cieszył. Jeszcze nigdy nie był na zakupach w galerii! Przynajmniej nie w celu kupienia sobie czegoś, co byłoby tylko jego. Uśmiechnął się, gdy chłodne powietrze uderzyło w jego twarz. Ruszyli do pierwszego sklepu, w którym spędzili około dwudziestu minut. W świetnych humorach wyszli, kierując się do następnego. I jeszcze kolejnego. A potem do jeszcze jednego. W ostatnim sklepie jednak zdarzyło się coś, z czego brunet – jak sam powiedział – będzie śmiał się jeszcze przez najbliższych trzydzieści lat.

Otóż gdy szedł do przebieralni z pokaźnym stosem ubrań przewieszonymi na przedramieniu zauważył, że Draco również przegląda ubrania, w poszukiwaniu wymarzonej, białej koszuli z czarnymi, skórzanymi wstawkami na mankietach i kołnierzyku. Nie znalazł jej jednak na wieszaku, dlatego wpadł na naprawdę "genialny" pomysł. Jak się okazało, fenomenalnym był on tylko dla niego samego.

– Halo! Proszę zostawić tego manekina! – sprzedawca w kilka sekund podbiegł do blondyna trzymając kukłę za głowę. Ślizgon uparcie jednak ją ściskał, nie mając zamiaru puścić.

– Nie! – zawołał. – Chcę tę koszulę! Nie ma jej na wieszaku, więc chcę tę z wystawy!

– Proszę zostawić tego manekina! Ostrzegam pana, bo wezwę policję! – starszy pracownik zaczął czerwienić się na uszach i szyi, wkładając ogrom wysiłku w ratowanie własności sklepu.

Do akcji wkroczył Syriusz.

– Dobrze, niech się pan uspokoi, to naprawdę nie będzie konieczne. Draco, puść tego manekina, na szczerbate konie. Ja zapłacę za tę koszulę – sprzedawca widząc grubość portfela Blacka odpuścił i udał się z Syriuszem do kasy. Harry wręcz skręcał się ze śmiechu, jednak był w przebieralni, więc nikt go nie widział. Dziękował za to Merlinowi i innym bóstwom.

Około godziny czternastej poszli na Pokątną, by dokończyć zakupy szkolne. Zaszli do Apteki, by uzupełnić zapasy składników potrzebnych do eliksirów. Mimo, że nie lubił Snape'a, to chciał zostać Aurorem, co wiązało się z kontynuowaniem zajęć prowadzonych przez tego starego nietoperza. Ze zmniejszonym w kieszeni pakunkami wyszli na brukowaną ulicę, by udać się do księgarni. Brunet był tak zamyślony, że nie zauważył postaci idącej z naprzeciwka, w efekcie czego zderzył się z nią i upadł na ziemię.

– Jak leziesz, Potter? – warknął rudowłosy chłopak, który do niedawna był dla niego jak brat. Odebrało mu mowę. Potter? Teraz jestem Potter? A gdzie Harry? Ron, dlaczego?

– No i co się tak gapisz? – wysyczał, rzucając mu wściekłe spojrzenie.

– Ron, co z Tobą? To ja, Harry, Twój kumpel – starał się nie załamywać, lecz czuł, że głos zaczął mimowolnie zdradzać, jakie emocje zacząły nim w tej chwili targać.

– Proszę Cię. Nie jesteś naszym przyjacielem. – kolejna rana.

– Naszym? – zadrżała mu warga.

– Tak – zza Wesley'a wyszła ona. Piękna, brązowowłosa dziewczyna. Harry'emu zaczęło mimowolnie szybciej bić serce. Moja Mionka, pomyślał. – Nie jesteś naszym przyjacielem. Nie chcemy mieć nic wspólnego z Tobą, ani ludźmi Twojego pokroju. Jesteś żałosny. I co, popłaczesz się na środku ulicy? I to niby ty masz ratować nasz świat? – zakpiła, dumnie unosząc głowę.

Brunet był w szoku. Jego cały świat runął właśnie bezpowrotnie na miliony, jak nie miliardy drobnych kawałków, a serce zostało po prostu starte na pył. Przez cały czas łudził się, że może jednak im przejdzie, że będą przy nim. Jak bardzo naiwny był. Spojrzał w dół, nie mogąc patrzeć w jej piękne oczy, które pomimo wszystkich ciosów, jakie zadała jego duszy tak kochał. I wtedy zobaczył to, przez co jedna łza uciekła z jego oka; ich dłonie, które były złączone w mocnym uścisku. Jak chciałby, aby na miejscu ręki rudzielca znajdowała się jego własna.

– Och, widzę, że jesteście razem. Życzę Wam szczęścia. – i odwrócił się, odchodząc do księgarni. Całe szczęście, że reszta nie widziała jak się kłóciliśmy, pomyślał popychając drzwi, nad którymi delikatnie zadźwięczał dzwoneczek. Uniósł głowę i stanął twarzą w twarz z Malfoy'em.

-Możesz mi powiedzieć Potter, o co tu chodzi?

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 09, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Błękitne różeWhere stories live. Discover now