2

2.7K 176 9
                                    

Około godziny trzynastej Harry zszedł na dół, by razem z innymi zjeść obiad. Był już spokojniejszy, aczkolwiek cała ta sytuacja nadal mu się nie podobała. Gdy wszedł do kuchni wszyscy już byli, brakowało tylko jego. Automatycznie utkwił mordercze spojrzenie w blondynie, który — ku jego irytacji — nie zwracał na niego najmniejszej uwagi. Blondyn rozmawiał spokojnie z Syriuszem, ale Potter nie wiedział o czym, ponieważ w tym momencie rozległ się huk i chłopak widział już tylko podłogę. Czuł, jak czerwieni się zły sam na siebie za to, jak spektakularną glebę zaliczył na oczach Malfoy'ów. To było gorsze od pamiętnego pocieszania Cho. Łapa skoczył na nogi i szybko znalazł się przy Gryfonie. Uklęknął obok niego, następnie pomagając mu usiąść.


— Harry, wszystko w porządku? Mocno się uderzyłeś, dzieciaku? — dopytywał się nerwowo mężczyzna.


— Nic mi nie jest — powiedział z irytacją chłopak, po czym wstał i usiadł przy stole. Był zażenowany jak chyba nigdy w życiu, przez co zagryzł mocno dolną wargę usilnie wwiercając spojrzenie w wyszorowany blat.

Super, gleba przy nich. Cały Hogwart się dowie — pomyślał, za chwilę jednak karcąc się. — Skończ, kretynie. Masz poważniejsze problemy niż durne plotki. Nie, ja chyba mam świra, gadam sam ze sobą.


— ...i wtedy on na to, że powinni zabronić quidditcha na Czarodziejskiej Olimpiadzie. Stwierdziłem, że nie będę się z nim kłócił, i tak mam rację. — do świadomości zielonookiego ledwo docierał głos Malfoy'a, ponieważ zbyt głęboko był zatopiony we własnych myślach.


-A ty co o tym sądzisz, Harry?- dobiegł go głos Susan. Brunet spojrzał na nią niewidzącym wzrokiem. Nie miał bladego pojęcia na jaki temat toczyła się rozmowa, aczkolwiek nie zaprzątał sobie tym głowy. Miał gdzieś maniery.

— Nie mam zdania w tej kwestii. — rzucił na odczepnego. Dziewczyna uniosła tylko brwi, a jej brat cicho prychnął, za co otrzymał oburzone spojrzenie Gryfona, który jednak postanowił nie zaczynać kłótni. Nie z pustym żołądkiem.


Obiad był wyśmienity, podana została kaczka faszerowana ziemniakami oraz surówka z młodej kapusty i marchwii. Po skończonym posiłku głos zabrał Syriusz.


— Susan, może opowiesz nam o swoich planach na przyszłość? — zapytał patrząc na dziewczynę z uśmiechem. Potter przewrócił oczami na to, w jak oczywisty sposób jego chrzestny próbuje pokazać mu te „najlepsze" cechy młodej Malfoy. Blondwłosa odpowiedziała mu tym samym promiennym uśmiechem i, spoglądając kokieteryjnie na Harry'ego, zaczęła mówić.


— Mam bardzo ambitne plany, co do mojej przyszłości. Chciałabym zostać aurorem, lub pójść na Wyższe Studia Eliksirów i Zielarstwa im.Stevena Paula Granta* — jej ton był bardzo przemądrzały, na co Potter się skrzywił. Bardzo przypominała mu teraz Hermionę z początków pierwszego roku nauki. Nienawidził dziewczyn, które mają tak wysokie zawyżone ego. Ku jego zdziwieniu Draco również wykrzywił twarz w grymasie.


— No no, widzę Harry, że Twoja przyszła żona stawia Ci wysoką poprzeczkę — Black zaśmiał się serdecznie, lecz chwilę później tego pożałował.




— Mój ojciec musiał być mocno pochrzaniony, skoro zdecydował się na zaaranżowanie tego ślubu. Z nikim nie mam zamiaru się żenić, zrozum, Syriuszu! — warknął wściekły i czując jak ma dosyć tego wszystkiego wstał gwałtownie od stołu.


— A kto się Ciebie pyta o zdanie? Tak już jest w świecie czarodziejów. Rodzice aranżując małżeństwa nie myślą o dzieciach, czy tego chcą czy nie. Nie wszystko może być takie jakie chcesz, nie o wszystkim musisz decydować. Takie jest życie, Potter — rzekł z irytacją Malfoy patrząc na niego z uniesioną brwią. Złość wręcz emanowała od niego zagęszczając już tak ciężkie powietrze.


