Rozdział 11 - "Najmocniej przepraszam, ten powóz niesamowicie szarpie."

Magsimula sa umpisa
                                    

– Mam nadzieję, że chociaż tłoku w busie nie będzie – westchnęłam ciężko, opadając na metalową ławkę na przystanku.

Nie był to jednak zbyt dobry pomysł, o czym przekonałam się chwile później, czując przejmujący chłód zmrażający pośladki. Zerwałam się, przeklinając pod nosem i rzuciłam groźne spojrzenie śmiejącemu się półgębkiem mężczyźnie.

– Cholernie zabawne – mruknęłam z dezaprobatą, a on natychmiast się uspokoił.

Podszedł do mnie i pochylił się tak, by móc szepnąć do mojego ucha. Oczywiście zrobił to na tyle ostentacyjnie, bym nie miała złudzeń, że jestem od niego kilkanaście centymetrów niższa. Złośliwość demonów przekraczała czasami granice wszelkiej przyzwoitości. Żeby nawet w takiej chwili...

– Panienko, czy powinienem pomóc ci się ogrzać? – zapytał, zniżonym głosem, a kiedy odsunęłam głowę, by na niego spojrzeć, zobaczyłam jak spod jego przymrużonych powiek wydobywa się delikatny błysk czerwieni.

Nie zamierzałam zareagować jak mała, zawstydzona dziewczynka, chociaż właściwie to właśnie chciałam zrobić. Nie chciałam jednak dać demonowi tej satysfakcji. Zamiast tego zacisnęłam pięść, uśmiechnęłam się beztrosko, jakby jego propozycja nie była dla mnie ani odrobinę dziwna, i odparłam, udając pewną siebie:

– Jasne, jeśli umiesz to zrobić na tyle dyskretnie, by wszyscy się na nas nie gapili, to jasne.

Przyglądałam się jego twarzy, z dziką satysfakcją dostrzegając nutę zaskoczenia. Udało się. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi – i właśnie dlatego ją otrzymał. Byłam zbyt zmęczona całym tym głośnym dniem pełnym międzyludzkich interakcji, kolejna porażka nie wchodziła grę.

Niestety, tak jak się spodziewałam, dłoń mężczyzny powędrowała na mój obolały z zimna tyłek. Wiedziałam, że to nie było zbyt mądre zagranie. W pierwszej chwili chciałam wyjść z siebie, stanąć obok, palnąć sobie i jemu w łeb, a potem odejść w stronę słońca, nucąc jakiś radosny kawałek w stylu country o przemijaniu ciała i wieczności duszy, ale jakimś cudem udało mi się powstrzymać.

Samozwańczy służący bacznie obserwował moją reakcję, skupiłam się więc na tym, by nie krzywić się jak srający kot. Zachowałam zupełnie zobojętniałą postawę, a kiedy po chwili dłoń na mojej pupie zrobiła się ciepła, ogrzewając ją, odsunęłam się i podziękowałam mu za pomoc.

Nim zdążył odpowiedzieć, na przystanek zajechał autobus. Na szczęście, bo nieco obawiałam się tego, co powie. Znając Sebastiana, mogło to być coś na tyle zaskakującego, że całkowicie obnażyłabym przed nim emocje.

Weszłam do środka zbiorkomu, rozejrzałam się i westchnęłam niezadowolona. Sobota wieczór, a nigdzie wolnego miejsca. Zrezygnowana chwyciłam się pierwszej, lepszej metalowej rurki i zaczęłam w milczeniu wpatrywać się w szybę, w myślach zaklinając pasażerów, by wszyscy wysiedli na kolejnym przystanku lub zginęli w ogniu piekielnym, co, biorąc pod uwagę moją obecną sytuację, byłoby całkowicie wykonalne. Oczywiście w zaklinaniu nie byłam tak dobra, jak w przeklinaniu; byłam wręcz tragiczna. Udało mi się osiągnąć skutek odwrotny do zamierzonego. Dwa przystanki za Uniwersytetem do autobusu weszły cztery emerytki o laskach, kobieta z wózkiem i dwóch pijaków. Zrobiło się niesamowicie tłoczno, śmierdząco i głośno. Rozmowy o rodzajach jabola przeplatały się z komentarzami na temat młodzieży i opiniami o klejach do protez, a wtórował im płacz kilkumiesięcznego dziecka wyraźnie niezadowolonego z unoszącej się w powietrzu woni trawionego alkoholu. Pochyliłam głowę, ciesząc się w duchu, że chociaż nikt mnie nie dotykał, oczywiście za sprawą służącego, do którego nagle poczułam niesamowitą sympatię, a który usilnie lawirował pomiędzy pasażerami, za swój główny cel stawiając sobie odcięcie mnie od tego ludzkiego śmietniska. Zmęczenie zawsze mąciło mi w głowie, sprawiając, że na wierzch wychodziły emocje, takie jak wyżej wspomniana sympatia, których na co dzień bym nie czuła.

W stronę mroku - KuroshitsujiTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon