6

4.4K 285 5
                                    


To już pięć nocy w rezydencji. Złość, którą czułam do mamy pozwalała mi za nią nie tęsknić, ale brakowało mi cholernie moich przyjaciół. Dotąd byliśmy nierozłączną paczką. Zawsze ktoś wiedział, co się dzieje z daną osobą, gdy jest nieobecna. A tu taka Greys nie powiadomiła ich o swoim wyjeździe i nie powiadomi. Telefon niefortunnie upadł mi rozbijając szybkę. Nie był mocny więc się już nie włączył. Wstyd się przyznać ale nie znałam ich numerów telefonu.

Nigdy nie miałam głowy do numerów!

Nie poczułam też potrzeby nowego telefonu, ani tego by się prosić o spotkanie Jack'a. Wystarczająco narobiłam.

Od rana miałam jakąś migrene. Kręciłam się po pokoju nie wiedząc co z sobą zrobić. Jack gdzieś się wybrał, podejrzewałam, że na łowy. Michael też nie odwiedził mojego pokoju. Ubrałam się w normalne ciuchy, które udało mi się zdobyć od mamy i zeszłam do holu. Znudzona usiadłam na sofie przed oknem, nie odkrywając zasłon co mnie sfrustrowało.
Patrząc na swój odcień skóry mogłam powiedzieć, że wyglądam jakby mnie na słońce nie puszczali.

Zapragnęłam spaceru. W rogu holu przy szafce z butami oparta była czarna parasol i leżały okulary przeciwsłoneczne. Uśmiechając się do siebie wzięłam przedmioty, nałożyłam okulary i rozwinęłam parasol. Galopem ruszyłam do ogromnego ogrodu. Od tych pięciu nocy zastanawiałam się kto pielęgnuje w nim te wszystkie rośliny. Przechadzając się widziałam różne gatunki krzewów, drzew i kwiatów. Nawet zrobiłam bukiet.

Po godzinnej zwiedzaninie potwierdziłam tezę ogromnego ogrodu albo miałam wrażenie, że widziałam tylko skrawek. Trafiłam do domu. Po holu chodził Jack w jedną i w drugą stronę.

- Ty chcesz, żebym pomyślał, że spaliłaś się? - panicznie zapytał.

- Nie, dlaczego? Jest ze mną ok. Potrzebowałam powietrza. - fuknęłam. Nie podobał mi się ton jego głosu.

- Kurwa! Greys ty nic nie rozumiesz?! A co gdyby nastąpił dalszy cykl przemiany i byś upadła i... - nie dokończył.

- Jack, wiem. Przepraszam.- uciszyłam go tym słowem. Nie często przepraszam.

- Co byś zrobiła...

- Jack! To ty mnie nie rozumiesz. Myślisz, że ja chcem tu być? - zażenowana zgięłam ręce w krzyż.

- Dalej nic nie rozumiesz. - odparł.

- Aż za rozumiem! I to wszystko to twoja wina! Ty mnie przemieniłeś! - krzyknęłam wbiegając na schody. Zwinnie przebiegł mnie, a ja tym razem pamiętałam o swojej umiejętności. Udało mi się go zgrabnie wyminąć i wbiegłam do pokoju. To wszystko wyglądało jak zabawa w ganianego.
Niestety wampir nie dawał za wygraną. Wbiegł tuż za mną. Chciałam krzyknąć "wyjdź" kiedy zasłonił mi swoją ręką usta.

- Jesteś piękna. - wyszeptał do mojego ucha powoli opuszczając rękę. Usiadłam na łóżku ciężko oddychając.

- Jack. - spanikowałam, gdy moje oczy przysłonił mrok.

- Zachowaj spokój Greys. Pamiętaj, to wszystko minie i stanie się lepsze. - dobrze o tym wiedziałam.
Chwilę później nic nie słyszałam. Przerażona, że nie mam słuchu wstałam z łóżka chcąc wyjść by coś usłyszeć. Jack mnie dopadł na schodach i mocno przytrzymał. Krzyczałam nie wiem jak głośno. Straciłam węch, słuch i wzrok. Szarpałam się z całej siły bez powodu. Może myślałam, że muszę coś robić albo nie mogłam spokojnie siedzieć. Jack się ze mną nasiłował. W ciele poczułam przypływ energii co w umyśle zdefiniowałam jako wampirza siła. Nie byłam już słabą ludzką powłoką. To coraz bardziej mną władało.

***

Obudziłam się w nocy. Przy mnie spał Jack. Otworzyłam oczy widząc dobrze w ciemności. Zaskoczona przyglądałam się każdemu kątowi pokoju. Nie był tak widoczny jak w dzień, ale chociaż miał lepszą ostrość. Nie chcąc go budzić delikatnie przesunęłam się na bok by zejść z łoża. Gdy to mi się udało założyłam na siebie koszulkę i wyskoczyłam z okna. Na mojej twarzy wystąpił uśmiech spowodowany idealnym upadkiem. Nic mnie nie bolało, nie złamałam nogi, nie skręciłam kostki.
Zachwycony wbiegłam w ogrodową dżunglę, biegnąc z ogromną prędkością między drzewami.
Mokre liście drzew ocierały się o moje ciało. Rześkie powietrze pierwszy raz wydało mi się wspaniałe.

Biegłam coraz dalej, a dżungli nie było końca. Przypominała bardziej las i pojawiły się w niej zwierzęta. Nie zwalniałam, nie zatrzymywałam się. To było dziwne ale poczułam czyjąś obecność. Przyspieszyłam, gdy przedemną pojawił się Jack. Omal go nie stratowałam! W ostatniej chwili przemieściłam się w bok.

- Jack! - krzyknęłam śmiejąc się.

- Dobrze. - pochwalił mnie również się uśmiechając.

- Złap mnie za rękę. - rozkazał co uczyniłam. Wzrok przekierował w przód wskazując kierunek naszej drogi. Bez słów biegliśmy między drzewami. Wspaniałe uczucie.
Możesz wszystko.
Tu nikt Cię nie skrzywdzi.
Nie ma ograniczeń.

***

Dotarliśmy do wysokiej góry siadając przy płynącym potoku. Noc, blask księżyca, natura i my - wampiry. Miałam pewność, że należe do nich.

- Wyglądasz pięknie w czarnych oczach. - skomplementował Jack trzymając mnie za rękę. - Jesteś tylko moja.

- Tylko twoja. - powtórzyłam. Nigdy nie sądziłam, że w ciągu trzech dni można zmienić tak swoje życie. Zakochać się, stać się wampirem i poznawać świat na nowo.

______________________________

Cześć wszystkim!
Wiem, że dawno nie dodałam rozdziału ,ale sczerze mówiąc przez ostatnie dwa miesiące zajęłam się nauką i olałam Wattpada ;-; Bogu dzięki mam Ferie i postaram się wpisywać co nie co. 💓

Wcielona- Wampiry ✔Where stories live. Discover now