Ciemna, drewniana podłoga wydała cichy pomruk niezadowolenia. Stąpałam po niej cichutko jak kot, ale i tak wredna posadzka dawała o sobie znać. Wpuściłam powoli powietrze. Za niedługo wyruszam do siedziby.
Zrobiłam 5 kroków w stronę małego regału. Przejechałam ręką po jego gładkiej krawędzi. Mój wzrok utkwiony był w małą ramkę ze zdjęciem. Była na nim mała dziewczynka z wysokim mężczyzną. Roześmiane twarze tych osób rozjaśnia to miejsce. Na tym zdjęciu jestem ja i mój ojciec. Matki nie znałam. Ojciec nigdy mi nie chciał powiedzieć, co się z nią stało. Zacisnęłam powoli rękę na krawędzi regału. Spokojnie, spokojnie.
Nie mogłam tak łatwo się zdenerwować. Próbowałam wyrównać oddech. Bicie serca przyspieszyło na wspomnienie o tamtym zdarzeniu. Krew w żyłach krążyła w błyskawicznym tempie. Odeszłam jak najszybciej od regału, od tego zdjęcia. Nie chciałam już go widzieć.
Gdy oddech powoli się wyrównał, moje ciało skierowało się w stronę małej szafy. Starta farba odsłoniła zniszczone, wygryzione przez korniki drewno. Drzwi powoli się uchyliły i pokazały zawartość. Mała ilość ubrań i do tego wszystko czarne. Nakrycia dostajemy czasem od TB, ale to raz na 2 lata. Przywożą wtedy paczki z żywnością i innymi rarytasami. Takie małe prezenty choinkowe. Wzdrygnęłam się. Uspokój się, Nat!
Pospiesznie wzięłam czarną, grubą, rozpinaną bluzę z kapturem. Trzasnęłam drzwiami, aż szafa jęknęła ze strachu. Ubrałam czarne glany i wyszłam z mojego mieszkania. Miałam ułatwione zadanie i nie musiałam iść przez opustoszałe ulice miast naszpikowane TB. Mieszkałam w małym bloku, jedyne okna, jakie tu były to te w moim pokoju. Z zewnątrz z budynku schodził tynk- jak z prawie każdego domu.
Echo mych kroków odbijało się po korytarzu. Gdzie nie gdzie wisiały jeszcze postrzępione zasłony i firany. Mrok spowijał powoli to miejsce. Przyspieszyłam kroku i zbiegłam truchtem po schodach. Przeskakiwałam niektóre stopnie. Zeskoczyłam i znalazłam się w "salonie". Był tu długi stół do narad oraz jeszcze inny do bilarda. Zmęczonym wzrokiem zbadałam cały pokój. Nikogo jeszcze nie ma.
- Czyli przyszłam przed czasem. - mruknęłam cicho pod nosem. Skrzyżowałam ręce i wypuściłam ciężko powietrze.
- A któż tak wcześnie zawitał te progi? - usłyszałam chichot. Niechętnie odwróciłam głowę i ujrzałam rosłego mężczyznę około trzydziestki.
-Przyszłam zaledwie ułamek sekundy temu - warknęłam. - Gilbercie - teraz to ja zaczęłam chichotać.
Usłyszałam ciche szczęknięcie zębów. Osoba nazwana Gilbertem omal nie wybuchła. Był cały czerwony z gniewu, który nim zawładnął. Prychnęłam cicho i czekałam. Mijały minuty za minutą, a Gilbert próbował rozpocząć jakąś rozmowę od oklepanych tematach. Ja odpowiadałam krótko - tak lub nie. Skrzyżowałam ręce i nadal oczekiwałam. Nikt się nie pojawiał. Cisza. Było słychać tylko świst wiatru.
- Czy stryjaszek zrobił sobie dzisiaj drzemkę, czy jak? - powoli traciłam cierpliwość.
Nagle do sali, niczym smok, wszedł mój wujek i reszta załogi. Drzwi rozstąpiły się jak przed królami. Ospałym wzrokiem spojrzałam na nich. Niechętnie ruszyłam do wujka. Był o wiele większy ode mnie. Ja niestety miałam tylko swoje 1.60 m wzrostu.
- Czy wiesz, która jest godzina?! - powiedziałam stanowczo.
- Strażnicy Śmierci zaatakowali pobliski szpital - odparł wuj - Wybili prawie wszystkich, którzy tam byli. - wstrzymałam oddech. Wszystkie dzieci... Pielęgniarki... Lekarze... Czy ich spotkał ten sam los co wtedy? Jak wtedy, w 2075 roku? Wzdrygnęłam się i schowałam ręce za siebie, by nie było widać mojej złości.
- Natasho, coś nie tak? - podniosłam gwałtownie głowę na wujka i kiwnęłam przecząco głową.
- Muszę się przejść... - odwróciłam się szybko i ruszyłam w stronę "bawialni". Otwarłam drzwi i usłyszałam tylko za sobą wykrzykiwane moje imię. "Wrota" zatrzasnęły się za mną z wielkim hukiem, że aż podskoczyłam. W pomieszczeniu panował mrok, lecz przez okna wpadał blask księżyca. Znowu, znowu, znowu! Uderzyłam pięścią w pobliską ścianę. Ile to jeszcze będzie trwało? 50 lat niewoli. Bieda, nędza. Czego trzeba, by to przerwać? Czy nasz los jest już osądzony?
Ściągnęłam moje buty i postawiłam je obok. Usiadłam. Mój oddech był szybki i płytki. Te wszystkie biedne dzieci... te osoby pracujące tam. Wszyscy, którzy byli w tamtym miejscu o tamtej porze. Czy oni są z siebie zadowoleni? Tyle pytań, tyle rozmyślań, jedna odpowiedź.
Nagle usłyszałam cichy szmer. Co to?
- Halo? - zaczęłam się rozglądać. Nagle poczułam czyjąś rękę na moich ustach. Zaczęłam się wyrywać. Wierciłam się, szarpałam. Nie, to nic nie da. Poczułam lekkie ukłucie w szyję i odpłynęłam w inny świat...
****
Meeh, rozdział nudny jak falki z olejem... Przepraszam, że tak długo czekaliście, ale piszę ten rozdział już drugi raz, za pierwszym razem Wattpad mi usunął, a był taki fajny... Nie zwracajcie uwagi na teledysk piosenki z mediów. To jest ending Tokyo Ghoul'a, no więc... xD Być może Mikołaj Aki przyniesie w prezencie rozdział?
~ Aki
YOU ARE READING
Rok 2084
ActionRok 2084. Świat jest zniszczony. Szare budynki. Zardzewiałe linie kolejowe. Zero radości, zero zieleni. Pustka. Miast pilnują TB8953, znani bardziej pod kryptonimem Strażnicy Śmierci. Gdy jakiś człowiek wyjdzie z miasta po godzinie 19:00, zostaje na...