Brunet tylko pokręcił głową z krzywym uśmiechem. Zasunął za sobą krzesło i wyszedł szybkim krokiem z kuchni. Chwilę po nim wyszedł również Draco, który następnie skierował się na górę, pogrążony w swoich myślach. Pomyślał, że Susan przegina, ale Potter też mógłby się w końcu ogarnąć. Miał już po dziurki w nosie jego humorów, a był w tym domu zaledwie godzinę. Na myśl l tym, że czeka go jeszcze miesiąc do końca wakacji jego żołądek zawiązywał się w supeł.


Idąc korytarzem mijał właśnie drzwi do sypialni Harry'ego, gdy nagle zatrzymał się jakby nogi wrosły mu w podłogę. Czy Potter właśnie... Płakał? Przystanął pod drzwiami, za którymi skulona na łóżku chłopak był przekonany, że nikt nie słyszy jak zalewa się łzami.


Rzadko zdarzało mu się płakać. W całym dotychczasowym życiu takie sytuacje miały miejsce może kilka razy. Mieszkanie z Dursley'ami skutecznie nauczyło go, że tylko słabi ludzie pozwalali sobie na użalanie się nad sobą. A Harry nie był słaby. Był silnym czarodziejem, który miał po prostu za dużo na głowie. Cała ta wojna odciskała piętno na jego życiu prywatnym, którego w sumie na dobrą sprawę nie miał. Ludzie myśleli, że chce bogactwa i sławy. Ale nikt nie pomyślał, że oddałby wszystko za to, by być dla kogoś najważniejszą osobą na świecie. Że chciałby choć na jeden dzień zapomnieć o całej tej przepowiedni, o bitwie, która kiedyś nadejdzie. O Voldemorcie. O mugolach, którzy zabijani są codziennie.

Wkrótce szloch ucichł, a brunet pogrążył się w niespokojnym śnie.
Blondyn nadal stał pod drzwiami, trzymając delikatnie dłoń na ich powierzchni; zupełnie jakby przy mocniejszym nacisku mógł obudzić chłopaka znajdującego się za nimi.

— Nie załamuj się, Potty. Wszyscy jesteśmy tu z Tobą. — wyszeptał, po chwili zabierając dłoń i bezszelestnie udając się do swojej sypialni.



***** ***



Gdy obudził się ze swej drzemki Harry wyszedł do ogrodu, w którym byli Syriusz i Susan. Oboje karmili ryby w oczku wodnym śmiejąc się przy tym do rozpuku.

Ja nie ogarniam, co ich tak bawi?


Skierował swoje kroki do altanki, gdzie ostatnimi czasy lubił spedzać czas. Uniósł brwi do góry, kiedy zdziwiony spostrzegł, że w budce już ktoś siedział.



— Nie za wygodnie Ci, Malfoy? — zapytał, na co ku zadowoleniu bruneta, chłopak się wzdrygnął. Blondyn jednak szybko zreflektował się, a jego twarz przyjęła beznamiętny wyraz.


— Ujdzie — odpowiedział zdawkowo, nieświadomie przesuwając się i robiąc tym samym miejsce Harry'emu. Chłopak zmarszczył brwi, jednak usiadł obok blondyna nie komentując jego zachowania. Siedzieli w ciszy, ale dziwnym dla Harry'ego było to, że ta cisza mu odpowiadała. Była miłą odmianą od jego rozgadanych przyjaciół. Poczuł ukłucie w sercu na myśl, że już nie chcą go znać. Malfoy chyba posiadał zdolność legilimencji, o czym świadczyło zadane przez niego pytanie.


— A gdzie Szlama i Wiewiór? Nie powinni celebrować razem z Tobą faktu, że już nie jesteś skrzatem domowym? — charakterystyczne przeciąganie sylab działało brunetowi na nerwy, lecz bardziej zabolało go wspomnienie jego byłych przyjaciół.



— Ja... Sam nie wiem — przyznał brunet cicho, patrząc w dół. Blondyn uniósł wysoko brwi i spojrzał na niego uważnie.


— Chcesz o tym pogadać? — zapytał dalej na niego patrząc. Harry gwałtownie poderwał głowę i wbił wzrok w szarookiego chłopaka.

Chyba mnie całkiem pogięło, zwierzam się Malfoy'owi. Świat oszalał.



— Niby dlaczego sądzisz, że Ci się zwierzę? Nie jesteśmy nawet znajomymi czy coś. — Potter prychnął, uznając atak za najlepszą formę obrony.



— Nie naciskam, ale każdy czasami musi się wygadać. Nie robię tego dla Ciebie, ale raczej rozkojarzony nie pokonasz tego starego dziada. A widać, że Cię to męczy. — w jego głosie nie było o dziwo drwiny, ale szczerość.



Harry bardzo chciał, by ktoś mu pomógł. Ale nie mógł z tego skorzystać. Nie teraz.


— Nie mogę, na razie zapomnij. Może potem — bąknął i szybko oddalił się w stronę domu, zostawiając Draco w altance.



Oj, Potty, co oni zrobili, że tak się zmieniłeś?



***** ***

Miłego dnia! ♥️

Błękitne różeWhere stories live. Discover now