¤Pomoc

2.9K 113 16
                                    

Ten oneshot jest zrobiony na podstawie tylko i wyłącznie filmu. To jest moment od pierwszego spotkania Alec'a i Magnus'a, do drugiego, czyli momencie, kiedy Lightwood umierał.

Prezes Miau, biały, niewielki kot z szarymi pręgami na grzbiecie, leżał właśnie rozłożony wygodnie na dużym, bujanym fotelu i z zainteresowaniem przyglądał się swojemu właścicielowi. Wielki Czarodziej Brooklyn'u zdecydowanie nie przypominał siebie, chodził z kąta w kąt, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Ciągle nie dawał mu spokoju sposób w jaki pożegnał się z Clary, wyglądało na to, że jej przyjaciel miał wtedy kłopoty. Z resztą, kogo to dziwi, Przyziemni są niczym magnesy na problemy. A czy one i ten cały Simon interesowały Magnus'a? Nic z tych rzeczy. Skoro jednak ta cała gromadka "najlepszych przyjaciół" pojawiła się u niego na przyjęciu, to również razem poszli odbić Przyziemnego z rąk Nocnych Dzieci. To natomiast oznacza, że on - uroczy Nefilim o ślicznych, niebieskich oczach - też poszedł. Tak to w końcu bywa w przypadku parabatai. Cholera. Bane miał zdecydowanie złe przeczucia do tej wielkiej wyprawy, niczym z filmów sci-fi. Szczególnie, że Dumont nie należał do miejsc najbezpieczniejszych na świecie. Minęły dwa dni aż telefon Magnus'a zaczął dzwonić. Tym razem nie obsypana brokatem ręka sięgnęła po słuchawkę telefonu.

- Magnus, jest problem - usłyszał głos z drugiej strony. - Z Alec'iem jest coraz gorzej, runy nie działają.

Bane wstał i od razu ruszył prosto do łazienki. Minęła chwila już zamykał drzwi swojego mieszkania na klucz. Szerokie poły czarnego płaszcza powiewały, kiedy Wielki Czarownik Brooklyn'u szybkim krokiem przemierzał korytarz nowojorskiego Instytutu. Nie zwrócił uwagi, kiedy za jakimiś drzwiami, które minął, usłyszał krzyki Jace'a, Clary, a nawet Valentine'a, który powinien być martwy. Zignorował nawet parę na wpół ognistych demonów, które niczym pustynna burza, przemknęły przez równoległy korytarz. Delikatnie i cicho otworzył drzwi do sali chorych. Od razu rzucił mu się w oczy obraz najstarszego Lightwood'a, leżącego nieruchomo na jednym z łóżek. Bane szybko do niego podszedł i nachylił się nad nim, kładąc dłoń na czoło nieprzytomnego. W tle było słychać dwa głosy, które nie miały zielonego pojęcia o jego istnieniu. Do czasu.

- Ej! - krzyknęła w jego stronę Isabelle, czarownik spojrzał na nią i poprawił kaptur, odsłaniając twarz. - Magnus?

- Potrzebuję tego wszystkiego. Dużo - dodał, rozkazującym tonem głosu i wyciągnął rękę w jej stronę, trzymając między palcami zwiniętą na pół kartkę.

Kobieta wzięła papier i przekazała go swojemu towarzyszowi, "temu cholernemu Przyziemnemu" - jak nazwał Azjata w myślach Simon'a, po czym zniknęli za drzwiami.

- Alec? - mruknął cicho, czarownik, zdejmując dłoń z rozpalonego i wilgotnego od potu czoła.

Kiedy szesnastoletnia Lightwood i Przyziemny się pojawiali, Magnus przyłożył dłonie do ciała Alexandra, jedna wylądowała na krtani, druga natomiast na sercu, wcześniej posmarował jednak ranę na karku, czyli miejsce, które "oznaczył" Abbadon. Czarownik użył swojej mocy i odetchnął z ulgą. Kiedy Bane i nieprzytomny Nefilim ponownie zostali sami, Azjata podsunął sobie krzesło i wygodnie się na nim rozsiadł. Zdjął z głowy kaptur i wziął głęboki wdech. Już od bardzo dawna nie używał tak dużej ilości swojej mocy, więc musiał przyznać, że do przyjemności to nie należało. Dla kogoś innego mogło się to wydawać banalną sztuczką, jednak Magnus z całą pewnością mógł zapewnić, że tak nie było. Im bliżej jest ktoś śmierci, tym trudniej jest mu pomóc. Czarownik, mimo swojego zmęczenia i chęci na drinka, nie miał zamiaru nawet myśleć o pozostawieniu w tej chwili Alec'a.

- Oj, Alexandrze - westchnął, delikatnie bawiąc się jego palcami. - Jakim cudem dałeś radę się tak załatwić?

Spuścił delikatnie głowę. Nocny Łowca będzie żył, to najważniejsze. Jednak czy to oznacza, że Magnus będzie miał pozwolenie na bezkarne całowanie ust Nefilim i ciągłe patrzenie w jego niezwykłe oczy?

- Niebieskie oczy i czarne włosy. To moja ulubiona kombinacja - pomyślał z rozbawieniem.

- Mów mi "Alec" - odezwał się cichy i zachrypnięty głos.
Kocie oczy czarownika zabłyszczały i szybko spojrzały na właściciela głosu. Gideon patrzył na niego, próbując nie pokazać tego, jak "niefajnie" się w tym momencie czuje. Uśmiechnął się, co zostało odwzajemnione prawie od razu.

- Co ty tu robisz? - zapytał, odkaszlując wcześniej.

- Wygląda na to, że cię ratuję - odpowiedział czarownik. - Jak się czujesz?

- Strasznie, tragicznie, fatalnie, niefajnie, źle... - zaczął wymieniać przyprawiając tym Magnusa o śmiech.

Alec odwrócił głowę, czując jak jego policzki płoną. Magnus, dla Aleca, nie musiał mieć stojących włosów, tony brokatu, mocnego makijażu czy świecących ubrań na sobie. Czarownik był pod tym względem wyjątkowy, że z łatwością potrafił doprowadzić osiemnastolatka do rumieńców czy speszenia.

- Alec? Co się stało? Jesteś cały czerwony... - oto niezbity dowód na to, że Bane potrafił być okrutny, kiedy tylko chciał, nawet dla osoby, która go kręci.

Magnus wstał z zajmowanego miejsca i nachylił się nad Nocnym Łowcą. Alec wstrzymał powietrze, czując na swoim policzku gorący oddech czarownika.

- Coś się dzieje? - wymruczał, delikatnie, niczym jedwab, muskając swoimi ustami warg Lightwood'a. - Powiedz, że mi pozwalasz, czarujący Nefilim - wyszedł mu do ucha.

- Nie - odpowiedz przyszła szybko i zupełnie zaskoczyła czarownika.

Zrzucony z pantałyku Bane usiadł z powrotem na krześle. Jak to nie? Przecież Jemu - Wielkiemu Czarodziejowi Brooklyn'u nikt nie odmawia. Cholera, to wszystko pewnie przez tego blondyna. Azjata musiał przyznać, że nawet on zawiesiłby oko na nim, gdyby nie te niebieskie tęczówki, wpatrzone w niego na przyjęciu.

- Wybacz, Magnus - głos Alec'a nadal był słaby. - Ale myślę, że nie powinniśmy tego robić.

- Dlaczego? - zapytał Magnus, po przegranej walce ze swoją ciekawością, cholera, ona zawsze wygrywa.

- To trochę za szybko - mruknął, znowu się rumieniąc. - Poza tym, a jak ktoś wejdzie? Dobrze wiesz, że Clave nie może się dowiedzieć.

- Spokojnie - westchnął czarodziej i pogłaskał delikatnie policzek Alexandra.

Chwile jeszcze porozmawiali aż Magnus nakazał Nocnemu Łowcy iść spać. Po paru przekomarzankach Bane wygrał i Alec musiał ulec. Kiedy zasnął, czarodziej pocałował go w czoło i wyszedł, nie pozostawiając po swojej obecności żadnego śladu.



Nie Jedno <== MALECWhere stories live. Discover now