5

2.1K 170 8
                                    

Następnego ranka Syriusz nie potrafił dobudzić ani Harry'ego, ani Draco. Pomyślał wtedy, że pewnie znowu spędzili całą noc na grach i rozmowach, przez co w tym momencie nie byli w stanie chociażby unieść powiek. Mężczyzna odszedł więc i skierował się ku schodom, aby zejść do kuchni krzywiąc się przy tym okropnie na ból umiejscowiony w prawej kostce. Ostatnio dyskomfort występował dosyć często — ból pojawiał się nagle i znikał równie szybko. Nie wspominał jednak o tym nikomu — postanowił nie martwić tą sprawą swojego chrześniaka, który w jego ocenie miał już wystarczająco dużo problemów na głowie.


To tylko dzieciak.



Po niecałej godzinie młody Potter obudził się i usiadł na łóżku, przecierając zmęczone oczy. Założył okulary na nos i przeciągnął się z cichym westchnieniem. Nie mógł poradzić nic na to, że zalała go fala wspomnień. Początkowo myślał o poprzednim wieczorze, lecz szybko uciekł wspomnieniami do poprzednich lat swojego życia. Poczuł złość na dyrektora, ale przez to przebijało się również inne, silniejsze uczucie — miłość. Mężczyzna był dla niego niczym dziadek a przynajmniej tak postrzegał go Harry. Nigdy nie zaznał luksusu posiadania dziadków, dlatego to w Dumbledorze widział swojego mentora. Aczkolwiek odkąd Voldemort się odrodził Potter zauważył, że zaufanie jest jednostronne — Albus przestał mówić mu o wielu ważnych kwestiach, które w większości dotyczyły jego samego, co doprowadzało chłopaka do szewskiej pasji. A jednak pomimo tych wszystkich sytuacji, w których jego życie było zagrożone, Harry nadal go kochał.

Parsknął w myślach na to, co kotłowało się w jego głowie. Każde rozmyślanie na temat świata magicznego kończyło się tak samo — w końcu zaczynał krążyć wokół osób Rona i Hermiony. Bolała go świadomość, że tak naprawdę nigdy nie miał przyjaciela. Zawsze uważał za nich tę dwójkę, jednak kiedy sprawy zaczęły naprawdę poważnie się sypać oboje pozostawili go samemu sobie. Miał do nich żal, ponieważ razem przeszli naprawdę wiele — nie chodziło tylko o przygody. Wspólna nauka, niezapomniane, radosne chwile... Teraz marzył, by ktoś rzucił na niego obliviate i usunął to wszystko z jego głowy. Każdy obraz, każde słowo. By nie pamiętał i nie miał do czego tęsknić. Zamknął oczy, a myśli same pomknęły w stronę wspomnienia ich ostatniej rozmowy. A raczej kłótni.

Dlaczego, nawet ty Hermiono, mnie opusciłaś? Tak strasznie za Tobą tęsknię. Dlaczego jak zawsze zaczyna mi na kimś zależeć, to ten ktoś odchodzi?


Ze łzami w oczach wstał i podszedł do biurka, na którym leżał pergamin i kałamarz. Wziął do ręki pióro i zaczął skrobać w swoim pamiętniku. Kiedyś tego nie rozumiał i śmiał się, że to babskie, ale teraz tylko to mu pomagało. Czuł się lepiej, gdy przelewał wszystko na papier.

Kochał ją.

Nie wiedział nawet, kiedy zaczął myśleć o Hermionie jak o dziewczynie, a nie przyjaciółce. Podejrzewał, że coś zadziało się w noc, gdy ratowali Syriusza przed dementorami pod koniec trzeciego roku. Wtedy jednak to zignorował — oboje mieli po trzynaście lat. Dopiero gdy ją stracił dostrzegł, że tęsknota miażdży mu serce w inny sposób niż bylo to w przypadku rudzielca.

Lecz w tym właśnie, Ronald Weasley był od niego lepszy. To on teraz spędzał z nią czas, mógł zabiegać o jej względy, przytulać ją. Zostawiać na jej delikatnej skórze gorącą ścieżkę po dotyku swoich palców. To Ron miał teraz Hermionę dla siebie, a najgorsze i jednocześnie najlepsze było to, że Hermiona pewnie odwzajemniała jego uczucia. Cóż, nikt nie powiedział, że pierwsza miłość musi być odwzajemniona, ale dlaczego to tak cholernie musiało boleć? Na szczęście dziewczyna o niczym nie wiedziała, ponieważ Potter wiedział, że nowa wersja Hermiony by go wyśmiała i znieniawidziła, o ile się da, jeszcze bardziej.



Błękitne różeWhere stories live. Discover now